poniedziałek, 27 sierpnia 2012

25. L'enseignement

   Witam, przybywam do Was z nową notką, która co prawda miała być dużo wcześniej, ale nie wyszło. Tracę chęci do tego opowiadania, ale nie, nie przerwę go. Jest ewentualność, że mogę go zepsuć, mam jednak nadzieję, że tak się nie stanie.
   Widzę, że dużo osób lubi Darena i chciałoby więcej jego narracji i wątków z nim powiązanych. Tak więc, mam dla Was dobra nowinę. Po pierwsze dzisiaj macie troszkę Darena, a po drugie, jak niektórzy wiedzą, wspominałam już o drugiej serii tego opowiadania. Chyba wspominałam... A jeśli nie, to informuję Was teraz, że pierwsza seria zostanie zakończona niemiłym wydarzeniem, ale dzięki niemu, powstanie część druga. W części drugiej natomiast... będzie bardzo dużo Darena ; ). Ale fani Natha, nie mają się o co martwić, gdyż blondynek i nauczyciel na pewno nie odejdą do lamusa (nie mogłabym tego im zrobić, nawet jeśli wszyscy, jednego z panów znienawidzą).
Kiel
  Dziękuję za taki długi i miły komentarz. Cieszę się, że przestałaś być anonimowa i pozdrawiam również koleżankę ; ). Doczekasz się Olivera i Alexa, bez obawy, po pierwszej części tego, kończę tamto opowiadanie ; ). Przepraszam za skracanie Twojego snu, ale mam nadzieję, że chociaż troszeczkę było warto ^^. Pozdrawiam serdecznie ! 
P.S. Jak można wykopać Natha ?! ^^ 

Witam Basiu : )
_______________________________________________________________

 - Nic o mnie nie wiesz. - usłyszałem po chwili.  Przygryzłem wargę, czując się nieco zakłopotany. Miał rację, przecież nie znałem go zupełnie, był dla mnie obcym człowiekiem, którego widziałem kilkukrotny raz w życiu, a mimo to, osądziłem go. Ale któż zdolny jest, nie osądzać takich ludzi jak on? Czy nie drażni nas zachowanie takich osób? Czy nie stronimy od nich? Nawet jeśli na początku pragniemy ich poznać, prędzej czy później, chęć ucieczki wzrasta. Gorycz jaka z nich wypływa potrafi nas zniszczyć powoli, ale skutecznie. Można by rzec, że lepszym wyjściem jest odseparowanie się, ale co zrobić, gdy serce pragnie nuty masochizmu?
- Masz rację. I nigdy się nie dowiem. - wzruszyłem ramionami, próbując udać obojętność.
- Wedle pragnienia. - Nie miałem najmniejszej ochoty słyszeć takiej odpowiedzi, ale to utwierdziło mnie w przekonaniu, żeby trzymać się od niego z daleka.
  Drzwi otworzyły się, spojrzałem w ich stronę z nadzieją, na szczęście Nath wrócił całkiem szybko. Zgromiłem go wzrokiem, wiedziałem że doskonale mnie rozumie. Nasze relacje były, aż nadto , specyficzne.
- Sally, mój ojciec na Ciebie czeka, ma tylko chwilę, więc się pośpiesz. - głos mojego przyjaciela przerwał niezręczną ciszę, która nastała. Fioletowowłosy spojrzał na mnie, a lód bijący z jego spojrzenia, zmroził moją krew. Kiwną nam głową na pożegnanie, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
- Okej! Wiem! Przepraszam! - Nath zaskomlał niemal, od razu do mnie podchodząc. Gdy jego długie rzęsy zatrzepotały, a duże oczy spojrzały na mnie w błagalnym akcie, zrezygnowałem. Złość minęła jak ręką odjął, a ręce machinalnie powędrowały na jego biodra i przyciągnęły wątłą sylwetkę.
- Nigdy więcej. Mnie z nim nie zostawiaj. - powiedziałem, artykułując każde słowo. Jego śmiech dobiegł mych uszy. Uwielbiałem tego chłopaka, nasza przyjaźń była najcenniejszym gestem, jaki dostałem od losu. Był, tak na prawdę, jedyną osobą której mogłem zaufać, powiedzieć wszystko. Byłem głupi, ukrywając przed nim swoje prawdziwe ja, swoja przeszłość i relacje jakie wywiązywały się w moim życiu. Decyzja o ujawnieniu prawdy, była bardzo odpowiednim posunięciem.
- Ale ładnie byście ze sobą wyglądali.
- Nawet nie zaczynaj. - przewróciłem oczami, mając nadzieję, że temat zostanie zakończony. Niestety mój przyjaciel miał dni, w których lubił się ze mną drażnić.
- Jest przystojny, idealnie się ubiera, może trochę oschły i zimny, ale wiesz... zimny na co dzień, gorący w..
- Odkąd stałeś się takim ekspertem w dziedzinie gejowskiego seksu ? - przerwałem, unosząc prawą brew. Nath przysunął się bliżej, prawie kładąc na mnie, przez co każdym skrawkiem ciała odczuwałem jego obecność. Jego klatka unosiła się miarowo,  ręce powędrowały na moje ramiona, a dłonie poczęły zabawę z przydługimi już włosami.
- Odkąd mój pseudo facet zaczął z chęcią wchodzić w mój tyłek. - ciepły oddech omiótł moje ucho, na skórze ciała poczułem gęsią skórkę, a małe włoski na ciele stanęły dęba. Przymknąłem oczy i odetchnąłem kilka razy. Będąc blisko Nath'a moje zmysły, za każdym razem, były pobudzone. Karciłem się za to w duchu obiecując sobie, że nigdy nie poddam się chwili. Nigdy nie ulegnę i nie zniszczę tej pięknej przyjaźni.
  Jego ciepłe wargi wędrujące po nagiej skórze szyi, z pewnością mi to utrudniały. Zagryzłem wargę, czując jak jego twarz niebezpiecznie zbliża się do mojej. Zamknięte oczy chroniły przed jednym z najpiękniejszych widoków. Musiałem go jednak sobie odebrać. Nigdy bym sobie nie wybaczył. Zdrady własnego siebie, nie sposób jest wybaczyć...
Tętno przyspieszyło, krew wzburzyła się we mnie, gdy śliski język zaznaczył ślad na moich wargach, które samowolnie uchyliły się, zapraszając gościa do zabawy. Nath napierał na mnie, a jego pocałunek był coraz bardziej zachłanny, nasze wargi zostały niemal zmiażdżone w silnym ucisku. Jęknąłem, gdy otarł się o mnie, a jego język zwinnie manewrował, dając mi niebezpieczne poczucie przyjemności. Miałem ochotę go rozebrać, poznać smak jego ciała. Zbadać każdy skrawek bladej skóry. Odnaleźć miejsca, dzięki którym poczułby wulkany emocji, miejsca które nie należały do mnie, które posiadał ktoś inny...
- Mmm.. Nie. Stop. - oderwałem się od niego. Dysząc, spojrzałem w głębię zamglonego spojrzenia. - Daj spokój, bo się zagalopujemy. - zaśmiałem się i trąciłem jego nos. Jedynym wyjściem i sposobem na ukrycie moich ogromnych wypieków, było obrócenie wszystkiego w żart.
- Może ja właśnie chcę się zagalopować. - Jęknąłem w duszy i niemal zapłakałem. Dlaczego? Dlaczego Ty mi to robisz? - Słuchaj nie wiem co się stało między Tobą, a Milo, ale nie rób tego. Nie w ten sposób. - odsunął się ode mnie i prychnął.
Poczułem przestrzeń i swobodę, która uspokoiła mnie nieco. Gdyby nasza zabawa się ciągnęła, mógłbym mieć problem z ukryciem pewnych szczegółów. W końcu natura, to natura. Nic się na nią nie poradzi.
- Znowu Milo. Wszędzie Milo, Milo, Milo! - wykrzyknął i opadł na krzesło, zwieszając ręce na piersi.
- Co się znowu stało ?
- Nic się nie stało ! - wykrzyknął i ukrył twarz w dłoniach. Chciałem do niego podejść, pocieszyć go, jednak zrezygnowałem, nie chcąc ponownie czuć zniewalającej bliskości tego człowieka. 
- Nie krzycz i uspokój się. - zapadła chwila ciszy, nie patrzyliśmy na siebie, wiedząc, że rozmowa jest nieunikniona. Po chwili oddechu, znów usłyszałem jak się odzywa.
- Przepraszam... Ja po prostu nie wiem co się ze mną dzieje. Ostatnio pojechałem z Milo do domu, byliśmy sami, zrobił nam pyszny obiad, rozmawialiśmy, było cudownie... - zaczął opowiadać, a ja usiadłem wygodniej na biurku, wsłuchując się w jego słowa. - Później było jeszcze cudowniej... On jest... Tego nie da się opisać. Jest osobą, z którą mógłbym pojechać na koniec świata. Zatracić się w nim, cały wszechświat mógłby nie istnieć. Zrobiłbym wszystko, gdyby tylko... Oh! On mnie nie chcę tak, jak ja pragnę jego. Czuję to! Najzwyczajniej w świecie czuję. Wiesz, po... po wszystkim, przyjechali rodzice. Poznali go, oczywiście w formie mojego przyjaciela i pojechaliśmy do babci. Kolejna osoba, której zaczynam nie rozumieć. jej sposób odnoszenia się do niego, mówienia o nim i różnych insynuacji. Daren ja już sam nie wiem, czy ja wariuję, czy to wszystko na prawdę się dzieje... - Nie mówiłem nic, wiedziałem, że tego ode mnie oczekuje, że potrzebuje chwili, aby się wyżalić, w spokoju, bez przerywania i zbędnych słów, czy pomruków. - Kiedy byliśmy u babci, zjawiła się Kelly. Nasze ponownie spotkanie, po latach... Nigdy bym się jej tam nie spodziewał. Wyobraź sobie, co musiałem poczuć, gdy ją zobaczyłem. Nic się nie zmieniła, jest nadal piękna i urocza, oczywiście dużo dojrzalsza. Teraz jest już kobietą, ale urok i uroda pozostały. Kiedy ponownie poczułem jej dotyk, ujrzałem jej uśmiech, moje wspomnienia powróciły. Wtedy świat zawirował, zapomniałem na chwilę o bezwarunkowemu oddaniu się jednej osobie, była tylko ona. Gdy się pożegnała, nie obyło się bez dąsów ze strony Milo. Czasami na prawdę go nie rozumiem. Jest zazdrosny o wszystkich, którzy pojawią się w moim otoczeniu, a co ze mną? Przecież, tak na prawdę, nic o nim nie wiem. Nie znam jego rodziny, jego przyjaciół. Nie wiem nic o jego związkach. - przerwał na chwilę i odetchnął głęboko. - Ale wracając do Kelly, spotkaliśmy się wieczorem przy naszej starej studzience. Spędziliśmy razem cudowną noc i nie doszukuj się tutaj żadnych podtekstów, rozmawialiśmy. O wszystkim i o niczym. O przeszłości, o teraźniejszości, o planach i nadziejach i wiesz co? Nie myślałem wtedy o nim. Nawet przez chwilę nie zaprzątał mi głowy. Czas z nią spędzony był ogromną uciechą dla mojej duszy. Pierwszy raz od dawna czułem się beztrosko, swobodnie. Nie martwiłem się o jutro, ani nie myślałem o wczoraj. - Na jego zamyślone oblicze co i raz wpełzał delikatny uśmiech. W końcu spojrzał na mnie. - Jeszcze na dobre nie zacząłem kochać, a już się odkochałem. Czasami czuję się nader samotny. - zaśmiał się gorzko i potarł skronie.
- Nie mów tak. - zabrałem w końcu głos, czując, że to odpowiedni moment. - Nath, posłuchaj mnie. Obydwoje jesteśmy w takim okresie życia, że nie mamy pojęcia, czego oczekujemy od życia. Nie oszukujmy się, jesteśmy gówniarzami stąpającymi po tym świecie, nasza droga dopiero się zaczyna. Nasze serca zaczynają prawdziwie bić. Próbujemy odnaleźć własne ja, które krąży wokół nas, nie pozwalając się złapać. Samotny, wiesz... "Paradoksalnie [...] w samotności i udręce dorastania, nauczył kochać się ludzi."*, Ty też się kiedyś tego nauczysz.
- Kocham Ciebie. - uśmiechnąłem się na te słowa, czując jak moje serce zalewa miód.
- Tak, ale jak najlepszego przyjaciela, który jest w stanie zrobić dla Ciebie wszystko. Ja też Cie kocham ale Nath. Potrzebujesz osoby która wesprze Cię w inny sposób, obdarzysz ją innego rodzaju miłością. Nie wiem czy będzie to Milo, czy Kelly, czy ktoś zupełnie inny. Wiem, że kiedyś to nastąpi i wtedy poczujesz, jakby kamień spadł Ci z serca.
- Ty tez potrzebujesz takiej osoby.
- Ja sobie poradzę.- odparłem i wstałem z biurka, chcąc zakończyć tę rozmowę. - Dobrze, nie będę Ci już zawracał głowy, Ty masz pracę, a ja muszę już lecieć. Mama kazała mi skoczyć jeszcze do sklepu.
- Tak pewnie, leć, leć. Wiesz... dziękuję Ci za tę rozmowę i za to, że zawsze jesteś ze mną. - Wstał i uścisnął mnie przelotnie. - A teraz, wracam do pracy. - powiedział już ze szczerym uśmiechem.
    Przycisnąłem zimny klawisz, który miał za zadanie przyciągnąć windę. Spojrzałem na wyświetlacz, była na 1 piętrze. Dlaczego ten budynek musiał mieć tyle pięter? Westchnąłem i oparty o framugę, zacząłem stukać palcami o zimny metal. Winda na szczęście szybko przyjechała, wskoczyłem do niej i nacisnąłem guzik, zamykający drzwi. Nagle jakaś postać wsunęła się zgrabnie do środka, o mało co nie będąc przycięta. Gdy rozpoznałem w niej Sally'ego, niemal wstrzymałem oddech.
- O nie, to znowu Ty.- powiedzieliśmy równocześnie. Gdyby to nie był on, roześmiałbym się. Teraz musiałem zachować pozory powagi. Zmrużył oczy i ponownie zmierzył mnie lodowatym wzrokiem.
- Nie patrz się tak na mnie!
- Nie zabronisz mi. - grymas na jego twarzy, miał chyba odgrywać rolę parodii uśmiechu.
-Wiesz, ja nie jestem zainteresowany !- wypaliłem ze złością. Otworzył usta, po czym je zamknął i zaśmiał się. Pierwszy raz, szczerze się zaśmiał ! Słysząc ten perlisty śmiech, rozpłynąłem się, a kolana ugięły się pode mną. Jego oczy zwęziły się, a poliki uniosły ku górze. Zapatrzyłem się na ten piękny obraz, nie mając ochoty odwrócić wzroku.
- Och. A kto powiedział, że ja jestem zainteresowany? - mimo, że przestał się śmiać, na jego obliczu nadal malował się uśmiech. Jakiś on był przystojny. Tfu ! To Sally, on nie może być przystojny! - Dzieciak. - dodał i wyszedł z windy, której duże drzwi rozsunęły się na boki. Zdezorientowany wyskoczyłem za nim, doganiając go i idąc z nim ramię w ramię.
- Ej, chwila ! Żaden dzieciaku ! Poza tym twój wzrok jest jednoznaczny !
- Nie jestem gejem. - mruknął i wychodząc z budynku, skręcił w prawo. Szedł na tyle szybko, że często musiałem podbiegać, aby za nim nadążyć.
- No wiesz, a wydajesz się nim być!
- Po prostu chciałbyś, dlatego widzisz rzeczy, których nie ma. - krew we mnie zawrzała, a dłonie zacisnęły się w pieści ze złości. Jestem niemal pewien, że gdybyśmy stali, nie powstrzymałbym się przed donośnym tupnięciem na niego, niczym małe dziecko, które nie dostało lizaka.
- Pieprz się ! Sam byś chciał ! - warknąłem, znów podbiegając.
- Może i będę, na pewno nie z Tobą. - Zacisnąłem zęby, zbierając myśli na kąśliwą odpowiedź, Sally jednak mnie ubiegł.- Prześladujesz mnie, czy też masz tutaj samochód? - przystanęliśmy, rozejrzałem się wokół i dopiero teraz spostrzegłem, że stoimy na wielkim parkingu. Będąc zdenerwowanym nie zauważyłem nawet, jak się tutaj znaleźliśmy. Omiotłem wzrokiem pojazd, przy którym się zatrzymaliśmy i wciągnąłem ze świstem powietrze. Moim oczom ukazał się nowiutki Ferrari California. Oczy zaświeciły mi się, niczym gwiazdy na niebie.
- O Boże ! To Ferrari ! - nie zwracając uwagi na chłopaka, zacząłem obchodzić samochód wokół, zachwycając się jego niebywałym pięknem. Okej, muszę przyznać, że pod tym względem byłem prawdziwym facetem z krwi i kości, który uwielbiał gadżety i tego typu zabawki.
- Super, znasz się na samochodach. - jego ironiczne słowa, dobiegły do moich uszu. -  A teraz wybacz, ale ja muszę jechać.
- Ale z Ciebie drań, nawet nie mogę w spokoju popatrzeć.- fuknąłem na niego i niewzruszony oglądałem nadal samochód.
- Dobrze ! Jezu ! Wsiadaj, to Cię podwiozę. Tylko szybko, bo dzisiaj wyjeżdżam i nie zamierzam tracić na Ciebie czasu. - na te słowa, stanąłem jak wryty. Nie spodziewałem się, że zaprosi mnie do środka, że zaproponuje mi coś takiego. W prawdzie chciałem się z nim trochę podrażnić, bo ciekawiła mnie jego niedostępność i ogólny chłód, jednak nie sądziłem, że Sally zdolny jest do ludzkich odruchów.
- Eee..- wydałem z siebie dźwięk, który zawsze, gdy wspominam z kimś rozmowę, doprowadza mnie do szału. Niestety, nie było mnie stać na nic innego.
- Wsiadasz czy nie ? - warknął i spojrzał na mnie zza policyjnych okularów, które założył. Nie powiem, widok tak przystojnego mężczyzny, w takim samochodzie był imponujący.
Zreflektowałem się i obszedłem auto wsiadając od strony pasażera. Zapiąłem pasy, a następnym co usłyszałem, był pisk opon.
 Gdy podałem mu adres mojego domu, przytaknął i skręcił bez słowa w odpowiednią stronę. Prawie przez całą drogę milczeliśmy. Rozglądałem się po okolicy, uciekając wzrokiem od sylwetki, która zwinne manewrowała samochodem, mknąć nowojorskimi ulicami. Po kilkunastu minutach, zrezygnowany odetchnąłem głośno i spojrzałem na niego. Był skupiony na drodze, jedna z rąk kierowała samochód, a druga oparta była o drzwi samochody. Palce dłoni stukały w blade usta, które co i raz zagryzał. Zza okularów nie byłem zdolny ujrzeć jego oczy, mimo to czułem, że jego wzrok jest nieco zamyślony. 
- Możesz mi się przestać przyglądać. - warknął w końcu, a ja niemal podskoczyłem na siedzeniu. Speszony, odwróciłem natychmiast wzrok i zacząłem, pozornie, przyglądać się drzewom, które mijaliśmy. 
- Wcale się nie przyglądam.
- Nie, skąd. - zironizował, a ja przewróciłem oczami. Ten chłopak, chyba nie potrafi inaczej rozmawiać. Prychnąłem i skrzyżowałem ze sobą ręce, obiecując sobie, że już nigdy się na niego nie zagapię. 
  Podjechaliśmy pod mój dom. Odpiąłem pasy, mając ochotę uciec z tego samochodu. 
- Dzięki. - Burknąłem i chwyciłem za klamkę. 
- Nie licz na nic. - usłyszałem za plecami, z jedną nogą na zewnątrz. Cofnąłem się nieznacznie i odwróciłem w stronę Sally'ego. 
- Słucham ? 
- Nie licz na nic, co związane jest ze mną. Tylko tyle. Na razie. - odparł chłodno i  odwrócił głowę w stronę jezdni. - Zdezorientowany opuściłem samochód bez słowa. Powlokłem się do domu, a w głowie rozległ się wielki huragan myśli. Czy on był wyczulony na punkcie facetów ? Czy to może ja dawałem mu jakieś jednoznaczne znaki? Nie, to chore. Nie chce mieć z nim nic wspólnego. 

  *  *  *

 
   Dobiegała siedemnasta, zrobiłem wszystko, co tylko mogłem, aby jak najszybciej wyjść z pracy. Kelly zadzwoniła, aby upewnić się, czy nasze spotkanie jest aktualne. Oczywiście, że było. Nawet gdybym usypiał na siedząco, nie potrafiłbym odmówić. Zebrałem swoje rzeczy i wyszedłem z biura. Nie miałem już ochoty zahaczać o dom, pojechałem prosto pod kawiarnię, w której się umówiliśmy. Byłem nieco wcześniej, dlatego usiadłem przy stoliku i zamówiłem gorącą kawę, czekając na przyjaciółkę. Lokal był przyjemny, lubiłem tutaj przebywać. Kiedyś spotykaliśmy się tutaj na gorącej czekoladzie, która rozpływała się w ustach, pozostawiając słodki smak z nutką cynamonu. Rozejrzałem się wokół siebie. Mimo, że była już prawie dziewiętnasta, nie było tutaj dużo ludzi. Dwa stoliki zajęte były przez zakochanych, a jeden przez, jeśli się nie myliłem, ojca i jego córkę.
  Poczułem jak moja komórka wibruje w kieszeni. Myśląc, że to Kelly, odebrałem szybko.
- Hej i jak tam ? - powiedziałem, mając nadzieję, że niedługo się zjawi. Szczerze, byłem na prawdę zmęczony. Cała noc bez snu i ciężki dzień pracy, nie wychodziły mi na dobre.
- Hej. - męski głos po drugiej stronie, który usłyszałem, na pewno nie należał do Kelly.
- Oh.. Milo. - cieszyłem się w duchu, że nie wypaliłem nic, przez co mógłby nabrać podejrzeń.
- Słuchaj... pomyślałem, czy moglibyśmy się spotkać ?
- Om.. wiesz.. Milo.. bo.. cholera. - próbowałem zebrać myśli, starałem się odmówić tak, żeby nie poczuł się urażony.
- Stęskniłem się za Tobą. -  cichy głos, jaki wydobył się z jego ust, wstrząsną moim ciałem. Przymknąłem oczy i odetchnąłem, jedyne czego pragnąłem, to zachować trzeźwy stan umysłu.
- Milo... po prostu, moglibyśmy dopiero się spotkać około dwudziestej drugiej... nie wiem czy to nie za późno.
- Jeśli tylko się zgodzisz, przyjadę po Ciebie.
- Nie, to ja przyjadę sam, gdzie chcesz się spotkać?
- U mnie w domu. - padła odpowiedź, a serce zabiło mi mocniej.
- Oh. - wyrwało się z moich ust. Nie sądziłem, że kiedykolwiek zaprosi mnie do siebie. W końcu był to jakiś kolejny nasz krok. O ile, o jakichkolwiek krokach można tutaj mówić.
- Nie chcesz?
- Nie, nie ! - zareagowałem chyba zbyt żwawo, zakląłem w myślach i kontynuowałem. - Trochę mnie zaskoczyłeś. Oczywiście, że chcę. Podaj mi tylko adres.
- Wyślę Ci go smsem. W takim razie do zobaczenia. - pożegnał się i rozłączył.
  Nadal nie dowierzałem, że w końcu zobaczę jego mieszkanie, że zaprosił mnie do siebie, że jest w stanie ukazać mi kolejny kawałek swojego prywatnego życia. Gdy pomyślałem, że przekroczę próg jego królestwa, uśmiechnąłem się do siebie.
- Z czego się tak cieszysz? - podniosłem wzrok i ujrzałem przyjaciółkę, tak samo rozpromienioną, jak ja.
- Że Cię widzę. - skłamałem poniekąd, wstałem i uścisnąłem ją na powitanie.
  Wieczór, jak zawsze w jej towarzystwie, minął wspaniale. Tematy wciąż nam się nie kończyły, mogliśmy rozmawiać godzinami, a to i tak byłoby za mało.  Wspominaliśmy nasze dziecięce lata i płakaliśmy ze śmiechu, wyciągając coraz ciekawsze historie. Wypiłem ze cztery kawy i chociaż na chwilę poczułem się lepiej, przynajmniej moje oczy nie zamykały się automatycznie i nie czułem się, jakbym miał upaść i zasnąć na posadzce.
  Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na jego wyświetlacz. Widniała na nim godzina dwudziesta pierwsza czterdzieści pięć.
- O cholera! Ja przepraszam, ale muszę jeszcze gdzieś wpaść i właśnie chyba się spóźnię. - wyciągnąłem kilka banknotów z portfela i położyłem na stoliku, płacąc za nas. Wstałem pośpiesznie i naciągnąłem skórzaną, czarną, ćwiekowaną kurtkę.
- Ale poczekaj, jestem samochodem, spokojnie, podwiozę Cię. - również wstała i uśmiechnęła się uspokajająco. Odetchnąłem z ulgą, mając nadzieję, że moje spóźnienie nie będzie duże.
  Wyszliśmy z kawiarni, Kelly poprowadziła mnie do niebieskiego garbusa, uśmiechnąłem się na jego widok. Pasował do niej niebywale. Wsiedliśmy do środka, gdzie rozpościerał się charakterystyczny dla Kelly zapach. Słodkie kwiatowe perfumy, które nadawały poczucia świeżości.
- Dawaj adres. - powiedziała i odpaliła samochód.
- 515 West 52nd St.
- Wow! Do kogo Ty jedziesz ? Do Lady Gagi ?!
- Co, jak to ?
- Boże, mieszkasz tu i nie wiesz, gdzie to jest? - zapytała z niedowierzaniem.
- Po prostu nie znam się na ulicach, numeracji i innych pierdołach. Jak mnie zawieziesz, to pewnie będę wiedział.
- Dobra, wolę powiedzieć wcześniej. Taki ogromny, brązowawy budynek, z milionem okien, zaraz przy Central Parku. Same tam apartamenty. Do kogo Ty jedziesz ? - zmieszałem się nieco, słysząc to pytanie.
- Uhm. Moja mama kazała mi tam pojechać. Jakiś jej kuzyn tam mieszka, oni tam właśnie są i chcą żebym go poznał. - wymyśliłem na biegu, wiedząc, że mi uwierzy. W końcu, po co miałbym ją okłamywać? No właśnie.. po co...
- No to niezłego masz kuzyna mój drogi.
  Gdy podjechaliśmy na miejsce od razu zorientowałem się, o który budynek jej chodzi. No tak, musiałem przyznać jej rację i teraz zrozumiałem zdumienie na jej twarzy i pytanie do kogo jadę. Podziękowałem za podwiezienie i pożegnałem się z przyjaciółką. Stojąc przed ogromnym budynkiem, zrobiło mi się okropnie głupio. Nie wiedziałem, że Milo ma tatki status społeczny, dla niego mogłem być jedynie dzieciakiem, utrzymywanym przez rodziców.
Budynek był bardzo wysoki, jeden z najnowocześniejszych na tej ulicy. Zawsze podziwiałem go od zewnątrz, ale na pewno nie spodziewałem się, że kiedykolwiek tutaj zawitam.
Popchnąłem oszklone drzwi i wszedłem do środka. Moim oczom ukazał się ogromny hol, gdzie, jak zdążyłem zauważyć, znajdowała się recepcja. Beżowe ściany rozjaśniały pomieszczenie, a czarny marmur i tego samego koloru meble, utrzymywały go w eleganckim tonie. Podszedłem to lady, za którą stał młody, krótko obstrzyżony chłopak.
- Witam Pana. W czym mogę pomóc?
- Dobry wieczór.. Ja do Milo Iviello.
- Pana godność? - uśmiechnął się przyjaźnie. Musiałem przyznać, że pasował tutaj. Młody, ładny, otoczony luksusem. Jeśli wszyscy tak tu wyglądają, to nabawię się kompleksów.
- Nathaniel Darkone - blondyn chwycił za słuchawkę i po chwili ponownie się odezwał.
- Pan Nathaniel przyszedł.. Tak.. Dobrze.. W porządku. - rozłączył się i skierował wzrok na mnie.
- Pan Milo oczekuje Pana, w swoim apartamencie. Musi Pan iść prosto i później windą, na samą górę, jest tam tylko jeden apartament, więc na pewno Pan trafi. - wytłumaczył mi dosyć prosto i wyraźne, aż zacząłem się zastanawiać, czy wyglądam na głupiego małolata, który nigdy nie był w takim miejscu. W zasadzie, część się zgadzała... A moje opięte rurki z wielką dziurą na kolanie, biały tank top, trampki i kurtka nabita ćwiekami, na pewno nie dodawały mi powagi.
- Dziękuję. - skierowałem się tam, gdzie kazał mi iść. Długim korytarzem podążyłem w stronę windy, po czym nacisnąłem duży, zimny guzik. Przyjechała w kilka sekund, wsiadłem do środka i wybrałem ostatnie piętro. Winda również była bardzo przestronna, na każdej ze ścian znajdowało się ogromne lustro. Poruszała się w zawrotnym tempie, dlatego w chwilę byłem na samej górze. Wyszedłem na kolejny korytarz, utrzymany w jasnych barwach. Były tutaj tylko jedne drzwi, podszedłem do nich, powłócząc nogami i zadzwoniłem. Czułem się coraz bardziej zmęczony, spojrzałem na zegarek, było pięć po dwudziestej drugiej. Ziewnąłem przeciągle i czekałem, aż Milo otworzy drzwi. Po chwili zamek szczęknął, a wejściu ukazał się on. Był w samych spodniach dresowych. Jego włosy, rozpuszczone i mokre, przyklejały się do klatki piersiowej. Wciągnąłem powietrze i dopiero teraz poczułem, że i ja bardzo się za nim stęskniłem.
- Cześć. - uśmiechnął się promiennie i wpuścił mnie do środka. - Wchodź.
- Cześć. - gdy tylko zamknął drzwi, przyciągnął mnie do siebie i przytulił do jeszcze mokrego ciała. Zawiesiłem łokcie na jego barkach i wtuliłem nos w jego szyję, przywarłem do niego, pachniał cytrusami i świeżością.
- Cholernie tęskniłem. - szepnął mi do ucha, a serce załomotało mi w piersi, niczym okropny młot, uderzający o betonowe ściany.
- Ja za Tobą też. - oderwałem twarz i spojrzałem w jego piękne oczy, które przyglądały mi się.  Czułem, że chcą zastąpić wypowiedzenie wielu słów, dlatego sięgnąłem jego ust. Pocałowałem go, a raczej przywarłem do jego warg, w niemych przeprosinach. Czułem jak mocniej mnie objął i oddał pocałunek. Cmoknięciem odsunął się ode mnie i uśmiechnął promieniście.
- Może coś zjesz ? - zaproponował.
- Nie, dziękuję, ale z chęcią napiłbym się czegoś gorącego.
- Herbata, kawa, może czekolada? - wymieniał, ciągnąc mnie za rękę w stronę kuchni.
- O tak, czekolada, idealnie. - Usiadłem przy wysepce kuchennej i zacząłem rozglądać się po apartamencie. Był bardzo imponujący i jeśli powiedziałem, że przed budynkiem czułem się głupio, to teraz, gdybym nie był tak śpiący i nie miał przed sobą Milo, powiedziałbym, że czuję się tak głupio, jak nigdy jeszcze się nie czułem. Najpierw piękny wygląd, super ciuchy, do tego cudowny charakter, nawet jeśli często mnie drażnił, później boski samochód, teraz to mieszkanie... Ten człowiek był nierealny i nie mogłem znaleźć odpowiedzi na to, dlaczego się mną, w jakiś sposób zainteresował.
 Kuchnia połączona była z salonem, całość utrzymana w ciemnym brązie, bieli i czerni. W oczy niemal biła nowoczesność i czystość pomieszczenia. Uwielbiałem takie mieszkania, ale do tej pory, mogłem je jedynie podziwiać na zdjęciach.
- Proszę. - kubek z parująca cieczą, wylądował przede mną.
- Dzięki. Piękne masz to mieszkanie. Zawsze o takim marzyłem.
- Wiesz, kiedy rodzice pragnął żebyś się zmienił, są w stanie zaoferować wszystko. - odparł i przysiadł się do mnie, stawiając taki sam kubek przed sobą.
Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc za bardzo, co ma na myśli.
- Jak to? Twoi rodzice... tzn. nie rozumiem. - odwrócił wzrok i westchnął. Wiedziałem, że nie jest to dla niego łatwy temat, ale chciałem się dowiedzieć czegoś więcej o jego życiu, dlatego nie miałem zamiaru odpuszczać.
- Wiesz kiedy miałem jakieś szesnaście lat, moi rodzice przyłapali mnie z chłopakiem. Nie był to dla nich przyjemny widok, dwóch półnagich chłopców, tarzających się po łóżku i namiętnie całujących. Gwarantuję, że żaden rodzic nie chciałby tego zobaczyć. Przyznałem się, że jestem gejem i dziewczyny mnie nie interesują, wtedy rozpętała się wojna. Awantura za awanturą, krzyk i wmawianie mi, że to chore wymysły, że mnie popieprzyło. Wysłali mnie do szkoły z internatem, heh. - uśmiechnął się na to wspomnienie. Nie wiem czy był to dobry pomysł, gdyż po roku, wróciłem i przedstawiłem im mojego chłopaka. Nawet nie wiesz, jaką mieli minę. -Zaśmiał się gorzko na to wspomnienie. - Później przestali mnie szantażować, krzyczeć na mnie, postawili na obojętność, ale i to nie pomagało. Ja zająłem się w końcu modelingiem, a oni stwierdzili, że zaczną mnie przekupywać. W osiemnaste urodziny dostałem to mieszkanie. Gdy pewnego dnia, przyłapali mnie po raz drugi, tym razem w bardziej jednoznacznej sytuacji, kazali mi po prostu spieprzać. A, że miałem miejsce tutaj, wiedzieli, że nie zostanę bezdomny. Tak oto, od kilku lat dzwonimy do siebie, raz na jakiś czas, ale nie odwiedzają mnie. W zasadzie to nie do końca wiedzą czym się zajmuję, gdzie pracuję. Ale tak jest dobrze, mam przynajmniej święty spokój. - zakończył i upił łyk swojej letniej czekolady.
- Przykro mi. - nie miałem pojęcia, co mógłbym innego powiedzieć.
- Ah, daj spokój. Wiesz nie ma o czym mówić, było, minęło. W zasadzie to chciałbym porozmawiać o czymś innym...
- Tak ?
- Dostałem pewną propozycję. Jeden z dosyć znanych projektantów, widział moje projekty. Jest nimi zachwycony i chciałby mi pomóc i mnie wypromować.
- Oh! To świetnie ! Cieszę się, chyba nie ma się nad czym zastanawiać. A któż to taki, jeśli mogę zapytać?
- Powiem Ci, ale najpierw musisz się zgodzić... - odparł tajemniczo, przysuwając się bliżej mnie. Zmarszczyłem czoło, nie wiedząc o co mu chodzi.
- Ale na co ?
- Chciałbym... stworzyć z Tobą, coś na wzór spółki. Ty i ja.. razem. Widziałem Twoje projekty, są świetne, dlatego proszę zróbmy to razem. - popatrzył na mnie błagalnym niemal wzrokiem, a jego dłonie, ścisnęły moje.
 Moje oczy wytrzeszczyły się do granic możliwości, a usta to otwierały się, to zamykały. Ten facet zaskakiwał mnie z każdym dniem, coraz bardziej. Bałem się pomyśleć, do czego jest jeszcze zdolny.
- Oh... Milo, niezmiernie mi miło, ale ja nie wiem, czy ja bym mógł i nie jestem na tyle dobry... w zasadzie to nie jestem w tym w ogóle dobry i te moje projekty, nie no... - zacząłem mówić pośpieszne, ale on uciszył mnie krótkim pocałunkiem, który zapewne po prostu miał zamknąć mi usta.
- Nie, jesteś cudowny. Wiem jakie masz pomysły i jak świetnie potrafisz je zaprezentować. Dlatego proszę. Zgódź się. - jego dłoń, ujęła moja twarz, a kciuk gładził lekko polik. Przygryzłem wargę. Pierwszy raz w życiu dostałem taką propozycję i zupełnie nie byłem pewien swoich możliwości. Zwyczajnie w świecie bałem się, że nie podołam. Z drugiej strony, już nigdy takiej propozycji mogłem nie dostać.
- W porządku... - powiedziałem ostrożnie, jakby nadal niepewny. W gruncie rzeczy, nie miałem pojęcia co robię.
- Oh, dziękuje. W przyszłym tygodniu się z nim widzimy. - przytulił mnie, ale nawet dzięki temu, nie uwierzyłem w siebie.
- No dobrze, a kto jest tym projektantem ? - zapytałem, chcąc chociaż wiedzieć, kto nas weźmie pod swoje skrzydła.
- Marc Jacobs. - odparł, a moje serce zamarło.
- SŁUCHAM ?! CZYŚ TY OSZALAŁ ?! - krzyknąłem i poderwałem się z krzesła, jak oparzony.
- Kotku, spokojnie. - również wstał i podszedł do mnie, próbował mnie chyba przytulić, ale odskoczyłem.
- Jeden z DOSYĆ znanych projektantów? Ty chyba na prawdę oszalałeś ?! - złapałem się za głowę i oddychałem zachłannie. Jeśli przed chwilą byłem niepewny, to teraz byłem pewien, że tam nie wejdę, że nie stanę twarzą twarz, z taką osobistością. - Boże ! Czy Ty oczekujesz, że JA stanę przed takiego formatu projektantem !? Przecież on... boże uwielbiam go od dziecka! Jest niesamowity i jego projekty, te kolekcje, on sam... Boże nigdy w życiu ! Umarłbym ! Zmarłbym na zawał, gdybym przed nim stanął ! - krążyłem po salonie w te i wewte, a Milo siedząc na kanapie, jak gdyby nigdy nic, przyglądał mi się. W końcu zaśmiał się głośno.
- Z czego Ty się śmiejesz ?! - krzyknąłem, podpierając się dłońmi o biodra. Nie czekałem długo na to, by poczuć dosyć mocny uścisk jego rąk, które otoczyły mnie od tyłu. Gorący oddech owiał skórę mojej szyi, przez co gęsia skórka pokryła wierzchnią warstwę ciała.
- Bo cholernie seksownie wyglądasz jak się denerwujesz. - szepnął i przygryzł płatek mojego ucha.  
Odskoczyłem zanim zdążył oczarować mnie swoim wdziękiem. 
- Nie. Idę do domu. Przepraszam, ale już późno. - skierowałem się w stronę drzwi, jednak nie dane było mi, zrobić kilku kroków, a Milo brutalnie odwrócił mnie w swoją stronę. 
- Przestań. Nie pójdziesz nigdzie, zobacz jak jest późno.
- Właśnie dlatego muszę iść. 
- Proszę? - jego cielęce spojrzenie sprawiło, że musiałem odwrócić wzrok. Nie znosiłem siebie za to, że potrafił tak na mnie wpływać, że jakimś cudem, spowodował, że oszalałem, zupełnie zwariowałem na jego punkcie. 
- Nie mam nic.. pidżamy, szczoteczki.. - mój upór i stanowczość zdecydowanie zmalały. Cóż, nic na to nie poradzę, że stojąc przy nim, ciężko jest odmówić czegokolwiek, szczególnie, gdy prosi o wspólne nocowanie. Chyba tylko głupi by odmówił. 
- Dam Ci coś mojego. A szczoteczkę... tak się składa, że mam zapasową. - uśmiechnął się podejrzanie, po czym zaczął ciągnąć mnie w stronę, jak dobrze się domyślałem, łazienki. 
- Jasne. Całkowicie PRZYPADKIEM masz tę szczoteczkę. - nie zwracając uwagi na moją ironię, otworzył przede mną drzwi. Znaleźliśmy się w nowocześnie urządzonej łazience, bardzo schludnej, jednak nie straszącej przestronnością. Była w sam raz dla dwóch osób. Jasne ściany, idealnie współgrały z ciemno-brązowymi szafkami i marmurowym blatem, gdzie znajdowały się dwie umywalki.
- Tu masz ręcznik, tam znajdziesz szczoteczkę, zaraz przyniosę Ci coś do przebrania. Wybierz co wolisz, prysznic, wannę, wszystkie szampony i płyny, są tutaj. Jeśli byś czegoś potrzebował, mów od razu. Jeśli suszysz włosy, tutaj jest suszarka, odzywki stoją tam...  - gdy Milo robił tę małą prezentację, uśmiechnąłem się i o mało co, nie powstrzymałem się od roześmiania się. Monolog ten w jego wykonaniu wyglądał na prawdę komicznie. 
- Okej, Milo.. Milo. - przerwałem mu, kładąc dłoń na jego ramieniu. - W porządku, wszystko jest okej, nie musisz się tak starać, wykąpię się i zostanę u Ciebie. Tylko przynieś mi coś do przebrania proszę. - uśmiechnął się i skinął głową, po czym wyszedł. 
 Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zdjąłem z siebie kurtkę, dopiero teraz poczułem, że nadal tkwiła na moich ramionach, grzejąc mnie niemiłosiernie. Rzuciłem ją na krzesło, stojące w kącie i spojrzałem w sporych rozmiarów lustro. Widząc swoje odbicie, skrzywiłem się, przez co, wyglądałem jeszcze gorzej. Włosy były w całkowitym nieładzie, na twarz wstąpiły rumieńce, a oczy podkreślały pokaźnych rozmiarów worki. Zmęczenie dawało mi się we znaki, ziewnąłem przeciągle i odwróciłem się, aby na siebie nie patrzeć. 
- Przyniosłem Ci bokserki i koszulkę, chociaż wolałbym żebyś jej nie zakładał. - rozbrajający uśmiech, wstąpił na jego twarz. Zakryłem twarz dłońmi i zaśmiałem się. 
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, ze wyglądam jak kupa gówna ? 
- Słucham ? Wcale tak nie wyglądasz. - popatrzyłem na niego, unosząc jedną brew i dając mu do zrozumienia, że idiota by zauważył, że wyglądam po prostu źle. 
- Wyglądam okropnie Milo. 
- Ej, ej.. - podszedł do mnie i objął mnie w pasie. - Kochanie niezależnie jak wyglądasz, dla mnie zawsze będziesz piękny. - Wciągnąłem powietrze i niemal przestałem oddychać. Kochanie? Zbliżył się do mnie i pocałował mnie delikatnie, jakby chcąc potwierdzić tym swoje słowa i nadać im szczery wydźwięk. Odwzajemniłem pocałunek, jednak odsunąłem się szybko, nie chcąc wytworzyć niebezpiecznej sytuacji. 
- W porządku, ale teraz idź, zaraz przyjdę. - powiedziałem i poczekałem, aż wyjdzie aby się rozebrać. 
 Wybrałem prysznic. Po pierwsze chciałem szybko się wykąpać, a po drugie, byłem w takim stanie, że gdybym wybrał wannę, to zwyczajnie bym w niej zasnął i się utopił, a taki incydent nie byłby najmilszym zakończeniem tego wieczoru.
 Gorąca woda zalewała moje ciało, a nozdrza łaskotał zapach cytrusów, taki, jakim pachniał Milo. Westchnąłem i spłukałem z siebie śliską maź płynu do kąpieli, po czym wyszedłem z kabiny i owinąłem biodra ręcznikiem. Gdy odpakowywałem szczoteczkę, uśmiechnąłem się mimowolnie. Przebrany i gotowy do spania, wyszedłem z łazienki. Po tak przyjemnym i gorącym prysznicu, moje ciało potrzebowało odpoczynku. 
- A jednak koszulka. - zaśmiał się i wyciągnął w moim kierunku rękę. Ująłem jego dłoń i zostałem pociągnięty w stronę kolejnego pomieszczenia. Tym razem moim oczom ukazała się jego sypialnia. Jestem pewny, że gdybym był bardziej przytomny, moje oczy zaświeciłyby się na jej widok. Ogromne, czarne łóżko, z dużą ilością poduszek i miękką pościelą, ustawione było na przeciwko ogromnych okien, które od podłogi, sięgały sufitu. Do jednej ze ścian przyczepiony był telewizor, jednak największe wrażenie zrobił na mnie widok z okna. Kochałem miasto nocą, było jednym z najpiękniejszych zjawisk na naszym świecie. Miliony światełek, połączone z wszechogarniającym wszystko granatem nieba. Zagryzłem wargę i spojrzałem na chłopaka, który stał nieruchomo u mego boku, najwyraźniej czekając na mój ruch. 
- Masz najpiękniejszą sypialnie na całym świecie. - zaśmiał się i pociągnął mnie w stronę łóżka, położyliśmy się i przykryliśmy przyjemną w dotyku kołdrą. Odwróceni do siebie twarzami, nie mówiliśmy przez chwilę nic. Było mi tak błogo i przyjemnie, że mógłbym się stąd nie ruszać już do końca życia. Przymknąłem powieki, nie mogąc zapanować już nad sennością, która spływała na mnie falami.
- Jeśli dzielę ją z Tobą, jest jeszcze piękniejsza, niż Ci się wydaję. - szepnął, wprost w moje usta, które za chwilę połączył ze swoimi, tworząc idealną całość. Chłodny dotyk jego warg, spowodował natychmiastowy dopływ krwi do moich, i tak już rozgrzanych, polików. Westchnąłem, gdy jego zwinny język wkradł się i zaczął powoli, lecz stanowczo badać moje podniebienie. Przysunął się bliżej i przekręcił nas tak, że niemal się na mnie położył, całując i pieszcząc dłonią mój brzuch. Było mi tak przyjemnie... Tak idealnie... Poczułem dotyk na swoim nagim udzie, mój oddech przyspieszał, jego wargi zaczęły badać moją szyję. Odkręciłem głowę, pozwalając na dalsze pieszczoty i całkowicie mu się poddałem. Czerpiąc z jego poczynań ogromną przyjemność, poczułem, że odlatuję, moje mięśnie zupełnie się rozluźniły, przyjemność uderzała w każdy skrawek mojego ciała, jednak czułem jak myśli spowalniają, jak się zapadam, jak przestaje czuć dotyk tych cudownych rąk, jak wargi znikają, jak przed oczami staje mi ciemność i nie było już nic, zupełnie nic.

 



*„Purpurowe rzeki” Jean-Christophe Grangé


A na koniec mam jeszcze mały dodatek, zdjęcia mieszkania Milo. Wiem, że niektórzy wolą sobie zwizualizować to w taki sposób. : )






8 komentarzy:

  1. Sally bardzo się broni. Obstaję przy tym, że ktoś bardzo go skrzywdził i dlatego jest taki zimny. Ostrzega Darena, żeby ten nie robił sobie nadziei, bo i tak go faceci nie interesują (ta na pewno). Mam straszną słabość do Sally'ego. Przewiózł Darena Ferrari. Mam z tego zaciesz. Mógł go zostawić na parkingu. Czyli całkiem taki lodowaty nie jest.
    I dzięki za tak duży kawałek z nimi oboma. :*

    Wiem, jestem zła, bo to byłoby nie fer w stosunku do Milo i ich przyjaźni, ale Daren i Nat razem, strasznie mnie kręcą. Jak się całowali, to gorąco mi się zrobiło. Czasami chciałabym, aby ich poniosło.

    Milo mieszka w takim apartamencie? Też chcę tam się znaleźć. I powiedział coś o sobie Natowi. Takich rodziców to bym xxxxxxxx (cenzura). Ja nie rozumiem jak można tak traktować własne dziecko. Tacy ludzie mnie wnerwiają. Pokazali jaką miłością kochają syna. I śmieszny był ten fragment, jak wysłali syna do internatu, a ten później przywiózł ze sobą chłopaka. Ich miny musiały być bezcenne. Na szczęście Milo sobie poradził w życiu. :D
    Fajnie, że Nat został na noc u kochanka, ale zasnął. A ja już liczyłam... wiadomo na co. Z tymże to było słodkie. Tak cudownie odleciał. Milo chyba się zdziwił. Nie pobaraszkował sobie, ale widok musiał mieć urzekający.

    Jak to pierwsza seria zakończy się niemiłym wydarzeniem? No, ale czasem tak trzeba. I ciekawe kogo znienawidzimy. Natan zgłupieje i powie, że woli Kelly? Och, dałaś teraz do myślenia. :D

    I wiem co to znaczy tracić serce do opowiadania. Ja tak straciłam do Jednej łzy i nie tylko. Miałam do napisania ostatnie dwa rozdziały, ale pisałam je z przymusu. W tym ostatni, chyba z miesiąc. Całe szczęście, że miałam nadrobione notki do przodu, to spokojni mogłam czekać z pisaniem tego. Dlatego teraz najpierw piszę opowiadania, a wstawiam je później. Wszyscy chyba są zadowoleni, bo nie ma przerw, a ja mam czas odpocząć od czegoś. :D I pisać jednocześnie 3 opka. :D
    Życzę Ci całych pokładów weny. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. O twoim wstępie wiesz co myślę więc zacznę od początku :)
    Za taki długi kawałek z Darenem <3 <3 <3 Sally czasami mnie drażni tym swoim zachowaniem. I jak to on nie jest gejem ????? Nie no nie możesz tego zrobić :) Wiem że go złamiesz. Coś zaczynam podejrzewać że to braciszek Milo. Wniosek taki mi się nasuną po przeczytaniu dalszego ciągu t.z. teraz jak nagle Sally mówi że wyjeżdża i nagle Milo zaprasza Natha do siebie i jak jeszcze opowiedział tą historię z rodzicami.....może to błędne rozumowanie ?? Mam nadzieję, że otrzymam od ciebie odpowiedź :DDD
    Czasami jak opisujesz takie sytuacje pomiędzy Darenem a Nathem to aż mam ochotę żeby na koniec oni się związali ze sobą. Choć uwielbiam Milo i chcę aby Nath był z nim to takie momenty ........ aż mi gorąco :) (ps. biedny Daren przechodzi katusze jak go Nath kusi :D )
    Mężczyźni i ich zabawki......przejażdżka ferrari :) Sally skuś się ;)
    Kelly ..... nie lubię jej. Boję się że coś wymodzi i będzie źle.
    Strasznie spodobało mi się postępowanie Milo jeśli chodzi o ten projekt do którego zaprosił Natha. Oby się im świetnie razem pracowało.
    Końcówka mistrzu. Czyżby Nath zemdlał?? a może zasnął ??? W końcu te 4 kawy na długo nie wystarczyły D
    Jak ja cię kocham za dbanie o moje zwizualizowanie :D
    Renata

    OdpowiedzUsuń
  3. Końcówka rozdziału bardzo mi się podobała, ale szczerze mówiąc to po tym Twoim wstępie czytałam to wszystko już tak jakoś "na odczepne", nie chcę żadnego z nich znienawidzić, zresztą zapał do śledzenia tej historii stopniowo słabnie już od kilku rozdziałów. Chyba czas na zrobienie sobie przerwy w śledzeniu tego opowiadania, wolę pozostawić sobie przed oczami wizję Milo i Natha cieszących się sobą w mieszkaniu Milo. Zatem do kiedyś tam. : )

    OdpowiedzUsuń
  4. kocham to jak piszesz :D ale wypoasiona chatencja chcę taka ;DDD

    OdpowiedzUsuń
  5. heej!!! ;D znalazłam twój blog przez przypadek i nie żałuję ani chwili, którą spędzałam na czytaniu go. Piszesz... WOW... nie można tego określić słowami. Zauroczyłaś mnie już na pierwszym rozdziale *.* Daren to chyba moja ulubiona postać ;D uwielbiam go poprostu, jest taki kochany i troskliwy, że... ach i ech xD z niecierpliwością czekam na nexta ^.^ życzę oczywiście weny i mam nadzieję, że nie zanudziłam tak bardzo :) POZDRAWIAM!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. o jezu jezu jezu ja chce takie apartamenty! i chce byc uke, i miec swojego seme :D:D:D
    dobra, odbilo mi ,ale to twoja wina! swietnie piszesz, jak zwykle!
    u mnie nowy wpis www.slodkiswiatyaoi.blox.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. A no fakt. W nagłówku użyłam tego samego zdjęcia i jest też pocałunek.:D Nawet nie zwróciłam na to uwagi.^^

    OdpowiedzUsuń
  8. kochana, zapomniałaś o nas?? Tęsknimy i głodujemy tutaj z braku nowych rozdziałów D: mam nadzieję, że o nas pamiętasz i niedługo będzie rozdział :)POZDRAWIAM

    OdpowiedzUsuń