sobota, 7 września 2013

20.L'enseignement

 
  Witam Was z nowym rozdziałem. Muszę przyznać, że dosyć opornie mi się go pisało. Może dlatego, że wiele się w nim nie dzieje.
  W komentarzach piszecie, że chcielibyście, żeby proces wybaczania trwał dłużej i żeby nie zrobić z Nath'a ciepłych kluchów. Spoooojojnie, spokojnie. Na pewno nic takiego się nie wydarzy. Nikt nie powiedział, że już mu wybaczył ; ). Poza tym wszystko przyjdzie w swoim czasie, będą kłótnie, będzie rozpacz, będą i chwile radosne, będzie również Sally (dużo Sally'ego) i tu zakończmy, abym się nie zagalopowała i nie powiedziała za dużo ; ).

  Koi - Mam nadzieje, że rozdział pojawił się dostatecznie wcześnie, żeby Cię uszczęśliwić ; P I dziękuję za przemiłe słowa:*
  Izie - Twój komentarz jest cudowny i poprzez warunki jego pisania, jeszcze bardziej dziękuję, w skrócie - serduszking :D! <3
  Rogogon - Cieszę się , że przebrnęłaś przez wszystko i dziękuję i tutaj dla Ciebie serduszking 2 ;p <3

 Koniec wstępu i tak połowa tego nie czyta ;p. Zapraszam.

__________________________________________________ 
 
    Obudziłem się rano z wielkim bólem głowy. Spróbowałem otworzyć oczy, jednak silne promienie słońca, oślepiły mnie dostatecznie, abym ponownie je zamknął. Przekręciłem się na drugi bok i przeciągnąłem, rozciągając wszystkie zastałe mięśnie. Ponowiłem próbę otwarcia oczu, a gdy mi się to udało, powoli podniosłem się do siadu. Jeszcze nie do końca rozbudzony, rozejrzałem się po pokoju. Pozornie nic się nie zmieniło, może było trochę czyściej... Tak, było czyściej. Z podłogi zniknęły brudne ubrania, książki zostały poukładane w równe stosy, a wszystkie szklanki, które zawsze zalegały w moim pokoju, zniknęły w niewyjaśnionych okolicznościach.
 Przetarłem oczy i zsunąłem się na skraj łóżka. Miałem zamiar chwycić komórkę, jednak mój wzrok powędrował na niewielką kartkę, leżącą na szafce. Podniosłem ją i przeczytałem liścik.
 
  Nie chciałem Cię budzić. Przepraszam, że wyszedłem, ale muszę iść na uczelnię.
Kupiłem leki, są w szufladzie. Mam nadzieję, że po nich poczujesz się lepiej. Zdrowiej !
                                                                                              Milo.

- A idź gdzie chcesz, najlepiej zniknij. - odparłem do pustych ścian, rzucając, pogiętą już karteczkę, na szafkę.
 Moje myśli powróciły do wczorajszego dnia. Mimo że , nie chciałem tego robić, musiałem przyznać, że Milo zachował się wczoraj niezwykle uroczo. Nie spodziewałbym się po nim, że jest w stanie przyjechać do mnie w nocy i ratować mnie, mimo że wcale nie musiał tego robić. Spójrzmy prawdzie w oczy. Byłem dla niego nikim. Nie, przepraszam, byłem "kimś ważnym", ale czy "komuś ważnemu" karze się wracać do byłej dziewczyny ? Pomimo tego, co zrobił nie mogłem mu tego wybaczyć. Nie potrafiłem. Dla niektórych może i jego słowa miały błahy wydźwięk, dla mnie były drażniącym dzwonkiem w uszach, który nie dawał mi spokoju.
 Westchnąłem i podniosłem się z łóżka, otworzyłem szafkę i wybrałem leki.
- Nie licz, na nic.... nie licz. - ponownie powiedziałem do siebie. Niedługo zacznę się o siebie martwić. Rozmowy z samym sobą, nie są chyba przejawem dobrego zdrowia psychicznego. A to wszystko przez jedną, jedyną osobę, która nie dawała mi spokojnie żyć.
 Wysypałem kilka pigułek i połknąłem je, popijając wodą, którą znalazłem na szafce. A więc i o to się zatroszczył...
 Była niedziela, nie miałem zamiaru iść do pracy, a nawet nie mogłem się w niej pojawić. Na samą myśl, że mam tydzień z głowy, skrzywiłem się. Lubię się lenić. To prawda. Ale zakaz wychodzenia z łóżka przez tydzień, to przesada. Podrapałem się po głowie i jeszcze raz rozejrzałem po pokoju. Cholera, już teraz nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Dosyć nienaturalnym było to, że niedziele miałem wolną. Przeważnie byłem w pracy, o ile nie poprosiłem o wolne, w celu wyjścia na umówione spotkanie.
 Moje rozmyślanie przerwał dźwięk telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz. Widząc, że to mama, od razu odebrałem.
- Cześć kochanie. - przywitała się, a ja z powrotem usiadłem na łóżku.
- Cześć. - odpowiedziałem.
- Nie śpisz ?
- Śpię.
- Rozmawiasz ze mną, więc nie śpisz.
- To po co pytasz ? - wywróciłem oczami i rozłożyłem się na łóżku. Jednak trochę poleniuchuję.
- Oj synku, daj spokój. Jesteś w firmie ?
- Nie, nie mogę iść.
- Jak to ? Coś się stało ? - usłyszałem zaniepokojenie w jej głosie.
- Niee... trochę się źle czułem i musiałem wezwać lekarza. - Nieco skłamałem. Przecież nie moglem powiedzieć prawdy. Bądź co bądź, trochę ją interesowałem, a wieści o moim bardzo złym samopoczuciu, ratunku ze strony mojego nauczyciela, który został ze mną na noc, nie byłyby zapewne czymś, na co nie zwróciłaby uwagi.
- Ojejku ! Ale wszystko już dobrze ?
- Tak, można tak powiedzieć, trochę mnie boli głowa, ale jest...
- Chwileczkę, już idę, już, momencik.- usłyszałem w słuchawce. No tak, norma. Jak zwykle i po co ja mam się wysilać na jakiekolwiek odpowiedzi, kiedy moja mama nawet przez telefon nie chce mnie wysłuchać i zajmuje się czymś innym ?
- Przepraszam Cię, to jak się czujesz synku?
- Dobrze. - westchnąłem. - Kiedy wracacie ?
- W środę, niestety spotkania nam się przedłużają. Mam nadzieję, że sobie poradzisz. Zakupy zrobiliśmy, wszystko jest w lodówce. Ja już muszę iść, wzywają mnie. Papa. - nie zdążyłem się pożegnać, a już jej nie było. Przyzwyczaiłem się do tego, że byłem olewany przez moja rodzinę. Może czasami było mi przykro, ale w większości przypadków po prostu było mi to obojętne. Rzuciłem komórkę na drugą stronę łóżka i ułożyłem się wygodniej. Włączyłem telewizor i rozpocząłem poszukiwanie czegoś, co mogłoby mnie zainteresować. Niestety o tej porze, w niedziele nic ciekawego nie było nadawane, mogłem się tego spodziewać. Zostawiłem telewizor włączony i sięgnąłem po laptopa. Nie miałem za bardzo ochoty z nikim rozmawiać, co ostatnimi czasy zaczynało mnie przerażać. Uściślając, nie miałem nawet ochoty rozmawiać z Darenem. Włączyłem muzykę i odłożyłem laptopa na bok.
  Czułem się już dobrze, nie chciało mi się wymiotować, dlatego postanowiłem w końcu wstać i posprzątać. Tak, to kolejny dowód na to, że jest ze mną coraz gorzej. Co prawda, miałem o wiele mniej do roboty, gdyż część rzeczy, została już uprzątnięta. Niech zgadnę, kto był tak miły i mi w tym pomógł. Tylko po co? Po co to wszystko robił? Czułem, że nigdy nie odstanę odpowiedzi na to pytanie.
 
   *  *  *

 Ogromna nuda, która mnie ogarnęła, spowodowała, że wysprzątałem cały pokój. Poukładałem ubrania, starłem kurze, posegregowałem książki i wszystkie drobiazgi walające się po moim pokoju. Po trzech godzinach zrobiło mi się trochę słabo, dlatego wolałem odpocząć.
 Podszedłem do łóżka i sięgnąłem po komórkę, na jej wyświetlaczu widniały trzy wiadomości. Otworzyłem je. Jak mogłem się spodziewać, dwie były od Darena i jedna od Milo.
    Daren
Cześć Słonko, jak się czujesz?
   Daren
Wszystko w porządku ? Mam dzisiaj przyjechać?
 Szybko odpisałem na wiadomość, zapewniając, że wszystko jest okej i żeby nie przyjeżdżał. Sms od Milo, był dosyć treściwy.
   Milo Iviello
Odezwij się do mnie jak wstaniesz :*

 Spojrzałem na godzinę była piętnasta. Gdyby chciał, sam by do mnie zadzwonił, w końcu o tej porze, raczej już nie spałem. Nie odpisałem, odłożyłem telefon i zszedłem do kuchni. W domu było wyjątkowo cicho. przyzwyczaiłem się, że połowę czasu, spędzam w nim sam. Dzisiaj jednak, było tak niezwykle spokojnie. Rozpaliłem światła. Dopiero teraz poczułem jak bardzo jestem głodny, niestety lekarz zabronił jedzenia mi czegokolwiek, co mogłoby naruszyć mój żołądek. Zajrzałem do lodówki, która po brzegi wypchana była przeróżnymi produktami. Połowy z nich nie mogłem tknąć, dlatego wyjąłem włoszczyznę i stwierdziłem, że ugotowanie zupy, będzie najlepszym wyjściem. Tak, nauczyłem się kiedyś gotować zupę. Wstawić wodę, wrzucić warzywa, kawałek mięsa, doprawić i gotowe. Może nie było to danie wybitne i niezwykle trudne, jednak cieszyłem się, że cokolwiek mogłem ugotować. Przynajmniej nie umrę z głodu.

  *  *  *
 Niedziela minęła mi dosyć szybko, w zasadzie głównie leżałem, oglądałem telewizję i szperałem w internecie. Dostałem jeszcze kilka wiadomości od Milo, które zupełnie zignorowałem. Drażniło mnie to, że gdy nie ma go obok mnie, potrafię zachować dystans. Potrafię powiedzieć nie i trzymać się twardo swoich postanowień. Gdy pojawiał się obok, kiedy już czułem jego obecność, a co gorsza gdy podchodził do mnie, tym swoim niezwykle zmysłowym krokiem i dotykał mnie... Nie mogłem się oprzeć. Nie potrafiłem spojrzeć mu w oczy i jednoznacznie powiedzieć "Spieprzaj". W ostatnich miesiącach, był osobą, która najistotniej wpłynęła na moje życie. Szkoda tylko, że nie chciał mnie, tak jak ja chciałem jego.

 *  *  *
 W poniedziałek obudziłem się dosyć wcześnie, wykąpałem się, a myśl o kolejnym samotnie spędzonym dniu, przyprawiała mnie o dreszcze. Dzisiaj poczułem wielka ochotę porozmawiania z kimś. Tak, mój nastrój zmieniał się jak pogoda. Położyłem się z powrotem do łóżka i napisałem smsa. Miałem nadzieję, ze dostanę odpowiedź i nie zostanę wysłany do diabła. Na moje szczęście, sms zwrotny przyszedł dosyć szybko.
 Elly
Nie, nie jestem w szkole. A co ?
 
 Szybko odpisałem, mając nadzieję, że zgodzi się na moja propozycję. Była jedyną osobą, która mogłaby mnie zrozumieć. Tak, wiem. To głupota z mojej strony, że proszę o pomoc byłą dziewczynę, którą zdradziłem z facetem , naszym wspólnym nauczycielem, ale... Wspominałem przecież, że moja choroba się poszerza. Mój telefon zaczął wydobywać z siebie dźwięki piosenki Kiss - Forever. Zaskoczony, odebrałem, nie patrząc na wyświetlacz.
- Hej, co jest? - usłyszałem znajomy, dziewczęcy głos w słuchawce.
- Przyjdziesz ? Proszę. - odparłem do słuchawki.
- Coś się stało, że tak nagle chcesz się ze mną widzieć? - nie ustępowała.
- Elly... Pogadamy jak się zgodzisz tu przyjść... - W słuchawce usłyszałem westchnienie, wiedziałem, że nie jest zadowolona z mojej propozycji spotkania i wcale jej się nie dziwiłem.
- Ok. Jestem za pół godziny. - powiedziała i się rozłączyła, a ja w duchu skakałem z radości. Pomijając wszystko co nas poróżniło, była na prawdę świetną dziewczyną, z którą mogłem porozmawiać o wielu rzeczach. Była dla mnie ważną osoba i nie chciałem zakończyć naszej znajomości. Dlatego miałem ogromną nadzieję, że pozostaniemy przyjaciółmi.

  *  *  *
- Ok. Mów. - Niebieskowłosa wpadła do mnie do pokoju i nawet się nie witając, rozsiadła się na moim łóżku. Otworzyłem usta i z powrotem je zamknąłem, nie wiedząc jak mam zacząć.
- Hej. - powiedziałem w końcu, a ona spojrzała na mnie, unosząc jedną z brwi, co wcale mi nie pomogło. Podkurczyłem nogi pod siebie. - Na początku chciałem Cię przeprosić. Wiem... wiem... Może i to dosyć niedorzeczne z mojej strony, ale zależy mi na Twojej przyjaźni i nie chciałbym Cie całkowicie stracić. - mówiłem powoli, obserwując jej reakcję. Spuściła wzrok i ułożyła dłonie na pościeli. Nie widząc przeszkód kontynuowałem, będąc pewnym, że skoro do tej pory nie wyszła, już tego nie zrobi. - Wiem, że nigdy nie wybaczysz mi tego co zrobiłem...
- Tego, że mnie oszukałeś i zdradziłeś. - wtrąciła, a ja skrzywiłem się na te słowa. Niestety mówiła prawdę.
- Tak, właśnie... Jednak mam nadzieję, że chciałabyś się ze mną przyjaźnić. W końcu dobrze się rozumieliśmy i jestem pewien, że na stopie przyjacielskiej, dogadalibyśmy się bez problemu. Oczywiście, jeśli chcesz... Jeśli jesteś jeszcze w stanie ze mną rozmawiać. - zakończyłem kulawo i utkwiłem w niej pytające spojrzenie. Przez chwilę w pokoju zapanowała cisza, która tak bezdusznie zabierała mi oddech.
- Dobrze. - pokiwała głową i spojrzała na mnie. - Masz racje, nigdy nie zapomnę i nigdy Ci tego nie wybaczę. Jednak jesteś dla mnie ważny i odegrałeś w moim życiu istotną rolę, dlatego nie potrafiłabym po protu odejść. - Uśmiechnąłem się promiennie, słysząc jej słowa. - Jednak nie myśl sobie, że nagle wszystko będzie okej. Potrzebuję czasu, żeby zapomnieć. Żeby przestać myśleć o Tobie w kategoriach faceta. To znaczy... sam rozumiesz.
- W porządku. Rozumiem. Cieszę się niesamowicie, nawet nie wyobrażasz sobie jak. - uśmiechnąłem się ponownie, a jej kąciki ust uniosły się delikatnie.
- To o czym chciałeś tak na prawdę porozmawiać ? - zapytała, a ja przewróciłem oczami. - Przecież wiem, że przeprosiny nie są głównym powodem, dla którego mnie tu ściągnąłeś. - Jej bezpośredniość czasami mnie zabijała.
- Mam troszkę problemów, ale nie wiem czy chcesz o nich słuchać, bo...
- Milo. - ponownie mi przerwała, a ja przytaknąłem.
- Spoko, dawaj. Zaczynam się przyzwyczajać do myśli, że ze sobą sypiacie. - Na moje poliki wstąpiły pokaźnych rozmiarów rumieńce, za co miałem ochotę sprzedać sobie sporego kopniaka.
  Opowiedziałem jej o wszystkim, o tym jak to się zaczęło, jak rozwijało. O moich uczuciach, które ciągle były niepewne. O moich lękach, podejrzeniach, obawach. Mówiłem o wszystkim, a słowa same ze mnie wypływały. Elly pierwszy raz nie odzywała się słowem. Patrzyła jedynie na mnie i słuchała uważnie, co jakiś czas potakując. Gdy wszystko zostało już powiedziane, poczułem ogromną ulgę.
- Ja pierdole. - usłyszałem w odpowiedzi , na co bezwładnie opadłem na łóżko, wzdychając cierpiętniczo.
- Dzięki, pocieszyłaś mnie.
- Nie, po prostu dotarło do mnie właśnie, że nigdy nikt nie wywołał u Ciebie tylu emocji, co on. Ty się po prostu w nim zakochałeś. 
- Nie, nie.- zaprzeczyłem od razu. - Znam siebie i to na pewno nie jest miłość. Po prostu się nim zauroczyłem. Tyle mogę przyznać.
- Okej. nawet jeśli się w nim zauroczyłeś, jak mówisz.  To i tak twierdzę, że wywiera na Ciebie duży wpływ. Tylko nie wiem w czym widzisz problem. Przyprzyj go do muru i zmuś, żeby powiedział co tak na prawdę czuję.
- No właśnie to nie jest takie proste. - jęknąłem. - On jest taką osobą, że nie da się z niego nic wyciągnąć. Jest zimny jak lód, a zarazem gorący jak lawa. Jak jest blisko mnie, wariuje, a zarazem jak z nim rozmawiam, to tak strasznie drażni mnie fakt, że nie wiem jakie są między nami relacje.
- Słuchaj. Jeśli chodziłoby mu tylko i wyłącznie o seks, na pewno nie przyjechałby do Ciebie w nocy, z powodu, że się źle czułeś. Nie zostałby z Tobą, nie posprzątałby Ci, nie kupiłby leków. On się o Ciebie troszczy, dba i chce jak najlepiej. Z tego co widzę. Może ma jakieś problemy, którymi nie chce Cię zamartwiać... Nie wiem, nie znam go aż tak.
- Jak też. - odparłem smutno.
- Ale wiesz, najbardziej rozbawił mnie fakt, że kazał Ci do mnie wracać.
- Widzisz, a mnie najbardziej zabolał.
- Oh, przestań. - powiedziała i zaśmiała się krótko, szturchając moje kolano. - Przecież to był ewidentny przejaw zazdrości. Ja myślę, że on się boi, że Ty jedynie eksperymentujesz. Może uważa, że jest ewentualność naszego zejścia się. Nie wiem, ale to jego odesłanie Ciebie do mnie, powinno Cię jedynie uszczęśliwić. Taka mała zazdrość, jest zdrowa dla związku.
- Tylko , że my nie jesteśmy w związku. - Powtarzanie tego zdania, zdecydowanie weszło mi w krew.
 W pokoju rozległ się dźwięk mojej komórki. Przezornie sprawdziłem wyświetlacz, widząc, że to mama, odebrałem.
- Halo.
-Cześć i jak tam ?
- Dobrze już. Mam leki i jest lepiej.
- Oh, to się cieszę. Wracamy już za dwa dni, więc się Tobą zaopiekuję.
- W porządku...- Elly nagle kichnęła i zaśmiała się cicho, pociągając nosem. - Na zdrowie.
- Dzięki. - odparła, uśmiechając się.
- Z kim Ty tam jesteś? - zapytała mama.
- Z Elly.
- Ojej ! Elly! Pozdrów ją. Pogodziliście się już? - słyszałem jej ogromną radość w głosie, niestety musiałem ja rozczarować.
- Pogodziliśmy, ale nie jesteśmy razem. - jęk zawodu rodzicielki, przekonał mnie o tym, jak bardzo lubiła tą dziewczynę. - Ok, mamo muszę kończyć. Do zobaczenia, papa. - rozłączyłem się, nie chcąc słyszeć większej ilości pytań.
Nie zdążyłem odłożyć komórki, a ona znowu się rozdzwoniła.
- Mamooo, mówiłem, że pogadamy później. Chcę pogadać z Elly, dawno się nie widzieliśmy... - w słuchawce rozległa się cisza. Ściągnąłem brwi, czekając na odpowiedź. - Halo...? - Przerażony spojrzałem na dziewczynę, ona przyglądała mi się z zaciekawieniem, nie wiedząc o co chodzi.
- W porządku. Widzę, że jesteś bardzo zajęty i nawet nie masz czasu, żeby dać mi znać, czy w ogóle żyjesz. Świetnie. - Głos Milo dźwięczał mi w uszach. Moje oczy rozszerzyły się nagle, a w duchu zacząłem przeklinać siebie, za to, że nie spojrzałem na wyświetlacz. Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, bo w słuchawce rozległ się dźwięk, kończący rozmowę. Odłożyłem telefon, czując, że robi mi się niezwykle gorąco.
- Co się stało ? - Musiałem wyglądać strasznie, gdyż jej wzrok pełen był obaw. Położyła rękę na moim kolanie i ponowiła pytanie. - Co jest, Nath.. ?
- Kurwa to nie była mama, tylko on. Zajebiście. Teraz mnie pewnie nienawidzi. - poczułem jak mój poprawiony humor, zmienia się w czarną rozpacz. Czasami chciałbym nic nie czuć.