sobota, 7 kwietnia 2012

9.L'enseignement


    
Od dawna wiedziałem, że coś jest ze mną nie tak. Zawsze byłem inny, często lubiany jak i nie znoszony przez ludzi. W głębi duszy czułem, że odstaje od społeczeństwa ale nigdy nie przypuszczałbym, że dojdzie do tego, że umówię się z facetem. Do tego z moim nauczycielem! Nie wiem co ja wyprawiam, nie mam pojęcia co mnie opętało. Mój mózg chyba przestał działać. Szare komórki wymyły mi się podczas kąpieli. Najgorsze jest to , że nie mam pojęcia co z tym teraz zrobić. Zadzwonić do niego i powiedzieć mu, że nie mogę się z nim spotkać? Wtedy zapyta dlaczego, a ja powinienem odpowiedzieć „Bo to najgłupsza rzecz, jaką mógłbym zrobić.”. Tak, tak byłoby najlepiej, ale nie potrafię, głupio mi z tym, ale nie umiałbym tak zrobić.
    Siedziałem przed laptopem w piątkowy wieczór, zastanawiając się nad swoim życiem. Ostatnio dużo rzeczy się zmieniało. Z głośników płynęły nuty piosenek New Medicine. Poruszałem głową w takt muzyki, przeglądając leniwie portale społecznościowe. Nagle usłyszałem dźwięk nadchodzącej wiadomości. Włączyłem okienko.
- Milo. – przeczytałem i skrzywiłem się nieco. Błagam, tylko nie on.
Milo : Hej, piszę w sprawie naszej randki. Mogę podjechać do Ciebie jutro o 16.00  ? : )
Nath: Hej. Wolałbym , żebyś używał sformułowania „spotkanie”.– odpisałem, szybko naciskając enter.
Milo: Coś się stało ?
Nath: Nic. Dlaczego pytasz ?
Milo: Nie ważne. Mam przyjechać ?
Nath: Tak. Do jutra. – Pożegnałem się i wylogowałem. Wiem, że to w jak sposób odpisywałem, nie brzmiało zbyt przyjemnie. Co ja poradzę? Nie na rękę jest mi randka z facetem. Randka...Jezu jak to brzmi.  Nie, to nie randka. Jeśli on będzie miał wątpliwości, to mu to wytłumaczę raz, a dobrze.
Wstałem z łózka, mając zamiar wziąć gorącą kąpiel. Umówiłem się już z rodzicami, prosząc o wolny weekend, zgodzili się bez problemu. Oczywiście powodem jaki podałem było spotkanie z „kolegą”, którego dawno nie widziałem. Przecież nie powiem im prawdy, chybaby mnie zabili.

   *  *  *
     Gdy nastała piętnasta zacząłem się denerwować. Naszykowałem ubrania, które składały się z białej koszulki, czarnych, skórzanych rurek i czarnego, cieniutkiego swetra w szare paski, którego luźny dekolt falami układał się na klatce piersiowej.  Skierowałem się do łazienki, gdzie bacznie przyjrzałem się swojej twarzy. Włosy, które ostatnio mi nieco podrosły, sczepiłem w małą kitkę, grzywkę pozostawiając na wolności. Popryskałem się perfumami  i ostatni raz patrząc w lustro, wyszedłem z łazienki. Założyłem ubrania, dokładnie je układając . Powtarzałem sobie, że to nie randka , jednak tak właśnie się zachowywałem. Po co ja się w ogóle stroję !? Spojrzałem na zegarek stojący na szafce obok łóżka. Miałem jedyne piętnaście minut, za piętnaście minut przyjedzie.. Uspokój się Nath. Nagle rozległ się dzwonek, na dźwięk którego zadrżałem.
- No nie mów, że przyjechałeś wcześniej... – wziąłem portfel,komórkę i zbiegłem po schodach. Odetchnąłem, po czym złapałem za klamkę. Stał w progu, z tym swoim drapieżnym uśmiechem, który ostatnio często pojawiał się na jego ustach. Miał na sobie białe spodnie,w niektórych miejscach modnie poprzecinane, białą podkoszulkę  i czarną,skórzaną kurtkę.  Jak zwykle nienaganny ubiór, który musiałem podziwiać. Jednak większą uwagę poświęciłem fryzurze. Jego włosy starannie uplecione były w warkocz francuski, zakończony białą kokardką,która spoczywała na jego piersi. Okej muszę przyznać , że wyglądał imponująco.
- Cześć. – przywitał się. Odchrząknąłem, nadal stojąc w progu i gapiąc się na niego, niczym ciele w malowane okno.
- Hej. – Wyszedłem, zamykając drzwi na klucz. Bez słowa ruszyliśmy w kierunku jego czarnego samochodu. Gdy podszedłem do niego rozszerzyłem oczy w niedowierzaniu.
- Wow! To audi q7 ! Zawsze chciałem je mieć ! – wypaliłem podchodząc do drzwi pasażera.
- Interesujesz się samochodami ? – zapytał, otwierając mi je. Poczułem się nieco niezręcznie. Nie byłem w końcu dziewczyną!
- Jedynie tymi, które mi się podobają. – odpowiedziałem, siadając na miękkim siedzeniu. Wnętrze samochodu emanowało luksusem. Skórzane obicia współgrały z nowoczesnym sprzętem. Milo obszedł samochód, po czym wsiadł do niego.Odpalił silnik i włączył muzykę. Z głośników wydobyły się pierwsze nuty piosenki. Rozpoznałem jeden z moich ulubionych zespołów - Depeche Mode.
- Nie zapinasz pasów? – zapytałem, lustrując go nieco.
- Nie. Ale Ty zapnij. – zignorowałem go, a on prowadził, skupiając się na drodze. Westchnąłem, nie mówiąc już nic. Po pięciu minutach jazdy nie mogłem jednak się powstrzymać.  Siedzenie w ciszy przy osobie, którą bądź co bądź lubiłem, nie było w moim stylu. – To...gdzie jedziemy? – zapytałem, będąc na prawdę ciekawym, gdzie ten chłopak ma mnie zamiar zabrać.
- Niespodzianka. – odparł tajemniczo, ponownie się uśmiechając. W porządku jego uśmiech jest zniewalający, ale to nic nie oznacza! -Masz prawo jazdy ? – zapytał nagle, co zbiło mnie z tropu.
- Nie... niestety. Zawsze chciałem je mieć, ale nigdy jakoś nie było czasu. Nigdy nie siedziałem za kółkiem.
- Szkoda, bo byś poprowadził. – Dobrze zrozumiałem? Gdybym miał prawko, dałby mi poprowadzić? Przecież ten samochód kosztował z pół miliona  ! Gdybym ja miał taki, to bym na niego chuchał i dmuchał. I wewnątrz i zewnątrz wyglądał bardzo imponująco.Zastanawiało mnie skąd Milo ma na to pieniądze. Drogie ciuchy, drogi samochód,wolałem nie myśleć gdzie mieszka . Czyżby jego obrazy i kreacje aż tak dobrze się sprzedawały ?
- Oj nie, nawet gdybym miał to bałbym się, że Ci go rozwalę...
- Daj spokój, to tylko samochód.
- Tak, ale bardzo drogi. Wolałbym nic z nim nie zrobić. –przewróciłem oczami, chcąc dać mu do zrozumienia , że to co mówi jest niedorzeczne. Może i pieniądze nie były ważne, sam nie szanowałem niektórych rzeczy, które kupili mi rodzice, jednak... no błagam to było moje wymarzone audi !
- Zawsze można naprawić. Wiesz jeśli chcesz, to któregoś wolnego dnia możemy się wybrać na polne drogi. Nauczyłbym Ci jeździć, to nic trudnego. - Na samą myśl , że mógłbym prowadzić jego samochód, kąciki warg uniosły mi się do góry. Nie wyobrażałem jednak sobie siebie za kółkiem. Przecież na pewno bym mu coś rozwalił.
- Dzięki za propozycję, byłoby super, jednak za bardzo bałbym się, że Ci coś rozwalę. - powiedziałem ponownie, zgodnie z prawdą. Westchnął przeciągle i spojrzał na mnie przelotnie.
- O tym już Ci mówiłem. Dam Ci znać, kiedy po Ciebie wpadnę. Mam nadzieję, że będziesz miał wolny weekend.
- Myślę, że tak. Muszę tylko wcześniej powiedzieć rodzicom, że nie będzie mnie w pracy.- Miałem przeczucie, że jeśli częściej bym się z nim spotykał, to w ogóle przestałbym pracować. Żadnego częściej... Nath!
- W porządku. Pracujesz z rodzicami ? - zapytał zmieniając temat, za co byłem mu wdzięczny. Jak na razie nie chciałem nawet myśleć o domniemanej "nauce jazdy".
- Taaak. Pracuję.. - odparłem, krzywiąc się na nieco. Jechaliśmy już dobre piętnaście minut, a raczej staliśmy w korkach.. Nie znoszę Nowego Jorku o tej porze ! Całe ulice zapełnione były samochodami, a na chodnikach panował gwar przechodniów. Ja rozumiem , że to jedno z najbardziej zaludnionych miast na świecie, no ale błagam ! Gdzie oni się uchowali. - Jeszcze.. - dodałem, powracając myślami do rozmowy. Nigdy nie lubiłem tej pracy i nie chodziło tu o jej trudność, bo w kserowani i wypełnianiu papierków nie było nic trudnego. Jednak był taki mały szczegół, a raczej dwa szczegóły. Otóż brak wolnych weekendów i.. Barbara. Na samą myśl o tej blondynie wzdrygnąłem się. Granatowowłosy spojrzał na mnie zaciekawiony. Dopiero teraz zauważyłem, ze założył duże, czarne okulary przeciwsłoneczne.
- Aż taka zła jest ta praca, że się tak wzdrygasz i krzywisz ?
- Nie... nie chodzi o to, że jest zła. Po prostu.. - i co ja mam powiedzieć ? "Po prostu napastuje mnie cytata blondyna, która pcha łapy gdzie nie trzeba"? Nie, nie mogę. - Po prostu... nie mam z kim tam rozmawiać.. nie każdego lubię.. no i prawie nie mam wolnych weekendów. - wybrnąłem z sytuacji.
- W żadnej pracy nie będziesz lubił każdego, taka kolej rzeczy. Ludzie są różni. Możesz ich po prostu zignorować.
- Niektórych nie da się zignorować. - wyrwało mi się, na moje nieszczęście, nie puścił tego mimo uszu.
- Co masz na myśli? - Skręcił w jedną z uliczek, nieco uwalniając się od korku. Ciekawe gdzie on mnie wiezie. Przyznam, jestem ciekawski, a czasami zżera mnie od środka jeśli czegoś nie wiem i to oto jest ten moment.
- Eeee...Yyyy... - moja inteligenta odpowiedź powaliła nawet mnie. Najpierw spalam przy nim buraka, później nie mogę oddychać, drżę i jęczę, teraz brakowało mi jeszcze przeinteligentnych odpowiedzi tego typu. Brawo dla mnie. - Tak powiedziałem. - Nie pytaj już o nic , nie pytaj, nie pytaj.
- Czyżby Cię ktoś dręczył? - Roześmiał się. Nienawidzę Cię ! Wprost nienawidzę. Odwróciłem głowę w jego stronę, mierząc go zabójczym wzrokiem, który miał sugerować, że jestem w stanie wyrwać mu flaki.
- Nie. Nikt mnie nie dręczy. Po prostu niektórzy nie mogą utrzymać łap przy sobie, gdy mnie widzą. - Noo tak Nathaniel, jeszcze się pochwal jaki to jesteś zajebisty, że wszyscy na Ciebie lecą.
- Nie wątpię. - odparł, uśmiechając się. Jakie on ma zęby, chyba mu je wyrwę..
- Pfff. - moje pufnięcie miało oznaczać koniec rozmowy, Milo chyba tego nie zrozumiał.
- To kto jest tak okropny i Cię obmacuje ? - to był mój koszmar, a on się z tego wyśmiewał, no świetnie.
- Barbara. Asystentka moich rodziców. Urocza dziewczyna. - powiedziałem z przekąsem. Spojrzał na mnie, jaka szkoda, że nie mogłem ujrzeć jego wzroku.
- Urocza ? Myślałem , że Ci to nie odpowiada. - Oj Milo, Milo, w takim razie trochę sobie pogramy.
- Wiesz jaka by nie była, to bardzo miłe, że ktoś Cię adoruję. Barbara jest całkiem ładna, zgrabna.. I starsza ode mnie, imponuje mi. - stek bzdur wpływał z moich ust, aż sam myślałem, że się zaraz roześmieje. Jego mina jednak zrzedła. 
- Przed chwilą mówiłeś, że pcha łapy tam gdzie nie trzeba. - przypomniał mi, krzywiąc zgrabne usta.
- Bo pcha. Wiesz czasami jest zbyt nachalna, to prawda. W końcu proponowanie mi seksu w firmie nie jest zbyt rozważne. Jednak gdybyśmy się spotkali na polu neutralnym, czemu nie... - nigdy w życiu nie gadałem większych głupstw. Nagle Milo zahamował z wielką siłą, a ja poleciałem w stronę przedniej szyby, na szczęście zatrzymując się dłońmi na tapicerce. - Zwariowałeś ?! - krzyknąłem, oddychając łapczywie. Serce waliło mi jak młotem.
- Mówiłem - zapnij pasy. Poza tym.. jesteśmy na miejscu. - powiedział i jak gdyby nigdy nic, wyszedł z samochodu. 
- Kurwa ! - krzyknąłem jeszcze, chcąc rozładować swoje emocje i podążyłem śladem starszego, który czekał po drugiej stronie ulicy. Jak ja go nienawidzę! Stanąłem przy nim z obrażoną miną, nie obchodzi mnie gdzie mnie zaprowadzi, nie mam zamiaru się do niego odzywać.
- Chodź. - i poszedłem. Szliśmy małą uliczką. Witryny sklepowe zapraszały do zakupu ich produktów. Było tu wszystko: jedzenie, zabawki, restauracje. W końcu doszliśmy do witryny, na której namalowane była duża babeczka. Milo nacisnął klamkę, a ja wszedłem za nim. Moje nozdrza oszalały od niesamowitego zapachu, który panował w pomieszczeniu. Oczy biegały od jednego kąta w drugi, nie wiedząc gdzie się zatrzymać. Uchyliłem lekko wargi, czułem jak w ustach zbiera mi się nadmiar śliny, który szybko połknąłem.
- Jestem w raju. - powiedziałem cicho. Znajdowaliśmy się w bardzo przytulnej kawiarni, która jak zdążyłem zauważyć przeznaczona była dla pożeraczy babeczek. Wielkie rzędy kolorowych kulek i tych większych i mniejszych niemal uśmiechały się do mnie, zapraszając na ucztę. Jedne czekoladowe, drugie truskawkowe, inne posypane wiórkami kokosowymi, a jeszcze inne z bitą śmietaną i owocami. Cholerny Milo wiedział gdzie mnie zabrać. Usiedliśmy przy stoliku, a zaraz podeszła do nas niska brunetka i podała nam karty. Gdy spojrzałem na propozycję, zawróciło mi się w głowie.
- Ja Cię ! Oni mają tu tego setki ! - powiedziałem do chłopaka siedzącego na przeciwko mnie. Uśmiechnął się, a ja ponownie zatopiłem się w karcie.
Zamówiliśmy po kilka babeczek i kawę. Były przepyszne ! Wprost rozpływały się w ustach.
- Lubisz Depeche Mode. - bardziej stwierdziłem niż zapytałem, chcąc zacząć jakiś temat. Na jego twarzy zauważyłem małe zdziwienie, dlatego szybko dodałem. - w samochodzie.. puściłeś ich płytę.
- A tak. - przypomniał sobie, oblizując usta. O ja Cię, niech on tak nie robi. - Lubię i to bardzo. Jeden z moich ulubionych zespołów.
- O, to tak jak mój. - upiłem łyk kawy. Była mocna, taka jaką lubiłem. Jej aromat przyjemnie łechtał moje nozdrza. Odstawiłem duży kubek i ugryzłem kawałek kokosowej babeczki.
- W końcu ktoś z moich znajomych lubi Depechów.
- Są niesamowici. Zawsze się nimi zachwycałem, a Elly nigdy mnie nie rozumiała. Twierdziła, że ich piosenki są nudne i bez większego sensu. - skrzywiłem się na wspomnienia naszych kłótni, które dotyczyły tego zespołu. Może to głupie, ale tak - kłóciliśmy się o takie pierdoły.
- Kochasz ją ? - wypalił nagle, a ja prawie zakrztusiłem się babeczką, którą właśnie jadłem. Odchrząknąłem cicho, jednak nie pomogło, musiałem zakasłać. Wypiłem łyk kawy, a gdy nieprzyjemne uczucie duszenia się ustało, spojrzałem na niego pytająco.
- Co to za pytanie ? - czy ja zawszę muszę tak odpowiadać? Dlaczego ludzie muszą mnie o to pytać do cholery !
- Normalne. Kochasz swoją dziewczynę? - ponowił je, pijąc czarny napój. Patrzył na mnie z nad parującego kubka. Jego oczy ponownie mnie hipnotyzowały. Spuściłem wzrok. Znowu to zrobiłem, znowu uciekłem. Jestem idiotą agrh!
- Nie powinniśmy o tym rozmawiać. - odpowiedziałem wymijająco.
- Czyli nie kochasz. - stwierdził po czym zmienił temat. - To co byś chciał robić w przyszłości ?
- Zawsze marzyłem o zostaniu stylistą mody.. albo projektantem, jena z drugim troszkę się wiąże. Jednak to tylko marzenia.
- Nie koniecznie. Jeśli w coś na prawdę wierzysz, to możesz to osiągnąć. Wystarczy chcieć.
- Tak, każdy tak powtarza. Okej chcę i co ? Jakoś nie widzę, żeby mi się udało.
- Chcesz ? Co oznacza według Ciebie chcieć ? Nawet nie próbujesz.
- Skąd wiesz, że nie próbuje. Znasz mnie ledwie parę miesięcy.
- Tak i znam Twoje pracę. Jeśli byś się postarał, jeśli byś na prawdę chciał, udałoby Ci się. Wystarczy wierzyć w siebie i... zapieprzać. Pchać się wszędzie gdzie możesz. Ludzie muszą Cię poznać.
- Łatwo Ci mówić. Nie mam żadnych znajomości. Mam iść do agencji i powiedzieć : "Hej, mogę zostać waszym stylista?". No błagam wykopali by mnie, zanim bym się obejrzał. - przewróciłem oczami, albo mi się wydawało, albo on zrobił to samo.
- Tak właśnie masz tak robić. W tym zawodzie przechodzą najsilniejsi mon trésor. - jeśli się nie mylę to właśnie powiedział coś po francusku. Tylko dlaczego on mówi po francusku, skoro jest Włochem ?
- Co to znaczy? - zapytałem wprost. On jedynie uśmiechnął się, nie odpowiadając na moje pytanie. - Okej.. Sprawdzę sobie w słowniku, nie ma sprawy. - odparłem, nieco obrażony. Jednak musiałem zapytać o coś, co mnie dręczyło.  - Może chociaż odpowiesz skąd znasz francuski?
- Mieszkałem kilka lat we Francji, wtedy kiedy zajmowałem się modelingiem. Nauczyłem się tego języka, który jest według mnie bardzo... seksualny. - odchrząknął nieco. Nie zwróciłem na to nawet uwagi, chcąc więcej dowiedzieć się o nim samym.
- Długo byłeś modelem?
- Nie.. jakieś dwa lata, zacząłem mając piętnaście lat.. w wieku osiemnastu byłem już tutaj.. w takim razie może trzy. - liczył w pamięci, a ja nie dowierzałem. Piętnaście lat ? Cholera wiedziałem, że modele i modelki wcześnie zaczynają, ale piętnaście lat... to jeszcze dziecko.
- Piętnaście ? Byłeś bardzo.. młody.
- Tak, wiem. Ale wyglądałem poważnie i dlatego mnie brali.
- Dlaczego zrezygnowałeś ?
- Jak mówiłem to nie dla mnie. Można powiedzieć, ze niektórzy nie potrafią utrzymać łap przy sobie. - uśmiechnął się. Jego słowa nieco mnie zdziwiły, nie wiedziałem czy dobrze zrozumiałem ich sens. Jeśli tak.. nie chciałem tego kontynuować, gdyż wydawało mi się nieco niezręczne.
- Więc... urodziłeś się we Włoszech tak? - zmieniłem temat. Za oknem zaczęło się ściemniać, nie do wiary, jak ten czas szybko leci.
- Tak, moi rodzice są włochami. Mieszkaliśmy tam przez dziesięć lat, później przyjechaliśmy do USA, a później wysłali mnie do Francji.
- Jak to wysłali Cię do Francji ? Samego !? - moje niedowierzanie rosło z minuty na minute, ten facet jest na prawdę dziwny.A jego rodzice chyba są psychiczni.
- No tak. A co w tym złego ? - zapytał, zupełnie mnie nie rozumiejąc.
- No jak to co ? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie, unosząc nieco brwi. - Przecież miałeś piętnaście lat do cholery !
- Nathaniel.. Ja od dawna sam się sobą opiekuję i potrafię o siebie zadbać. Moi rodzice mi ufali, zresztą nie za bardzo się mną obchodzili. Było im wszystko jedno.
- Rozumiem... - odparłem smutno. Jakbym widział siebie. Na prawdę. Poczułem nieznany mi ból. Mam rodziców, mieszkam z nimi, pracuje, ale tak na prawdę nigdy mnie nie widzą. Nie zauważają, nie obchodzą się mną. Znają jedynie Elly i Darena. Wiedzą, że chodzę do szkoły. Niestety żadne z moich zainteresowań nie jest dla nich ważne. Jedyne co potrafią robić, to płacić i dawać mi pieniądze. Chociaż i tak to ostatnie mam własne. Ciekawi mnie, czy gdybym ja chciał wyjechać, daleko.. bardzo daleko. Czy.. czy sprzeciwili by się. Zatęsknili. Może?
- O czym myślisz? - z zamyślenia wyrwał mnie przyjemny głos granatowowłosego.
- Po prostu.. Nie ważne. - zrezygnowałem, spuszczając głowę.
- Powiedz. - nalegał.
- Moi rodzice też mnie olewają, więc wiem co czujesz. Poniekąd.
- Rodzice.. to tylko, a może aż rodzice. - zapanowała chwila ciszy, którą w końcu przerwał. - Wiesz, zbierajmy się już, bo chce Cię jeszcze gdzieś zabrać, a to kawałek drogi stąd. Mam nadzieję, że masz jeszcze trochę czasu.
- Tak, moi rodzice jak zwykle pracują, więc... - urwałem, orientując się co powiedziałem. Popatrzyliśmy na siebie i po prostu wybuchliśmy śmiechem.
- No tak.. rodzice. - dodał granatowowłosy nadal się śmiejąc. Po krótkiej kłótni, kto ma zapłacić i wygranej Milo, wyszliśmy z kawiarni. Na dworze było już szarawo. Spojrzałem na zegarek w komórce. Była godzina dwudziesta. Jej, siedzieliśmy tam prawie cztery godziny, a ja czułem jakby to była chwila. Wsiedliśmy do samochodu, a z głośników ponownie wydobywały się dźwięki Depeche Mode. Chyba pokocham jazdę tym samochodem.
- A teraz gdzie jedziemy ? - zapytałem, patrząc na jasną twarz kierowcy.
- Nie powiem. Niespodzianka. - ukazał równe zęby. Jego lekko zaostrzone kły były na prawdę seksowne. Jezu ! Co ja pierdolę! Sprzedałem sobie mentalnego plaskacza, a nawet pięśniacza w nadziei, że moje myśli zmienią tor. 
- Milo.
- Hym?
- Jesteś gejem ? - wypaliłem nagle ni z tego ni z owego, patrząc na niego. Odwrócił głowę w moją stronę, przyglądając mi się bacznie.
- To chyba jasne. - odparł, powracając wzrokiem przed siebie.
- Nie wiem, może masz dziewczynę, a czasami lubisz poeksperymentować. - zaśmiałem się, chcąc aby brzmiało to jak żart. W gruncie rzeczy na prawdę byłem ciekawy czy Milo jest stu procentowym gejem.
- Nie, mogę Cię zapewnić, że nie mam dziewczyny. - odpowiedział, nie patrząc na mnie. Pokiwałem powoli głową, wsłuchując się w słowa piosenki.
     Don't say you want me
     Don't say you need me
     Don't say you love me
     It's understood
    Don't say you're happy
    Out there without me
    I know you can't be
    'Cause it's no good
- Moja ulubiona piosenka. - powiedziałem, a on ją nieco podgłośnił.
- Moja też. - uwielbiałem jak się uśmiechał. Jego twarzy była wtedy taka promienna, rozświetlała tą czerń i biel, którą przeważnie emanował. Jego oczy, zawsze hipnotyzujące i nieprzeniknione świeciły radością. Zapatrzyłem się na ten obrazek, nieco odcinając się od rzeczywistości.

   I'll be fine
   I'll be waiting patiently
   'Till you see the signs
   And come running to my open arms
   When will you realise
   Do we have to wait 'till our worlds collide
   Open up your eyes
   You can't turn back the tide

- Co mi się tak przyglądasz ? - zapytał nagle, a ja dziękowałem w tym momencie wszystkim niebiosom, że jest już ciemno. Spłonąłem rumieńcem, czując jak gorąc wlewa się na moje poliki. Jestem idiota, po raz kolejny potwierdza się to i to ze zdwojoną siłą. Ślinię się do niego. Nie ja się do niego nie ślinię, ja tylko obserwuję. Jaaa Cię, dobrze, że chociaż na głos nie gadam do siebie.
- Eeeee... - Kretyn. Muszę coś powiedzieć, w końcu to ja, nadal ten sam wyszczekany nastolatek. Błagam mózgu, działaj.
- Em ? Nie przeszkadza mi to, jeśli chcesz to patrz. - Umarłem. Jeśli to jeszcze bardziej możliwe, to teraz czułem, jakbym wsadził głowę do wulkanu. Dzięki, dzięki Ci o ciemności moja. Uwielbiam noc, ciemność i księżyc, na prawdę !
- Po prostu się zamyśliłem. - Moje marne tłumaczenie wyszło kulowo, sam mogę się do tego przyznać.
- Yhm. Jasne. - przestań się uśmiechać, proszę. W mojej głowie rodziły się myśli, za które chciałem się posiekać i zakopać na dnie oceanu. Ale te jego kiełki.. STOP.
Minuty mijały, a my jechaliśmy przez zatłoczone ulice. Ponownie nie wiedziałem gdzie chce mnie zawieść, jednak wierzyłem, że spodoba mi się tam. Po pierwszym wyborze, mógł mnie zabrać wszędzie, a ja wiedziałbym, że będzie fajnie. W ciszy przemierzaliśmy oświetlone ulicy. Nowy Jork i jego wieczne życie.. Miasto, które nigdy nie zasypia. Kocham je, tak zwyczajnie, prawdziwie.. Odnajduję się tu, mimo że jestem jednym z wielu. Dla niektórych nawet niezauważalny, to to miasto ma w sobie czar.. Ogromny czar, któremu wielu ulega. Zatrzymaliśmy się, prawdopodobnie dojeżdżając do miejsca.
- Jesteśmy na miejscu, jednak zanim wyjdziemy...- wyciągnął coś ze schowka, zobaczyłem czarną bandamkę z białymi wzorami. - Muszę Ci zawiązać oczy.
- C-co? - po co niby miałby mi zawiązywać oczy do cholery ?
-Jej. - przewrócił oczami, nadal trzymając bandamkę w ręku. - Nie chcę żebyś widział gdzie idziemy. Efekt będzie na końcu. Przecież Cię nie zgwałcę. - dodał ze śmiechem.
- Okej... - pozwoliłem mu na zawiązanie moich oczu. Zamknąłem powieki i poczułem jak zbliża się do mnie. Bawełniany materiał dotknął mojej skóry, jego sprawne palce zawiązały supełek. Jak on cudownie pachnie.
- Nie widzisz nic ? - upewnił się.
- Nie. Ni cholery. - odpowiedziałem.
Wyprowadził mnie z samochodu. Trzymałem się kurczowo jego ramienia, a on obejmował mnie w pasie. Czułem się niezręcznie, jednak całkiem przyjemnie. Perfumy granatowowłosego były niebiańskie, na pewno musiały być bardzo drogie. Zresztą z tego co zauważyłem, to on wszystko miał drogie. Na samą myśl niemal przewróciłem oczami. Wprowadził mnie do jakiegoś budynku. Później do windy. Jechaliśmy nią długo, a ja zastanawiałem się ciągle, gdzie on mnie do cholery prowadzi. W końcu wysiedliśmy z widny. Milo pociągnął mnie za sobą. Jego ręka na mojej talii, zaczynała mnie palić. Matko jeszcze chwila a oszaleję. Co się ze mną do cholery dzieje. Poczułem powiew wiatru na twarzy. Czyli na pewno wyszliśmy na dwór, ale przecież przed chwilą jechaliśmy windą.
- Jesteśmy na miejscu, jeszcze tylko kawałek. - przeszliśmy parę kroków, aż mój brzuch dotknął czegoś zimnego i twardego. Barierka ? Co ona tu robi ? Na plecach poczułem dotyk jego torsu, oparł się o mnie, tak po prostu, zwyczajnie, oparł się. Moje ciało przeszedł dreszcz. Poczułem jak gęsia skórka tworzy się, zostawiając na ciele liczne, małe kropeczki, a włosy staja dęba. Milo, nie ruszając się z miejsca, odwiązał bandamkę z moich oczu.
- Patrz. Czyż nie jesteśmy w jednym z najpiękniejszych miejsc? - jego cichy głos omiotał moje ucho. Ponowny prąd przeszedł przez moje ciało. W tym momencie dziękowałem za cudowny wiatr i zimną barierkę, które pozwalały mi pozostać przy zdrowych zmysłach. Powoli, nie śpiesząc się uchyliłem powieki. Moim oczom ukazał się piękny widok. Miliony świateł i migoczących żarówek, które rozciągały się na wiele setek kilometrów. Ich kolory mieszały się ze sobą, tworząc zgraną harmonie. Jedne pomarańczowe, niczym jarzące się słońce, inne zielone, niczym zdrowa trawa, jeszcze inne żółte i białe, były nawet niebieskie. Wszystko tworzyło niepowtarzalny widok, który wywołał u mnie nutkę melancholii. Wiatr owiał moją twarz. Poczułem jak Milo obejmuję mnie od tyłu i kładzie głowę na moim ramieniu. Poczułem się wolny, niczym ptak, który szybuje na wietrze. Jego wątłe, małe ciało unosi się i opada. Leci w nieznane, przemierzając wiele kilometrów. Westchnąłem, przymykając oczy i wtulając się w ciepłe ciało za mną. Byliśmy na Top Of The Rock, w miejscu, którego na pewno długo nie zapomnę.


 



 W tym miejscu zakończymy tą oto notkę ; P. Macie widok z Top Of The Rock. Jeden z bardziej znanych tarasów widokowych, na którym sama bym się z chęcią znalazła ; p.

Samochód Milo :

 
Aha, w poprzedniej notce zapomniałam dodać zdjęć.
To jest domek babci Natha :
 

Okolica :
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz