czwartek, 5 kwietnia 2012

8.L'enseignement

   
     Nie raz wspominałem, że weekend to dla mnie koszmar. Nie dość, że muszę pracować w głupiej firmie moich rodziców, to do tego Barbara nie daje mi żyć. Nie mogę jeść, pić, chodzić, nawet wysikać się nie mogę, żeby jej nie spotkać ! Wisi nade mną z tymi wielkimi cyckami, które dyndają mi przed nosem i uśmiecha się, jak gdybym nie dał jej ewidentnie do zrozumienia, że nie chce mieć z nią nic do czynienia. Głupia, pusta dziewczyna.
- Nathaniel, może zrobić Ci kawy? - Blondynka podeszła do mojego biurka. Ja, nawet na nią nie patrząc, podziękowałem. Miałem stos papierów do wypełnienia i w tym momencie nawet nie miałem zamiaru zamienić z nią słowa.
- A może coś zjesz? - nie dawała jednak za wygraną. Zapatrzony w druki, nie zauważyłem jak podeszła bliżej mnie, opierając się o szklaną płytę biurka. Wzdrygnąłem się i spojrzałem w jej pokrytą makijażem twarz.
- Nie, dziękuję, Barbaro. - zaakcentowałem jej imię, mając nadzieję , że w końcu się ode mnie odczepi . Uniosła rękę i dotknęła mojego policzka. Odwróciłem się szybko, jej dotyk w żaden sposób mi się nie podobał. Poczułem jak schodzi palcem na moją klatkę piersiową i wodzi  po moim torsie, spojrzałem na nią z miną , która miała zaznaczyć moje wielkie rozgoryczenie. W zamian usłyszałem jedynie jej śmiech, na który tylko się wzdrygnąłem. Jak ja jej nie znosiłem ! Była zmorą mojego życia! A najgorsze w tym wszystkim było to, że mój ojciec ją uwielbiał. Zresztą mama nie była lepsza. Brakowało tylko jednego, aby mnie z nią swatali. Na szczęście wiedzieli , że mam Elly. W końcu się na coś przydała... Dobrze, że tego nie słyszy.
- Barbara, co Ty robisz ? - zapytałem z zaciśniętymi zębami, gdy doszła do guzika moich spodni. Gdy go odpięła, zareagowałem łapiąc ja za szczupłą dłoń. - Przestań. - odepchnąłem jej rękę i szybko zapiąłem guzik. Dziewczyna przez cały czas się uśmiechała, a ja miałem ochotę ją zabić.
- A jeśli nie ? - jej głos był przesłodzony, nawet jak dla mnie ten poziom cukru był za wysoki.
- Czego Ty ode mnie chcesz? - załamałem ręce, w akcie całkowitej rezygnacji. Barbara pochyliła się nade mną, tak, że nasze nosy prawie się stykały.
- Prześpij się ze mną, chociaż raz. - jej niebieskie oczy świdrowały mnie na wylot. Przyznam, że przez chwilę rozważałem taką możliwość, jednak po chwili zastanowienia miałem ochotę ją udusić, a zarazem roześmiać się jej w twarz. W końcu uśmiechnąłem się lekko, a ona zrobiła to samo.
- Nawet gdybyś mi zapłaciła, to bym tego nie zrobił. - jej mina nieco zrzedła, chciała coś powiedzieć, jednak przerwały jej otwierane drzwi. Do gabinetu weszła moja mama, Barbara od razu ode mnie odskoczyła, stając po drugiej stronie biurka.
- Ojej, przeszkadzam Wam ? Jeśli tak to przepraszam...
- Nie przeszkadzasz mamo!  - przerwałem jej szybko. - właśnie wypełniam papiery, które dzisiaj rano mi dałaś. Barbarze widocznie się nudzi i przyszła mi ponarzekać na brak zainteresowania jej osobą.- skinąłem głową w stronę dziewczyny, widząc grymas na jej twarzy poczułem małe zwycięstwo. Jeden - zero dziewczynko.
- Oj Barbara na pewno chciała Ci pomóc, a Ty jak zwykle chcesz być samodzielny. To taka dobra dziewczyna. - O ściana... no to setka do zera dla blondyny, nawet i Ty mamo przeciwko mnie... Barbara zaszczebiotała i pokiwała głową, zgadzając się z moją rodzicielka.
- Nathaniel, chciałam Ci tylko powiedzieć, że jutro ojciec zawiezie Cię do babci. Chciała Cię zobaczyć, dlatego nie musisz być w pracy. Jeśli chcesz, możesz wziąć kogoś ze sobą. Może Elly ? Babcia Anna ją tak lubi.
- W porządku, jeszcze dzisiaj zadzwonię do Elly, w końcu to moja dziewczyna. - spojrzałem wymownie na blondynkę, która nieco się nadąsała. - Mam nadzieję , że będzie wolna. - dodałem, rozsiadając się wygodniej w fotelu. Na całe szczęście był bardzo wygodny. Inaczej moje pośladki dostałyby wiecznego odkształcenia i odleżyn, bo spędzałem w nim wiele czasu, nawet po kilkanaście godzin w weekendy.
- W takim razie jak wypełnisz mi te papiery, możesz iść do domu. Barbara pewnie Ci pomoże, razem pójdzie Wam szybciej. - uśmiechnęła się i wyszła, zostawiając mnie na pastwę tego wampa. Spojrzałem na nią niezadowolony z perspektywy spędzenia kilku godzin sam na sam.
- Ok. Słuchaj. Nie mam czasu na żadne gierki. Pomagasz mi albo szoruj do swojego biurka. - blondynka wzruszyła ramionami, po czym przystawiła sobie krzesło i zasiadła przy biurku, na przeciwko mnie. Bez słowa zabrała się za wypełnianie papierów. W końcu się zamknęła, w końcu nie słyszałem jej drażniącego głosu. Nie dotykała mnie, nie podrywała. Ona pracowała ! Pra-co-wa-ła! To niebywałe. Rozmyślając nad fenomenem zaistniałej sytuacji, zdążyłem wypełnić kilka kartek. Spojrzałem ukradkiem na mały zegarek stojący na biurku, była osiemnasta. Miałem wielką nadzieję , że o dziewiętnastej uda mi się stąd wyjść.
- Kochasz tą Elly  ? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Barbary, zauważyłem że bacznie mi się przygląda. Myślałem, że mam Anioła Stróża, który chroni mnie przed tą dziewczyną... Myliłem się.
- Co to za pytanie ?-  nie chciałem jej na nie odpowiadać. Po pierwsze sam nie znałem odpowiedzi, a po drugie co ją to mogło obchodzić !? Była dla mnie zupełnie obcą osobą, do tego natrętną, złośliwą i puszczalską blondyną.
- Normalne.- kolejny raz wzruszyła ramionami, a jej piersi zafalowały pod bluzką. - Nie umiesz na nie odpowiedzieć? - uniosła brwi, czekając aż coś powiem.
- Nie powinno Cię to interesować. - odchrząknąłem, powracając do wypełniania papierów.
- A może z Tobą jest coś nie tak ? Nie kochasz swojej dziewczyny, nie chcesz się ze mną przespać. Żadna dziewczyna Cię nie interesuje ? Naaaath, a może jesteś pedałem ? - zapytała wprost, wyszczerzając sporej wielkości zęby. Podniosłem głowę z nad kartki, mierząc ją wściekłym wzrokiem.
- To, że na Ciebie nie lecę, nie znaczy, że jestem gejem.
- Wiesz... możesz sobie zaprzeczać, ale nie ma gościa, który by na mnie nie poleciał. A Ty.. No cóż, nawet trochę tak wyglądasz. Jesteś zadbany, modnie się ubierasz..- wymieniała, jednak uderzyłem dłonią w stół, a jej głos ucichł.
- NIE JESTEM GEJEM OKEJ ?! - krzyknąłem, nieco głośniej niż powinienem. Blondynka jedynie głośniej się zaśmiała. Krew się we mnie zagotowała. Czy ona nigdy nie miała dość ?
- Zaprzeczaj, zaprzeczaj, ciekawe który Cię pierwszy przeleci. A może już ktoś Cię przeleciał co ? Jak było? Bolało ? Pewnie byłeś pasywem. Jak większość słodkich chłopców.
- ODPIEPRZ SIĘ ODE MNIE! - tego było już za wiele, wstałem z krzesła, zbierając swoje rzeczy.
- A jednak. - wziąłem swoją torbę , założyłem ją na ramię i podszedłem do Barbary. Odkręciłem jej krzesło w moją stronę i oparłem się o łokietniki.
- Powiem Ci jedno... Nie jestem gejem, nikt mnie nie zerżną i jeśli jeszcze raz będziesz coś takiego insynuować to stąd wylecisz i zetrę Ci ten uśmieszek z twarzy. Pamiętaj, że Twoimi pracodawcami są moi rodzice. Nawet jeśli Cię lubią, to ja jestem ich cholernym synem! - odepchnąłem krzesło, patrząc na jej twarz. Pierwszy raz się nie uśmiechała. Czyżbym wyczuwał strach? - Poza tym.. - skierowałem się do drzwi, nacisnąłem klamkę, jeszcze ich nie otwierając. - Spierdalaj, nigdy nie wejdziesz do mojego życia, nigdy mnie nie poznasz i nigdy nie będę Twój. - wyszedłem z pokoju, zostawiając ją sam na sam ze stertą w połowie wypełnionych papierów.

 * * *

    Wstałem wcześnie rano, aby jako tako przygotować się na wyjazd. Mama w nocy zdążyła upiec ciasto, które miałem zawieźć wraz z tata i Elly do babci. Na całe szczęście dziewczyna zgodziła się ze mną jechać. Miała być u mnie o ósmej, dlatego miałem jeszcze pół godziny, aby w spokoju zjeść śniadanie. Rodzice krzątali się po domu, szykując się do wyjścia. Podszedłem do lodówki zanurzając się w niej. Kilkuminutowe polowanie na jedzenie, skończyło się tym, że zrobiłem sobie omlet, na który nałożyłem stos nutelli i trochę bitej śmietany. Jajka z nutellą i bitą śmietaną ? Tak.. czasami sam zastanawiałem się, jak mój żołądek to wytrzymuje.
- Jezu.. dziecko. Ty się kiedyś otrujesz. - mama z miną świadczącą o tym, że moje śniadanie ją obrzydziło, weszła do kuchni.
- E tam, dobre. - zabrałem się za jedzenie. Po kilku minutach wyczyściłem talerz, popiłem sokiem pomarańczowym i odetchnąłem. Czułem się pełny , a mój poziom cukru był zdecydowanie ze mnie zadowolony. Wstawiłem brudne naczynie do zmywarki.
- Pamiętaj , że wieczorem Was odbieramy. - Mama zagryzła czerwoną paprykę, chrupiąc przy tym głośno. Zawsze mnie zastanawiało, jak ta kobieta może wytrzymać tyle w garniturze. Ciągła praca i oficjalny strój mogą wykończyć człowieka. Ona jednak jest pełna życia i zawsze gotowa na stawienie czoła urzędnikom.
- Wiem, wiem. - usłyszałem dzwonek do drzwi, dlatego też poszedłem otworzyć. - Gdy nacisnąłem klamkę, aby wpuścić gościa do środka, oślepiło mnie jasne słońce. Był początek kwietnia, robiło się coraz cieplej, a pogoda zapraszała , aby wyjść z domu i rozkoszować się świeżym powietrzem.
- Hej kochanie. - przywitałem się z dziewczyną, wpuszczając ją do środka. gdy zamknąłem za nią drzwi, zobaczyłem, że ma na sobie białą, koronkową sukienkę, a niebieskie włosy spięła w wysoką kitkę.
- Hej. - odparła, cmokając mnie w usta.
- Chyba już wychodzimy.. Poczekaj... Mamoooo! - zawołałem z korytarza. - Idziemy ? Elly już przyszła!
- Czego krzyczysz, już idziemy. O cześć Elly. - rodzice gotowi i zwarci, skierowali się w stronę wyjścia.
- Dzień dobry. - zawsze lubiłem głos niebieskowłosej. Był tak odmiennie przyjemny. Nie to co blond Barbara. Jak za tydzień wrócę do pracy, a ona.. eh nie ma sensu o niej myśleć. Szybko wyrzuciłem ją z umysłu, zajmując się Elly, która prawie co przewróciła się, schodząc z naszych schodów.
  Droga do Pine Hill, gdzie mieszkała moja babcia, trwała niecałe pół godziny. Uwielbiałem to miejsce, było bardzo malownicze, w pobliżu rozmieszczone były liczne stawy i jeziorka. Wszystko pokrywała zieleń, komponując się z kolorowymi domami. Głównymi mieszkańcami byli starsi ludzie. Okolica emanowała spokojem. Było to jedyne miejsce, w którym mogłem złapać oddech, nie bojąc się , że zaraz mi ktoś przeszkodzi. Podjechaliśmy pod różowawy dom, umieszczony na górce. Był całkiem spory jak na jedną osobę w nim mieszkającą. No można powiedzieć, że trzy licząc psa i kota, które babcia kochała nad życie. Rodzice wysadzili nas na podjeździe, niestety nie mogąc wejść do środka, gdyż śpieszyli się do pracy. Życiowa norma. Wziąłem ciasto i wraz z Elly poszliśmy do domu. Na całe szczęście założyłem dzisiaj krótkie spodenki i luźną bluzkę z dużym dekoltem. Czułem, że w południe się tu ugotuję. Zadzwoniliśmy do drzwi, które za chwilę otworzyły się na oścież.
- Nathaniel ! Dziecko moje kochane ! -staruszka rzuciła się na mnie, wtulając w swoją pierś. Kochałem babcie, a w takich momentach czułem się jak małe dziecko, które pragnie, aby ktokolwiek wziął je na ręce i poświęcił chwilę uwagi. Odwzajemniłem uścisk. Oderwała się ode mnie, by przejść z witaniem się do Elly, która uśmiechała się na nasz widok. - Elly! Skarbie! Jak Ty pięknie wyglądasz ! Mój wnuczek ma szczęście , że ma taką dziewczynę. Powinieneś dziękować niebiosom, że Ci ją zesłały ! - powiedziała już do mnie i wyściskała niebieskowłosą.
- Wiem babciu, wiem, ale nie uduś jej. Może wejdziemy ? - zaproponowałem.
- A no tak ! Niech mnie piorun strzeli, tak na progu witać ! Ale to tylko ze szczęścia , że w końcu Was widzę, chodźcie kochani, chodźcie. - staruszka wprowadziła nas do środka od razu częstując napojem i ciastkami czekoladowymi, które uwielbiałem. Gdy tylko sięgnąłem po kolejne z nich, Elly pokręciła w rozbawieniu głową. No co? Nie moja wina, że poziom cukru szybko spada.

   Spędziliśmy cudowne popołudnie u babci Ann. Porozmawialiśmy, poszliśmy we trójkę na spacer z psem, który wyrywał mi się niemiłosiernie. Babcia z Elly plotkowały niczym dobre przyjaciółki, a ja w końcu mogłem odpocząć. Pooddychać świeżym powietrzem i zupełnie niczym się nie przejmować. Czasami brakowało mi takich dni. Wolnych od codziennego biegu i zgiełku miasta. Gdybym mógł to spędzałbym tu więcej czasu. Szczególnie , że babcia była jedną osobą z rodziny której ufałem bezgranicznie. Gdy byłem mały,  mieszkała jeszcze w Nowym Jorku i wychowywała mnie. Rodzice nigdy nie mieli czasu, zawsze zajęci byli sobą. A babcia, jak na babcię przystało, rozpieszczała mnie i dogadzała. Byłem jej jedynym wnuczkiem i będąc  dzieckiem czułem się jej małym księciem. Oddała i zrobiłaby dla mnie wszystko, a ja zrobiłbym to samo dla niej.
- Wnusiu co tak zamilkłeś? - dobiegło do moich uszu. Pogrążony w myślach nie zdążyłem zauważyć, że stałem obok nich, przy ławce na której usiadły, patrzyłem w dal i nie odzywałem się słowem. Odetchnąłem i uśmiechnąłem się.
- Nic babciu, nic.. Zamyśliłem się. - usiadłem na ławce obok Elly i spuściłem psa ze smyczy, aby pobiegał między drzewami, które licznie rosły w niedużym parku.
 
 * * *
    W poniedziałek, po tak mile spędzonej niedzieli, nie miałem nawet siły wstać z łóżka. Niestety, byłem do tego zmuszony. W końcu mimo wszystko, zależało mi na tej uczelni. Pogrążony w półśnie podniosłem się , zrzucając z siebie kołdrę. Ociągając się nieco spojrzałem na zegarek stojący na szafce, obok łóżka.
- Dziewiąta. Dziewiąta.. - sapnąłem. - Co ?! Jak to dziewiąta!? No nie! Spóźnię się , spóźnię się jak zawsze! - zerwałem się szybko na równe nogi. Zajęcia miałem na dziewiątą trzydzieści, dlatego biegałem, lawirując miedzy meblami. Szybko się oporządziłem i zarzuciłem na siebie ciuchy, nawet za bardzo ich nie dobierając. Spakowałem potrzebne mi rzeczy i zbiegłem na dół. Bez śniadania wybiegłem z domu, mając pięć minut do zajęć.  Milo mnie zabije.
    Wpadłem do szkoły zdyszany, była dziewiąta pięćdziesiąt. Rozejrzałem się po sali, od razu dostrzegając granatowowłosego, który pomagał Victorii, pokazując coś na kartce papieru. Chcąc pozostać przez niego niezauważonym, skierowałem się do swojego stałego miejsca, gdzie stała już sztaluga. Obok mnie nie było nikogo, co mnie zdziwiło, powinienem tu zobaczyć Elly. Pewnie znowu nie chciało jej się wstać. Przypiąłem brystol i wyjąłem ołówki. Rozsiadłem się na skrzyni i wyjąłem małe kartki do szkiców. Chciałem rozpocząć pracę, jednak nie było mi to dane. Usłyszałem tuż nad sobą.
- O, Nathaniel miło Cię widzieć. - podniosłem wzrok z nad kartki, Milo stał nade mną, jedną ręką opierając się o sztalugę. Nie mogłem się opanować i zlustrowałem jego postawę. Jego czarna, obcisła koszulka, z rękawem trzy-czwarte pasowała mu niebywale. Szczególnie, że gdy podniósł rękę, odsłoniła kawałek jasnej skóry brzucha. Mało by brakowało a westchnąłbym, o zgrozo. Potrząsnąłem głową, chcąc się pozbyć chorych myśli, które mnie naszły. Chyba jeszcze do końca się nie obudziłem.
- Cześć. - przywitałem się.
- Chyba się spóźniłeś co ? - zapytał, a ja pokiwałem głową.
- Przepraszam. - chciałem wrócić do rysowania, jednak usłyszałem jak odchodzi ode mnie, mówiąc.
- Chodź, musimy porozmawiać . - skierował się do drzwi łazienki. Moje oczy rozszerzyły się w zdziwieniu. Łazienka, on, papieros. Nie, nie ma mowy, nie wejdę z nim do łazienki! Chyba oszalał !
- Nie wejdę tam z Tobą. - powiedziałem ciszej, nie chcąc aby ktokolwiek nas usłyszał. Rozejrzałem się po sali, zauważając , że wszyscy pogrążeni są rysowaniem. Powróciłem do niego, jego oczy ukazywały mi niemałe rozbawienie. Przymknął je i na chwilę dłonią zakrył uśmiech. Dla mnie mógłby go nie zakrywać. Jezu, cofnij. Jestem idiotą.
- Nathaniel, mógłbym Cię prosić na chwilę? Musimy porozmawiać o Twoich spóźnieniach. - powiedział już głośniej, tak aby wszyscy go usłyszeli. Zabiję go, po prostu go zabiję! Zacisnąłem zęby i powoli wstałem ze skrzyni. Co niby miałem powiedzieć. "Wal się, nigdzie z Tobą nie idę."? Tak na pewno, szczególnie, że słyszałaby to cała grupa. Podążyłem za nim, zamykając drzwi, co sprawiło , że przez moje ciało przeszedł dreszcz. Na prawdę jestem chory. Nie wiem co się ze mną dzieje i nie chce tego wiedzieć. Milo nagle stanął i odwrócił się zamaszyście, a ja odbiłem się od jego klatki piersiowej, niczym marionetka. Przytrzymał mnie za ramię, abym nie upadł, jednak szybko wyrwałem się z jego uścisku.
- Spokojnie, chciałem tylko pomóc. - powiedział wyciągając papierosa i go odpalając. Wyciągnął paczkę w moją stronę, jednak potrząsnąłem przecząco głową. Skrzyżowałem ręce na piersi i oparłem się o ścianę, stojąc na przeciwko granatowowłosego. On sam parskną śmiechem i schował paczkę do kieszeni spodni. - Jesteś niemożliwy.
- Chciałeś porozmawiać o moich spóźnieniach. - upomniałem go. Spojrzałem jak siada na niskim parapecie, wypuszczając dym z ust.
- Nie, nie chciałem. - odparł, a ja spojrzałem na niego wzrokiem pełnym pytań. Chyba to wyczuł, gdyż szybko dodał.
- Po prostu chciałem spędzić chwilę z Tobą sam na sam. - serce uderzyło mi szybciej. Nie wytrzymam z tym facetem ! O co mu w ogóle chodzi?!
- W takim razie spędziłeś, idę już. - odwróciłem się, usłyszałem jak zeskoczył z parapetu. Jego dłoń splotła się z moją, odwrócił mnie w swoją stronę. Zobaczyłem to... zobaczyłem jego oczy, pełne czegoś, czego nie znałem.. A może nie chciałem znać. Zatopiłem się w tym spojrzeniu, nie miałem siły wyrwać swojej dłoni. Stał tak blisko, czułem jego zapach, widziałem jak jego klatka unosi się i opada. Ogarnęły mnie emocje, których bym się nie spodziewał. Których nie byłem pewien. Zupełnie rozkojarzony oparłem się z powrotem o ścianę.
- Nie uciekaj mi kolejny raz...- Westchnąłem, czując jak całe ciało przyjemnie mi drętwieje. Zbliżył się do mnie, a ja chyba przestałem oddychać. Czułem jakbym wypalił całą marychę Jamajki i znalazł się w miejscu, które nie istniało. - Proszę.. - jego zachrypnięty głos owiał moje ucho, dreszcz przebiegł mi po karku. Przyglądałem się jak powoli przysuwa się do mnie. Wiedziałem co chcę zrobić, jednak tak bardzo chciałem mu na to pozwolić... Złączył nasze wargi. Poczułem jego chłodne, lekko wilgotne usta. Zadrżałem kolejny raz, gdy jego dłonie spoczęły na moich biodrach. Czułem, że moje serce zaraz wyskoczy, łomotało niczym ogromne kowadło, chcąc roznieść moją klatkę piersiową. Milo nie widząc oporów z mojej strony pogłębił pocałunek. Jego język naparł na moje lekko uchylone wargi, po czym wkradł się do środka, subtelnie trącając mój. Nie mogłem już dłużej wytrzymać, nie byłem w stanie znieść tylu emocji na raz. Przyciągnąłem go do siebie, zawieszając się na jego szyi, tym samym pogłębiając pocałunek. Byłem jak w transie, nie obchodziło mnie co się stanie, chciałem być tu i teraz. Chciałem go, tylko jego. Granatowowłosy był chyba nieco zaskoczony tym, że przejąłem inicjatywę, ale szybko się zreflektował. Nasze języki walczyły ze sobą, a jego dłonie wprawnie wsunęły się pod moją bluzkę, gładząc nagie plecy. Oderwaliśmy się od siebie, aby zaczerpnąć trochę powietrza. Milo naparł na mnie swoim ciałem, poczułem jak jego krocze dotyka mojego, na co westchnąłem, nie mogąc się opanować. Zobaczyłem jego chytry uśmieszek, który wywołał gorączkę mojego ciała. Przybliżył się do mnie ponownie, jednak pocałunkami obdarowywał moją szyję, jego sprawny język wodził po niej, zaznaczając kręta ścieżkę. Powrócił do moich ust, zatapiając się w nich. Nasze oddechy połączyły się ze sobą, a ciała idealnie współgrały. Poczułem jak masuje mój brzuch, przygryzł moją dolną wargę wzdychając przeciągle. Szarpnąłem go lekko za włosy, na co zaśmiał się uroczo. Nie mogłem pojąć jak ktoś może być tak seksowny i pociągający. Całowaliśmy się bez opamiętania, w tej chwili byłem w stanie zrobić dla niego wszystko.
- Nath.. - oderwał się ode mnie, a jego zachrypnięty głos spowodował ,że podniosłem lekko powieki. - Nie chce nic mówić, ale jeśli tak dalej pójdzie to nie wytrzymam i się na Ciebie rzucę, a.. jesteśmy w szkole. - Próbowałem uspokoić oddech, poliki paliły mnie niczym rozżarzone pochodnie. Oparłem czoło o jego klatkę. Zdrowy rozsądek zaczął powracać, nie wierzyłem w to, co przed chwilą zrobiłem. Jak mogłem na to pozwolić? Przecież to jest nauczyciel ! Ale.. było mi tak cholernie dobrze, że sama ta myśl przerażała mnie. Przytulił mnie do siebie, rozpłynąłem się w tym uścisku. Bałem się na niego spojrzeć. Wstydziłem się, pierwszy raz wstydziłem się takiej sytuacji. Poza tym to chore, chore , że pociąga mnie facet ! - Chyba musimy wracać. - jęknąłem w odpowiedzi. Nie wyobrażałem sobie, żeby stąd wyjść. Nie mógłbym spojrzeć teraz kolegom i koleżanką w oczy. Nie po tym, co robiłem w łazience z Milo.
- Nie, nie pokaże im się teraz na oczy. Nie ma mowy.- Odsunąłem go lekko od siebie, nadal na niego nie patrząc. Chyba zorientował się ,że coś jest nie tak. Przytrzymał mnie za podbródek, zmuszając abym na niego spojrzał.
- Hej, mały co jest? - odgarnął jeden z moich kosmyków, wkładając mi go za ucho. Miał niesamowite oczy, mogę to powtarzać przez całe moje życie, ale nigdy takich nie widziałem. Hipnotyzowały i uwalniały we mnie dziwne emocje.
- Nic. To po prostu.. - zawahałem się, nadal na niego patrząc. - Ja nie jestem gejem... nie wiem jak to się stało, że..
- Że się ze mną całowałeś i na domiar wszystkiego, cholernie Ci się to podobało ? - przerwał mi, szczerząc się do mnie. Popadnę przy nim w kompleksy, dlaczego on musi być taki przystojny? Czułem jak moje poliki znowu zaczęły mnie palić. A już się uspokajałem ! Cholerny Milo ! Nie odpowiadając mu zakryłem twarz dłońmi. Nie wiem co się ze mną dzieje. Tracę przy nim wszelką samokontrolę. - To nic złego. Nie zakrywaj się mój słodki... - odkrył moją twarz.
- Milo ! Ja tak nie potrafię. Jesteś nauczycielem. Ja jestem Twoim uczniem! Poza tym jestem hetero i mam dziewczynę!
- Przed chwilą potwierdziłeś to wszystko swoim zachowaniem, nie ma co. - zironizował i odsunął się ode mnie.
- Milo. Tak jest, taka jest prawda. Czasami po prostu tracę rozeznanie i... sam nie wiem co ja robię.
- Chyba teraz wiedziałeś co robisz ? - czułem jak jego postawa się zmienia. Nie był już taki czuły i subtelny. Teraz wydawał się nieco rozdrażniony i... obrażony ?
- Tak. Widziałem, ale.. Milo zrozum !
- Niby co mam zrozumieć? - założył ręce na piersi i odwrócił głowę w drugą stronę, nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Czy on się na prawdę na mnie obraził ?
- Milo.. - pozostając w takiej samej pozycji, odwrócił się do okna. Jedyne co mogłem zobaczyć, to jego plecy. Westchnąłem nie dowierzając, on się na prawdę obraził. W chwilę sytuacja stała się dla mnie bardzo zabawna. Nie mogąc się powstrzymać parsknąłem śmiechem i podszedłem do niego. Objąłem go w pasie, przytulając się do pleców. Nie wiem co ja robię , muszę cierpieć na jakąś poważną chorobę. Po prostu... to wszystko wyglądało tak uroczo.. On był uroczy. Czułem jak spiął mięśnie pod moim dotykiem. Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Nie wierzę... Czy Ty się na mnie obraziłeś? - zapytałem, jednak nie uzyskałem odpowiedzi. Wsunąłem się między granatowowłosego, a parapet, na którym usiadłem. Nawet na mnie nie spojrzał, odwracając głowę w drugą stronę.Zaśmiałem się po raz kolejny, zachowywał się jak małe, naburmuszone dziecko, które nie dostało cukierka. Przyciągnąłem go za przód koszulki ,a nogami objąłem smukłe biodra. Nie powinienem, wiem, ale nic na to nie poradzę. - Nie bądź taki, nooo. - W końcu się odwrócił, a na jego usta wtargnął uśmiech, który chyba próbował pohamować. Nie mogłem się oprzeć, aby nie dosięgnąć rozkoszy tych pięknych warg. Cmoknąłem go w usta, widząc jak się rozpromienia. Oparł się o parapet, kładąc dłonie tuż przy moich pośladkach.
- Umówisz się ze mną ? - zapytał, patrząc mi głęboko w oczy. Znowu to robił, znowu mnie hipnotyzował.
- Na randkę?
- Na randkę. - potwierdził, jedną ręką gładząc mój policzek.
- Pod jednym warunkiem. - upomniałem, bawiąc się guzikiem jego bluzki. - Bez żadnych zobowiązań.
- Bez. - przytknął i po raz kolejny dosięgnął moich ust. Zwariowałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz