sobota, 21 kwietnia 2012

10. L'enseignement



  - Dzięki, że mnie odwiozłeś. Fajnie dzisiaj było. - Staliśmy na progu mojego domu. Była godzina dwudziesta czwarta. Ukradkiem spojrzałem w bok, podjazd był pusty. No tak, rodziców jak zwykle nie ma. Czego mogłem się spodziewać .
- Nie ma za co i to ja dziękuję. - popatrzył się na mnie, a mi zrobiło się gorąco. Jestem chory.
   Jego zachowanie nieco mnie denerwowało. Odkąd całowaliśmy się w szkole, w ogóle się do mnie nie zbliżał. No w porządku, przytulił mnie, raz. A tak, żadnych gestów, żadnej gry słów.
   Jezu Nathaniel zamknij się, przecież to jest facet, a wy się po prostu spotkaliście. Nie jesteś żadną zasraną księżniczką, którą miałby nosić na rękach! Jestem chory.

- To.. ja się będę zbierać. - powiedział, nie widząc żadnej reakcji z mojej strony. - To do zobaczenia w szkole. - odwrócił się i już miał odejść, gdy złapałem jego nadgarstek. Jestem chory.
- A... nie chciałbyś wejść.? Nie ma nikogo. - Idź się leczyć Nath. Co ja gadam ! Boże ! Nogi zadrżały pode mną. Granatowowłosy odwrócił się w moją stronę. Jego mina ukazywała niemałe zdziwienie, a ja myślałem, ze zemdleję. Czy zaproszenie go do środka, o tej porze i powiedzenie, że jestem sam, nie było ewidentną propozycją... NIE ! Od poniedziałku będę chodził do terapeuty. Jest ze mną coraz gorzej !
- Jeśli chcesz... mogę wejść.
- Gdybym nie chciał, to bym Ci tego nie proponował . - wyrwało mi się, zacisnąłem zęby i zamknąłem na chwilę oczy. Nie będę już nic mówił, najlepiej się zamknę. Puściłem jego rękę, gdy zorientowałem się, że nadal trzymam ją kurczowo. Otworzyłem drewniane drzwi i przepuściłem go do środka. Zdjęliśmy buty i poszliśmy do kuchni. Szedł za mną posłusznie nic nie mówiąc. Dlaczego do cholery tak się zachowujesz Milo ?
- Napijesz się czegoś? Herbata, kawa, sok, wino, wódka, whiskey ? - wymieniałem, wpatrując się w jego nienaganną postawę. -A prowadzisz... zapomniałem... Usiądź tak w ogóle. - dodałem, widząc, że nie wie za bardzo, co ma ze sobą zrobić.
- Whiskey jeśli możesz. Nie martw się zadzwonię po taksówkę. Mam nadzieję że nie sprawię Ci problemu jeśli zostawię samochód?
- Nie, oczywiście, że nie.  - podszedł do wysepki i odsunął jedno z trzech krzeseł. Zanim na nim usiadł, zdjął z siebie skórzaną kurtkę, pozostając w samej koszulce bez rękawów. Nie mogłem się oprzeć, żeby nie zmierzyć go wzrokiem. Miał lekko umięśnione ramiona i taki sam płaski brzuch, który odznaczał się pod koszulką. Dopiero teraz zobaczyłem czarny pasek, ze spora klamrą. Zauważyłem, że patrzy się na mnie, podniosłem głowę, napotykając stalowe oczy. Przełknąłem ślinę. No tak w końcu stałem na środku, jak idiota, gapiąc się na niego.
- Coś ze mną nie tak ? - zapytał, rozkładając ręce i uśmiechając się w sposób, jaki tylko on potrafił.
- N-nie skąd. Wszystko okej.- odwróciłem się speszony w stronę szafek. Przeszukałem jedną z nich i wyjąłem z niej butelkę whiskey. Nalałem po połowie, w dwie szklanki i dorzuciłem lodu.
- Bardzo przytulnie tu masz, tak rodzinnie. - usłyszałem zza swoich pleców.
- Tak, szkoda tylko, że zawsze siedzę tu sam. Niby rodzinnie, a jednak. - odparłem, stawiając przed nim trunek. - Może pójdziemy na balkon ? Nie wiem jak Ty, ale ja uwielbiam noc. - zaproponowałem.
- Okej, tak noc jest piękna, to fakt. - wyszliśmy z kuchni, zabrałem ze sobą butelkę whiskey, w razie gdyby się skończyła. Poprowadziłem go na samą górę, gdzie znajdował się mój pokój.
- Mój pokój, nie przeraź się bałaganem.- zapalając światło błagałem w duchu, aby było w miarę czysto. Rozejrzałem się szybko. Łóżko jak zwykle niepościelone, ale to był standard. Kilka ciuchów porozrzucanych po fotelach. Na biurku walały się liczne kartki papieru, ołówki i gumki. Powiem, że nie jest to szczyt moich możliwości, jeśli chodzi o bałagan. Mogło być znacznie gorzej.
- Nie no, nie jest źle... - jego rozbawiona mina i uniesione brwi wskazywały na to, że nie przywykł do bałaganu. Nagle schylił się i podniósł coś z ziemi. Parsknął śmiechem i dodał. - Do prawdy, całkiem w porządku. - Przyjrzałem się temu co trzymał. O nie ! Moje czerwone bokserki ! Serce zabiło mi szybciej, podbiegłem i wyrwałem mu je z ręki, czując jak poliki mi płoną.
- Spadaj. - fuknąłem, rzucając je na stos ubrań fotelowych. - Na balkon! - rozkazałem, wskazując wyjście. Poszedł, nie mogąc powstrzymać ciągłego śmiechu. Zabiję go kiedyś. Włączyłem wieżę, wkładając do niej pierwszą lepszą płytę. Wziąłem ze sobą paczkę papierosów i podążyłem śladami starszego.
- Fajnie tu masz, zupełnie jak nie Nowy Jork. Cisza, spokój.. - biorąc z niego przykład oparłem się o barierkę, patrząc w ciemną dal. Księżyc oświetlał nasze twarze, a gwiazdy dotrzymywały mu kroku. Niebo było wyjątkowo granatowe. Uwielbiałem noc, była piękna.
- Tak, to prawda. Niestety czasami ta cisza może doprowadzić do szału. - upiłem łyk whiskey i nieco się skrzywiłem.
- Wpadaj do mnie, u mnie nigdy nie ma ciszy. - Podpaliłem papierosa i poczęstowałem też Milo.
- A gdzie mieszkasz ? - zapytałem, zaciągając się dymem.
- W mieszkaniu, przy samym Central Parku.
- Okej... Nie dziwię się, to w końcu Manhattan. - widząc, że wypił zawartość szklanki, dolałem mu brązowego płynu.
- Dzięki.
- To Twoi rodzice są w pracy ?- zmienił temat.
- Tak, pewnie tak. Nie przejmuj się, na pewno dzisiaj nie wrócą. W biurze zrobili sobie kącik do nocowania. Nie wiem jak można tyle pracować, ale widocznie to lubią. - wzruszyłem ramionami, bawiąc się papierosem.
- Ciebie kochają, więc powinni być z Tobą. - zauważył. Kochają? Na pewno... Tylko trochę źle to okazują.
- Możliwe. Ale gdyby tu byli, nie było by tu Ciebie. Widzisz są jakieś plusy. - uśmiechnąłem się w jego stronę, a on to odwzajemnił. Zmęczony staniem osunąłem się po metalowej barierce i usiadłem na zimnych kafelkach. Alkohol przyjemnie rozchodził się po moim ciele.
- O nie, nie. - usłyszałem z nad głowy. Milo zrobił kilka kroków w stronę wiklinowego fotela. Zabrał z niego gruby koc i podszedł do mnie z powrotem. Rozłożył kocyk i usiadł na nim. - Chodź tu, bo się przeziębisz. - Poklepał miejsce obok siebie, a ja na czworaka podszedłem do niego, siadając na miękkim podłożu. Uniosłem głowę. Gwiazdy, były wszędzie. Małe, świecące drobinki. Niczym najdroższe diamenty...
- Milo.. - zacząłem.
- Tak? - siedział przy mnie, nadal popijając whiskey. Przyjrzałem mu się. Jego blade policzki były nieco zaczerwienione, stalowe oczy świeciły, a usta pozostały nawilżone alkoholem, który właśnie przełkną. Prosty, zgrabny nos... Był przystojny, fakt. Musiałem zapytać o jedno, o coś, co dawno mnie dręczyło.
- Dlaczego wtedy mnie nie zaprosiłeś ? Do muzeum.- dodałem , chcąc aby zrozumiał moje pytanie. On zaśmiał się cicho i spuścił wzrok, zatapiając się w szklance z płynem. Patrzyłem na niego, czekając na odpowiedź. Po chwili odezwał się, kierując wzrok gdzieś przed siebie.
- Chciałem Cię wkurzyć. - takiej odpowiedzi bym się nie spodziewał. Wkurzyć? O czym on w ogóle mówi ? Jak to wkurzyć?
- Co ? - zapytałem zdezorientowany. - Jak to wkurzyć ?
- Mówiłem Ci już, że mi się podobałeś. Chciałem Cię wkurzyć tym, że zapraszam Twoją dziewczynę i najlepszego przyjaciela. - Główną rzeczą na jaką zwróciłem uwagę, było użycie czasu przeszłego. Podobałem ? Czym ja się przejmuję, skoro to czas przeszły, nie powinienem się przejmować.
- Yhm. - odparłem, odwracając od niego głowę.
- Podziałało ? - zapytał.
- Można tak powiedzieć. - odparłem, odpalając kolejnego papierosa.
- Widzisz. Ale zmieńmy temat, teraz to już nieważne. - powiedział, zaciągając się dymem. Jak to kurwa nie ważne ? Czyli nie jestem już ważny ? Coś ukuło mnie w okolicy mostka. Niemal widziałem jak moja twarz zmienia wyraz z neutralnej, w rozgoryczoną.
- Nieważne ? - zacisnąłem zęby. Odetchnąłem, aby się trochę uspokoić i upiłem spory łyk trunku, prawie się krztusząc. 
- No tak, w końcu to nie jest randka. Zrozumiałem i zaczynam Cię traktować jak zwykłego kolegę. - odparł z przekąsem. Coś we mnie tykało. Tik Tak, tik tik tak, tik tak tak. Czułem się niczym bomba zegarowa, która za kilka zbędnych słów wybuchnie. Zacisnąłem palce na szklance i ponownie zaciągnąłem się dymem, mając nadzieję , że mnie to uspokoi. Co się ze mną dzieje, przecież w ogóle nie powinno mnie to obchodzić do cholery ! Powinienem się cieszyć, że w końcu zostawi mnie w spokoju. - Słuchaj, a mam takie pytanie... - kiedy nie usłyszał nic zwrotnego ode mnie, kontynuował. - Daren jest sam ? - gdy to usłyszałem, odwróciłem się zamaszyście, targając przy tym swoje włosy.
- A co Cię to interesuje? - zapytałem mało grzecznie, on jednak jedynie się uśmiechnął.
- Wspominał , że lubi facetów.. - Tik tak... -Jest przystojny muszę przyznać. -  BUM. Coś wybuchnęło we mnie ze zdwojoną siłą, roznosząc się po całym ciele. Jak to jest przystojny, jak on może tak mówić?! Przecież to jego uczeń do cholery ! Poza tym co Darenowi odwaliło, żeby mówić mu o swojej orientacji. Byłem jedynym, który wiedział ! Jak ja go nienawidzę ! Nienawidzę ! W środku załkałem niemal.
- Zostaw go. - odparłem z zaciśniętymi zębami. Nie patrzyłem w jego stronę, nie potrafiłbym.
- Dlaczego? Przecież nic mu nie zrobię. To fajny chłopak.. - jeszcze chwila... jedna chwila a... - Chyba , że Ty go chcesz ? Ale zaraz.. Ty jesteś hetero..
- Oh zamknij się w końcu ! - nie kontrolowałem się. Czułem złość, rozgoryczenie. Jedyne czego pragnąłem to wyładować się. Wyrzucić z siebie wszystkie pragnienia, które dotąd mnie dręczyły. Uklęknąłem przed nim, a dłoń zacisnąłem na jego podkoszulce. Popchnąłem go, usłyszałem jak uderzył o metalową barierkę. Nie miałem zamiaru przepraszać. Zatopiłem się w jego stalowym spojrzeniu, pełnym zdziwienia. W tym momencie nie myślałem nad konsekwencjami, liczyła się chwila. Rzuciłem się na niego, jeszcze bardziej wciskając go w barierkę. Złączyłem nasze usta, całując go zachłannie. Tego potrzebowałem. Mogłem się zapierać, mogłem zaprzeczać, jednak w tej chwili, wszystko czego pragnąłem było nim. Westchnąłem w jego jedwabiście miękkie wargi. Usiadłem okrakiem na szczupłych udach, pogłębiając pocałunek. Gdy poczułem jak mnie obejmuję, a nasze języki walczą ze sobą zażarcie, zadrżałem. Wtopiłem dłonie w długie włosy, pachniał tak przyjemnie... Przygryzłem jego dolną wargę. Do moich uszu dobiegło przeciągłe westchnienie. Milo wkradł się dłońmi pod moją koszulkę, dotykając nagich pleców. Gdyby tylko wiedział jak mi się to podoba... Jego usta przeniosły się na moją szyję. Odchyliłem głowę, dając mu do niej lepszy dostęp. Czułem każdy oddech na swoim ciele, wszystkie zmysły działały w tej chwili ze zdwojoną siłą. W końcu przejął nade mną kontrolę. Czułem, że w jego ramionach jestem niczym szmaciana lalka. Mógł ze mną zrobić wszystko, a ja nie powiedziałbym słowa. Położył mnie na kocu i naparł swoim ciałem. Oddychałem szybko, chcąc zaczerpnąć jak najwięcej powietrza. Kręciło mi się w głowie, chciałem więcej, chciałem poczuć ponownie te cudowne usta i dotyk, który tak rozpalił moje ciało. Stalowe tęczówki wpatrywały się we mnie, jak gdyby chciały przewiercić moją duszę . Pod tym spojrzeniem czułem się nagi, ale nie krępowało mnie to. Złączył nasze wargi, po chwili wsuwając język między nie. Westchnąłem z upojenia nim. Objąłem Milo za szyję przyciągając do głębszego pocałunku. Jego język badał całe moje wnętrze, całował mnie zachłannie. Jedna z dłoni błądziła po ciele, dając większą rozkosz. Z nikim, nigdy nie przeżyłem takiego pocałunku. Nigdy nie towarzyszyły mi takie emocję, takie pragnienia... Otworzyły się we mnie ogromne pokłady zachłanności. Zachłanności na jego zainteresowanie mną, na wspaniały dotyk i ten smak... chłodne usta. Oderwał się ode mnie, a ja jęknąłem z niezadowolenia. Ponownie ujrzałem piękny uśmiech.. Czułem się jak we własnej Krainie Czarów. Milo ściągnął moje górne odzienie, zadrżałem, gdy zimny wiatr owiał moje ciało. Spojrzałem na niego, nie mogłem się opanować. Dotknąłem torsu, po czym powoli zdjąłem z niego koszulkę. Mój wzrok błądził po nagiej klatce piersiowej. Nagle zauważyłem coś małego, świecącego... Dwie małe kulki. Na sam widok moje podniecenie wzrosło. Samozachowanie poszło w dal, zbliżyłem wargi i wysunąłem język, trącając jeden z sutków. Usłyszałem westchnienie nad sobą, co spowodowało , że jedyne o czym marzyłem, to dać więcej rozkoszy tej pięknej istocie. Położyłem dłonie na jego lekko umięśnionych plecach i przyssałem się do różowego punkcika. Jęknął przeciągle na tą pieszczotę. Wtopił palce w moje włosy. Czułem na skórze głowy delikatny dotyk, niczym aksamitne muśnięcia, które wywoływały u mnie falę uczuć. Odsunąłem się od niego i spojrzałem w tajemniczą otchłań. Milo pogładził mnie po twarzy. Dzięki rumianym policzkom i napuchniętym od pocałunków ustom, wyglądał słodko.
- Jesteś piękny. - usłyszałem. Spuściłem wzrok, bądź co bądź, było to dla mnie krępujące. - Hej, patrz na mnie, proszę. - uniósł moją twarz, składał na niej liczne pocałunki. Myślałem, że oszaleję. Ponownie położył się na mnie. Jego wargi zeszły niżej, zajmując się moim torsem. Wodził językiem po wystającym obojczyku, lekko go przygryzając. Drżałem i wiłem się pod jego dotykiem, złapał moje nadgarstki jedną ręką i przygwoździł do ziemi, tuż nad głową. Język zostawiał mokry ślad ciągnąc się wzdłuż brzucha. Gdy zatopił się w pępku, niemal krzyknąłem z podniecenia. Nie zauważyłem nawet, gdy jego sprawne wargi powróciły, znowu mnie całując. Poczułem jak jedna z dłoni rozpina mój pasek.. jak on cudownie pachnie... rozporek... jest niesamowity.. chłodna dłoń wsunęła się pod moje bokserki, szczupłe palce ozdobione pierścionkami, owinęły się wokół mojej męskości.
- Aaaaah! - krzyknąłem, myślałem , że oszaleję, moje zmysły wariowały. Jego dotyk, pocałunki. Nagle przez moją głowę przepłynął natłok myśli. Daren.. Elly.. Szkoła.. Mama.. Tata... Homoseksualizm... Seks.. Ostatkiem sił odepchnąłem go od siebie. - Nie, nie, nie.. - powtarzałem, wydostając się spod jego uścisku. Nie trzymał mnie, nie protestował. Odsunąłem się pod samą barierkę. Podciągnąłem kolana, pod brodę, obejmując je. Oparłem na nich czoło, zatrzaskując się w stworzonym kokonie. Zawsze tak robiłem, gdy się bałem. Bałem ? Tak, bałem się. Bałem się wszystkiego. Tego co się przed chwilą wydarzyło, tego co się we mnie obudziło, tego, że... mi się to podobało. A najbardziej bałem się reakcji pewnego granatowowłosego chłopaka.
- Nath... - zaczął. Wstydziłem się podnieść głowę i spojrzeć mu w twarz. Nie mogłem nic powiedź, bo głos uwiązł mi w gardle, zostawiając po sobie jedynie gulę nie do przełknięcia. - Nath.. Coś się stało? - zapytał. Poczułem jak siada na przeciwko mnie, bardzo blisko i obejmuję moje ciało. Całe podniecenie zeszło ze mnie w ciągu chwili. Teraz potrzebowałem jedynie kogoś, kto po prostu byłby przy mnie.
- Przepraszam. - wymamrotałem pod nosem.
- Hej mały... nie masz za co... po prostu powiedz co się stało ? - gładził moje plecy, chcąc mnie uspokoić. Westchnąłem i uniosłem powoli głowę. Napotkałem jego niesamowite oczy. Tak, ten chłopak był idealny...
- Ja nie jestem gejem Milo... - w tym momencie czułem, że sam siebie okłamuję. Czy okłamywałem ? Sam nie wiem... Mój umysł rozbił się na miliony kawałków, a moim zadaniem było poukładanie wszystkiego od początku.
- Nath... rozumiem, że to dla Ciebie coś nowego... - zaczął, a ja wsłuchałem się w jego spokojny głos. - Chcesz, żebym poszedł i dał Ci się nad tym wszystkim zastanowić ?
- Tak... Lepiej jak pójdziesz. – odparłem niewyraźnie. Z jednej strony pragnąłem żeby został, jednak coś we mnie cały czas się opierało. – Ale zaraz... Zamówię taksówkę... Nie możesz jechać,piłeś.- Przypomniałem sobie i od razu wyciągnąłem telefon.
- Nie trudź się. Dam sobie radę. – pozbierał swoje rzeczy i ruszył do wyjścia. – Do zobaczenia w szkole. – dodał i opuścił mój pokój.
- Milo ! – krzyknąłem za nim. Mimo wszystko potrafiłem jeszcze logicznie myśleć. Nie mógł przecież prowadzić po alkoholu.  Podbiegłem do drzwi, na korytarzu już go nie było . – Milo !- krzyknąłem ponownie, nie uzyskując odpowiedzi. Zbiegłem po schodach dopadając drzwi frontowych, które otworzyłem z zamachem. Zauważyłem jak wsiada do samochodu. – Milo ! – Nie zwracając uwagi na to , że nie mam butów, pognałem w stronę samochodu. – MILO, NIE JEDŹ ! – mój głos odbijał się głośnym echem. Granatowowłosy spojrzał na mnie jedynie przelotnie i ruszył z piskiem opon.
Co za dupek ! Kretyn ! Jeśli mu się coś stanie to.. Nie ! Nic mu się nie stanie. Nic mu nie będzie. Nie wypił aż tak dużo.Idiota ! Moim ciałem wstrząsnął silny dreszcz. Stałem na środku ulicy,wpatrując się w ciemną dal. Czułem się beznadziejnie, a do tego było mi cholernie zimno. Obejmując swoje ramiona i pocierając je, chcąc się jakkolwiek rozgrzać, podążyłem w kierunku drzwi. Nie chciałem być sam, potrzebowałem rozmowy. Potrzebowałem kogoś, kto mógłby mnie wysłuchać, poradzić... Zamknąłem drzwi, nie przekręcając kluczyka i wyjąłem telefon. Było po dwudziestej czwartej.
- Mam nadzieję, że nie śpisz.. – wykręciłem dobrze znany mi numer. Wsłuchiwałem się w drażniący sygnał połączenia. Zamknąłem oczy prosząc w duchu, aby odebrał.
- Halo?- usłyszałem zachrypnięty głos po drugiej stronie.
- Proszę przyjdź do mnie. – wszedłem do pokoju i położyłem się na łóżku. Niemal czułem zapach przystojnego mężczyzny, który opuścił przed chwilą ten pokój.
- N-Nath..? Co się stało ?
- Nic... Po prostu przyjdź. Proszę... –rozłączyłem się, nie czekając na odpowiedź.     Wiedziałem , że przyjdzie. W końcu był moim najlepszym przyjacielem. Jedyną osobą, na którą mogłem liczyć.Wtuliłem twarz w poduszkę, czułem jak wszystkie emocje ze mnie wypływają. Do oczu cisnęły mi się łzy, a ja z całych sił próbowałem je powstrzymać. Jestem kretynem... Po co go w ogóle zapraszałem?Po co dawałem ewidentne znaki zainteresowania nim !? Czy jestem naprawdę tak głupi ? Odetchnąłem głęboko, mrugając powiekami kilkakrotnie. Nie będę płakał. Nie przez faceta. Jezu co się ze mną dzieje!? Mam dziewczynę. Byłem szczęśliwy, życie mi się układało, wszystko było okej, dopóki nie pojawił się on... Jak ja go nie znoszę ! Uderzyłem pięścią w kołdrę. Miałem ochotę krzyczeć, kopać, gryźć wszystko co popadnie. Najchętniej powybijałbym całą zastawę kuchenną, chcąc ulżyć swoim emocjom. Moje myśli wirowały , obrazy przesuwały się, tworząc nieskładne historię. Jego dotyk.. Różowe, chłodne usta... Sprawne dłonie.. i ten cudowny zapach kokosów pomieszanych z nutką tytoniu i whiskey. Milo... Jak ja go nienawidzę. Załkałem do poduszki, liczne łzy wsiąkały w fioletowy materiał.  Poczułem jak mój telefon wibruje. Odebrałem , nie patrząc na wyświetlacz.
- Jestem w pokoju... drzwi są otwarte. –wyłączyłem się, zatapiając twarz w poduszce. Po kilkunastu sekundach usłyszałem, jak ktoś wchodzi po schodach i otwiera drzwi mojego pokoju.
- Jezu... Co się stało !? – głos pełen obaw i troski wywołał u mnie jeszcze większy płacz. Nie mogłem się pohamować. Nie chciałem , musiałem wyrzucić z siebie wszystko , co kumulowało się przez ostatnie tygodnie. – Kochanie.. – łóżko ugięło się pod ciężarem chłopaka . Poczułem jak głaszcze mnie po głowie. Jego dotyk sprawił , że moje ciało zaatakowały spazmy płaczu. Drżałem i łkałem niczym małe dziecko. – Ciii.... – jego cichy głos sprawiał, że czułem się bezpiecznie. Przesunąłem się kilka centymetrów i przylgnąłem do niego, obejmując go w pasie. Odwzajemnił uścisk, po czym zaczął głaskać mnie po plecach.- Słonko.. Nie płacz... Proszę... – jego spokojny głos, był niczym miód lany na moje serce. Każdego dnia powinienem dziękować, że mam takiego przyjaciela jak Daren. Mówi się , że nie ma ludzi niezastąpionych... Ja uważam, że ten chłopak jest przykładem na podważenie tego schematu. Po kilku minutach uspokoiłem się nieco. Wyprostowałem się siadając na łóżku. Daren patrzył na mnie z troską. Wolałem nie myśleć jak wyglądałem. Czułem się okropnie.
- To.. powiesz co się stało? – zaczął delikatne, jakby bał się, że mnie wystraszy. Odetchnąłem, patrząc w bok. Sam nie wiedziałem od czego miałem zacząć.
- Milo.. Był tutaj i.. on... pojechał.. to znaczy piliśmy.. i on, no.. wsiadł po pijaku do samochodu, boję się o niego...bo to, ja. To znaczy to moja wina, że wsiadł... bo my.. – mieszałem się w tłumaczeniu i z każdym słowem czułem, jak pogrążam się coraz bardziej. Nie patrzyłem nawet na Darena, gdyż cała sytuacja była wyjątkowo dla mnie krępująca.Nawet przed nim.
- Nath. Stój. – przerwał mi, łapiąc za moje dłonie i ściskając je lekko. Spojrzałem na niego. Dobrze , że w pokoju było ciemno, dziękowałem za to po raz kolejny tej nocy. Najbardziej nienawidzę w sobie tego, że tak szybko się czerwienie. – Po kolei... i spokojnie, błagam,bo nic nie rozumiem.. – uśmiechnął się lekko, a ja ponownie odetchnąłem.
- Umówiliśmy się.. Zaprosił mnie do kawiarni, później pojechaliśmy na Top Of The Rock. Wiesz przez cały wieczór nic nie zaszło. Ja cały czas przestrzegałem się, żeby nie wyglądało to na randkę. Sam wcześniej powiedziałem mu, że to nie randka, tylko zwykłe spotkanie. Tak było. Objął mnie tylko raz, na tarasie widokowym. Później odwiózł mnie do domu i ja..Jezu to krępujące.- przerwałem, zwieszając głowę.
- Hej... Kochanie mi możesz wszystko powiedzieć. Przecież wiesz.. – powiedział, a ja nabrałem więcej odwagi. Tak, to prawda, jemu mogłem.
- Chciał się pożegnać i iść. Ale mu nie pozwoliłem. To znaczy... zaprosiłem go do domu. Tutaj piliśmy, paliliśmy,usiedliśmy na balkonie, patrzyliśmy na gwiazdy. No i on.. zapytałem dlaczego mnie wtedy nie zaprosił. Pamiętasz? – zapytałem, a on pokiwał głową. –Powiedział, że chciał mnie wkurzyć. Zaczął się ze mną drażnić, że się za Ciebie weźmie, bo jesteś przystojny... wypytywał czy jesteś sam... że skoro ja nie chcę.. wkurzyłem się i no...pocałowałem go, dosyć.. jednoznacznie. – ukryłem twarz w dłoniach, nie mogąc już dłużej wytrzymać wzroku przyjaciela . – Zaczęliśmy się całować... coraz namiętniej, on w końcu. Jezu... nie, nie mogę.. po prostu kiedy doszło do czegoś więcej... to znaczy, ja nie mogłem, przerwałem i go odepchnąłem. Nie mogłem.– skończyłem, nadal ukrywając twarz. Myślałem , że zapadnę się pod ziemię. Moje policzki paliły mnie niczym żywe pochodnie.
- Yhm. – usłyszałem w odpowiedzi, co mnie nie uspokoiło.- Co Ty do niego czujesz? – padło pytanie, którego nie chciałem usłyszeć.
- Ooooow. – jęknąłem, unosząc głowę. Mój wzrok biegał od ściany do ściany, szukając właściwego miejsca na zatrzymanie się, w szarości pokoju. - Nie wiem. Jezu nie wiem. Daren nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. On.. jest. Cholera, ja chciałem się z nim przespać. Pragnąłem go, pragnę..- poprawiłem się. Musiałem komuś to powiedzieć. Tak długo to we mnie tkwiło, tak długo się opierałem.- Zobaczyłem uśmiech na twarzy przyjaciela, który nieco mnie zmylił .
- Wiem, Milo jest pociągający, a Ty mój drogi na niego lecisz jak się tylko patrzy. Nie rozumiem Cię, masz wspaniałego faceta pod ręką i go odpychasz. – wzruszył ramionami.
- Ale Daren. Ja nie jestem gejem ! –powtarzałem to zdanie niczym mantrę. Sam zacząłem w nie wątpić. On przewrócił jedynie oczami.
- A słyszałeś o takiej orientacji jak biseksualizm?- zapytał, jednak nie dał mi odpowiedzieć, kontynuował. –Słuchaj,  masz na niego ochotę. Pociąga Cię. Jemu kleją się do Ciebie ręce, więc w czym problem ?
- Mam dziewczynę?- odparłem pytaniem napytanie.
- Kochasz ją ?
- Jak siostrę. – teraz byłem tego pewien. Elly była dla mnie ważna. Jednak, nie kochałem jej tak, jak ona by tego oczekiwała.
 - No widzisz. Zerwij z nią. Poza tym nikt nie mówi, że musisz być z Milo. Po prostu się z nim prześpij i zobacz czy Ci się to spodoba. – na samą myśl zrobiło mi się gorąco. Wolałem nie wyobrażać sobie granatowowłosego w łóżku.
- Czy mi się to spodoba ? Mówisz jakby to było jakieś hobby. – opadłem ciałem na miękkie poduszki. Po tym jak wyznałem wszystkie moje żale i pragnienia, poczułem się lekki. Wszystko ze mnie odpłynęło. Ciężar jaki nosiłem przez te tygodnie zniknął, a wszystko przez mojego Anioła – Wybawcę. – Daj spokój. A on pojechał... pijany ? – zupełnie zapomniałem o tym fakcie, poderwałem się do siadu, patrząc przestraszonym wzrokiem na przyjaciela.
- O cholera. Zapomniałem.. No wypiliśmy razem całą whiskey.. Jezu. – złapałem się za głowę. Potrząsnąłem nią i złapałem telefon , leżący na poduszce. – Nie mogło mu się nic stać. Dobrze jeździ.
- Kurwa. Po pół butelki whiskey nikt nie jeździ dobrze. Nie mogłeś go zatrzymać?- zapytał. Tak Daren, wprowadź mnie w jeszcze większe poczucie winy.
- No chyba próbowałem ! Ale on jest uparty jak osioł ! Muszę do niego zadzwonić. – wybrałem numer Milo, czekałem na jego głos w słuchawce, jednak odezwała się poczta głosowa.- Poczta. Kurwa.
 -Uspokój się, może wyłączył telefon, bo nie chce z Tobą rozmawiać.
- Super. Albo miał wypadek, albo ma na mnie całkowicie wyjebane . – przewróciłem oczami. Tak naprawdę, drżałem z niepokoju o niego. Jeśli mu się coś stanie, to sobie nie daruję. – Błagam , żeby miał wyjebane. – Zacisnąłem powieki, ponownie wykręcając numer, poczta.
- Daj spokój, zadzwonisz rano. Daj mu odetchnąć.
- W porządku.. – wziąłem głęboki oddech, chcąc się uspokoić. Spojrzałem w duże oczy przyjaciela. – Dziękuję, że jesteś, że zawsze mnie wspierasz i mogę do Ciebie zadzwonić nawet w nocy. Naprawdę jesteś niesamowity. – przytuliłem się do niego, a on to odwzajemnił.
- Nie dziękuj, nie masz za co. Ale teraz...–stanął obok łóżka i zaczął rozpinać spodnie, po czym je zdjął. Spojrzałem na niego nie rozumiejąc o co mu chodzi. – Suwaj się, nie wracam do domu, a jestem troszkę śpiący. – Uśmiechnąłem się, na samą myśl, że nie będę spał sam tej nocy. Nie wytrzymałbym samotności, w której zadręczałbym się kolejnymi pytaniami. Rozebrałem się do samej koszulki i bokserek, po czym wsunąłem pod kołdrę. Przytuliłem się do Darena, kładąc głowę na jego torsie. Nasza przyjaźń jest niepowtarzalna i nikt kto nie zaznał takiego uczucia, nie zrozumie co nami kieruje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz