czwartek, 5 kwietnia 2012

5. L'enseignement


- O, Milo... Hej! - czarnowłosy uśmiechnął się do nauczyciela. Wyczułem jednak jego małe zmieszanie całą tą sytuacją. Mimo to nie zszedłem z jego kolan. Lekko odwrócony w stronę nauczyciela, przywitałem się.
- Cześć.
- Cześć. Daren, idziesz do tego muzeum ? - przyjaciel spojrzał na mnie niepewnie, zapewne właśnie przypominał sobie całą naszą rozmowę.
- Jeśli tylko Nath może z nami iść.  - poczułem jak mocniej mnie obejmuje. Na twarzy Milo pojawił się nikły uśmiech. Na chwilę odwrócił od nas głowę, jakby znajdując czas na odpowiedź.
- Jeśli tylko Nathaniel zechce z nami pójść, to nie ma sprawy. - Odparł, wkładając dłonie do wąskich, białych spodni. Mimowolnie zlustrowałem jego ubiór. Obcisła bokserka ukazywała lekko umięśnione ciało, szczupłe biodra podkreślał skórzany pasek, a na szyi wisiał nieśmiertelnik. Zatrzymałem swój wzrok na nim, będąc ciekawym co jest tam wyryte. Niestety z tej odległości nie zdołałem nic zobaczyć.
Powróciłem do jego oczu, które uważnie mi się przyglądały.
- Mogę iść. - wzruszyłem ramionami jak gdyby od niechcenia. Chciałem, aby moja odpowiedź brzmiała jak najbardziej neutralnie. Tak na prawdę, gotowałem się w środku. Dlaczego zaprosił jedynie Elly i Darena? Dlaczego pominął mnie ? Po jego zachowaniu mógłbym powiedzieć, że powinien wykazywać większe zainteresowanie moją osobą, a on zwyczajnie mnie olewał. Zresztą.. O czym ja myślę , to tylko mój nauczyciel.
- W porządku, w takim razie widzimy się jutro, o osiemnastej. Proponuję, żebyśmy się spotkali w Barnes Coffe, na Barnes street osiem. To niedaleko od muzeum. - poprawił swój długi kucyk. Popatrzył na nas, zatrzymując na chwilę wzrok na dłoni czarnowłosego, która powoli gładziła mój bok. Nie spodziewałem się , że zada takie pytanie, szczególnie, że nie powinno go to obchodzić. - Nathaniel, rozmawiałeś z Elly?
- Nie. - odparłem bez zastanowienia, odwracając się w stronę przyjaciela, który spuścił głowę. Ujrzałem mały uśmiech na jego twarzy. Ja mu dam! Śmiać się, kiedy ja tu cierpię.
- A nie wiesz czy z nami idzie? W końcu to Twoja dziewczyna. - albo mi się wydawało, albo zaznaczył ostatnie słowo. Zacisnąłem zęby, aby przypadkiem nie powiedzieć paru słów za dużo.
- Nie. - powtórzyłem. Usłyszałem jak wzdycha, widocznie zrezygnował z dalszego wypytywania mnie, gdyż pożegnał się z nami i odszedł. Na całe szczęście.
- Wiesz co, na moje oko, to on jest gejem. - stwierdził Daren, na co ja rozszerzyłem szeroko oczy, wpatrując się w jego twarz.
- COOO? Skąd ten pomysł ?
- No bo na Ciebie leci. Nie widzisz tego ?
- COOO? - powtórzyłem. No nie. To, że żartowałem sobie z Darenem w sprawach gejowskich, nazywałem go słoneczkiem, a on odwdzięczał mi się tym samym, nie oznaczało , że i ja jestem homoseksualistą. Zresztą Milo też na pewno nie był ! - Co Ty mówisz? Jak na mnie leci, on mnie wkurwia bardziej, niż stado os nas głową.
- No właśnie, drażni Cię. Kto się czubi.. - nie dokończył bo mu przerwałem.
- Skończ. Daren ja nie jestem homo i Ty o tym wiesz. - zeszedłem z jego kolan. - Muszę iść na zajęcia. Do zobaczenia. - odwróciłem się i zszedłem w dół schodów, zostawiając przyjaciela samego.

 *  *  *

  Wyszedłem z domu dosyć wcześnie, chociaż raz nie chciałem się spóźnić. Droga na Barnes street okazała się na tyle krótka, abym w kawiarni znalazł się ponad pół godziny przed czasem. Wszedłem do środka, moim oczom ukazało się przyjemne dla oka wnętrze. Każdy stolik ogrodzony był cienkimi ścianami, na których wisiały liczne fotografie. Dawało to pewną dozę intymności i wyciszenia gościom. Wybrałem jeden ze stolików, w samym końcu sali. Usiadłem na jednej z wygodnych kanap. Za chwilę zobaczyłem starszą kobietę, kierującą się w moją stronę.
- Dzień dobry, co podać? - podała mi niewielką kartę. -Mamy pyszne cisto wiśniowe i jeśli Pan lubi świeżutki sernik. Przyjrzałem się małej karcie.
 - W takim razie, poproszę to ciasto wiśniowe i kawę z mlekiem. - złożyłem zamówienie, uśmiechając się przyjaźnie do kobiety. Ona odwzajemniła uśmiech i zabrała kartę.
- Już przynoszę. - po chwili czekania, znudzony zacząłem bawić się solniczką. Los chciał, że połowę z niej wysypałem na swój ulubiony sweter. Zakląłem cicho pod nosem i dyskretnie zacząłem strzepywać wszystko na podłogę.Dobrze, że to tylko sól. Nie chciałbym się ubrudzić , szczególnie, że miałem na sobie swój ulubiony sweter. Miał duży dekolt, odsłaniał ramiona i sięgał tuż za pośladki. Na biodrach przepasany był białym pasem.
Nie ubierałem się jak typowy macho i dobrze o tym wiedziałem. Zresztą z moją urodą nie mógłbym wyglądać jak macho, a nawet nie potrafiłbym go udawać. Zawsze wolałem być sobą i dobrze się z tym czułem. Mimo mojej androgyniczności, podobałem się płci przeciwnej. Sam nie wiem dlaczego, ale tak było, a ja nie narzekałem na taki obrót sprawy. Moją kontemplację nad wyglądem przerwała kelnerka.
- Smacznego.  - uśmiechnęła się, podając mi ciasto i kawę. Uwielbiałem słodycze, wszelkie ciasta, ciasteczka, tory i czekoladki. Wszystko, co zawierało cukier. Może nie wyglądałem, ale na prawdę potrafiłem dużo ich zjeść. Spróbowałem ciasta, które od razu rozpłynęło mi się w ustach. Po chwili zobaczyłem jak ktoś podszedł do mojego stolika, podniosłem głowę i ujrzałem granatowowłosego.
- Hej. Nie wierzę, już jesteś ? - usiadł na przeciwko mnie. - Smacznego.
- Hej. Tak wiem , że to dziwne, ale chciałem być na czas. Dzięki.
- No nie powiem, że nie dziwne. - uśmiechnął się przyjaźnie. Miał na sobie bluzkę z dużym dekoltem, która odsłaniała splot słoneczny. Na szyi zawiązane miał liczne rzemyki, które dodawały mu drapieżności. I ten nieśmiertelnik...
- O! Milo! Jak miło Cię widzieć. To co zwykle ? -  starsza kobieta poklepała chłopaka po plecach, po czym przygładziła jego postrzępione włosy.
- Witaj Ann. Tym razem bez ciasta. - patrzyłem na całe zajście z zaciekawieniem, co chyba zauważył. Gdy zostaliśmy sami wyjaśnił . - Często tu przychodzę. Ann to wspaniała kobieta. Jest jak druga moja matka.
- Tak, fakt, bardzo miła. - potwierdziłem popijając kawę. Milo nie czekał długo na swoją i teraz popijał ją razem ze mną.
- Lubisz ciasta ? - zapytał nagle.
- Uwielbiam, ale widzę, że Ty też. - wskazałem wzrokiem na Ann, która krzątała się miedzy stolikami.
- Tak, ja tak samo. Nawet sam je piekę. Może nie widać, tak jak i po Tobie, ale kocham wszystko co słodkie.
- Wow. Pieczesz ? - zapytałem ze zdziwieniem.
- Aha. Piekę, nawet nie wiesz jakie dobre. Gotuję. Kiedyś coś Ci zrobię, to się rozpłyniesz. - zaśmiałem się. Złość na niego chyba mi mijała. Ten chłopak czarował. Miał w sobie taką aurę, potrafił zdenerwować mnie do granic wytrzymałości, po czym zabijał mnie swoją uprzejmością i pogodą.
- Trzymam za słowo. Ale teraz nic nie zamówiłeś. Ja tu się sam opycham!- wyrzuciłem mu, grożąc palcem. Oparł się łokciami na stole, patrząc na mnie.
- Teraz wolałem zająć się Tobą.
- O mój kochany, to się nazywa brak podzielności uwagi. - Nie Panie Milo, tym razem nie dam się zbić z tropu. - Ale nie będzie tak dobrze ! Co to, to nie ! Otwieraj buzie. - ~A teraz co zrobisz, hmmm.~ Ja sam nie wiedziałem co robię, chyba nie myślę. Nie mam szarych komórek i jestem idiotą. Zdziwiony patrzył na mnie, dlatego go ponagliłem. - No, no, otwieraj. - Nałożyłem kawałek ciasta na łyżeczkę i przystawiłem mu je do ust. Otworzył posłusznie buzię. Gdy to robił przymkną oczy, mrucząc cichutko. Zapatrzyłem się na niego, nie mogąc oderwać wzroku od tak prozaicznej czynności.
- Co tak na mnie patrzysz ? - zapytał, a ja wzdrygnąłem się lekko, powracając do żywych. Czułem jak moje poliki zapłonęły, spuściłem wzrok i powróciłem do picia kawy.
- Nie nic. - Odparłem z nad filiżanki.
- Mogę Ci zadać pytanie ? Tylko nie uraź się i nie obraź, proszę. - byłem ciekaw tego pytania, dlatego kiwnąłem głową, dając mu w ten sposób pozwolenie.
- Pokłóciłeś się z Elly? - No nie. Czy on zawsze musi o nią pytać !? Czy zawsze musi choćby o niej napomknąć!? Jakby nie było innych tematów ! Ale obiecałem, że nie będę się denerwował. Zacisnąłem zęby, żeby nie powiedzieć paru słów za dużo. Po chwili odpowiedziałem.
- Tak. Pokłóciliśmy się. A co, interesuje się w inny sposób, niż wymagałaby tego Twoja praca ? - niestety nie mogłem się powstrzymać na małą złośliwość. On ku mojemu zdziwieniu zaśmiał się i przybliżył do mnie, na tyle, że widziałem każdy skrawek jego twarzy. Wpatrywał się przez chwile w moje oczy, po czym niespodziewanie dmuchnął w moją grzywkę, która zawirowała. Wzdrygnąłem się na ten gest.
- Nawet nie wiesz jak się mylisz, Nathaniel... - Poliki nadal mnie paliły, a jego bliskość i oddech spowodowały, że czułem je z każdą chwilą coraz bardziej. Przyglądałem się jednak twardo jego tęczówką. Usłyszałem dźwięk dzwonka, uśmiechnął się, ukazując swoje białe, równe zęby. Nim odebrał telefon, zdążyłem zauważyć jego lekko zaostrzone kły. Zaśmiałem się w duchu, mały wampirek z niego.
- Halo ? A tak.. wspaniale... My już jesteśmy. To do zobaczenia. - rozłączył się. - Już idą.
- Yhm. - Nie odzywaliśmy się do siebie, aż do przyjścia Elly i Darena, którzy na całe szczęście szybko się zjawili. Gdy zobaczyłem przyjaciela, ucieszyłem się ogromnie. Przytuliłem go, witając się, Elly jedynie skinęła mi głową. Zrozumiałem, że nadal jest na mnie obrażona i nie zamierza ze mną rozmawiać.
Usiadła na kanapie obok Milo, co zapewne bardzo jej odpowiadało. Musiałem przyznać , że bardzo ładnie wyglądała. Miała na sobie skórzaną czarna sukienkę i różowe szpilki. Usta miała pomalowane tym samym odcieniem szminki, co buty.
   Mimo napięcia między mną, a Elly, atmosfera była całkiem przyjazna. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Milo okazał się na prawdę w porządku. Był bardzo miły i zabawny.Kilka lat różnicy nie robiło wielkich granic między nami, traktowaliśmy go jak rówieśnika. Dowiedzieliśmy się o nim kilku ciekawych rzeczy. Mianowicie tak samo jak ja, był dręczony przez nauczyciela projektowania, dlatego wtedy mnie bronił. Nie znosił niesprawiedliwości i nieszczerości wobec uczniów. Po zakończeniu szkoły stworzył swoje atelier, które mieściło się w jego mieszkaniu. Utrzymywał się z malarstwa, a także projektował ubrania, później sprzedając je w internecie. Poszedł na studia zaoczne, na wydział reklamy i marketingu, był na pierwszym roku. Nadal nie dowierzałem jak on na to wszystko znajduje czas.
Jego rodzice chcieli, aby przeprowadził się do Włoch, gdzie się urodził i wychował. On jednak wolał rozwijać swoje pasje pozostając w stanach.
- Wow. Zajmujesz się czymś jeszcze ? - zapytała Elly, jej oczy były szeroko otwarte, gdy patrzyła na nauczyciela.
- Kiedyś byłem modelem.. ale zrezygnowałem. Za bardzo stresująca praca jak dla mnie. Poza tym zajmuję się jeszcze fotografią.
- Przecież Ty nie masz na nic czasu. - Stwierdził Daren.
- Co Ty. Jeśli się chce, to na wszystko znajdzie się czas, nawet na zupełnie nie związane z pracą przyjemności.
- A dlaczego uczysz ? - to pytanie nurtowało mnie od pewnego czasu, dlatego musiałem je zadać. Chłopak skierował wzrok na mnie i odpowiedział bez zawahania.
- Wiesz, zawsze chciałem tego spróbować. Zobaczyć jak to jest po tej drugiej stronie. Chcę przekazać swoją wiedzę innym, to miłe kiedy ktoś z tego korzysta. Nie przypuszczałem , że przyniosłoby mi to jakiekolwiek korzyści, ale przynosi i nie narzekam.
   Nie wiedzieć kiedy minęły trzy godziny. Granatowowłosy stwierdził , ze muzeum i tak jest już zamknięte, a kawiarnie za chwile też zamykają, dlatego wyszliśmy na zewnątrz. Dopiero teraz zauważyłem jego poszarpane spodnie, które lekko trzymały się na biodrach. Między dziurami, które zrobione były po całej długości spodni, widoczna była jasna skóra chłopaka.
- To jak wracacie? Mam tu samochód. - Wskazał na czarne auto. stojące niedaleko. - Mogę Was podwieźć. - zaproponował.
- Nie dzięki, ja mieszkam niedaleko przejdę się. - powiedział Daren, a w ślad za nim poszła Elly. - Stalowe tęczówki skierowały się w moją stronę, czekając na odpowiedź. Może to głupie, ale przez chwilę się wahałem, chcąc wsiąść do tego samochodu. Zdrowy rozsądek nakazywał mi jednak odprowadzić Elly, w końcu musiałem z nią porozmawiać.
- Ja odprowadzę Elly, do zobaczenia w poniedziałek, w szkole. - odparłem. Dziewczyna nikle się uśmiechnęła. Pożegnaliśmy się i rozeszliśmy, każdy w inną stronę. No... prawie każdy.
Szliśmy ramię w ramię, nie wiedziałem co mam powiedzieć. Nie wiedziałem czy nadal jest na mnie zła i jak zareaguje. Stukot jej obcasów odbijał się echem. Szliśmy wzdłuż chodnika, liczne bary zapełnione były ludźmi. W niektórych przeważały krzyki imprezowiczów, w innych głośna muzyka. W końcu postanowiłem powiedzieć cokolwiek, nie mogąc znieść tej niezręcznej ciszy między nami.
- Nie jest Ci zimno ?
- Nie. W porządku. - odpowiedziała.
- Słuchaj. Przepraszam.. Ja nie chciałem Cię urazić. - zacząłem, jednak mi przerwała.
- Nie, Nathaniel. Wszystko okej. Ja rozumiem i przepraszam, ze tak na Ciebie naciskałam, nie powinnam. Po prostu kocham Cie tak bardzo, że chciałabym Cię poznać z moimi rodzicami. Chciałabym żebyś był jeszcze bliżej mnie. Zależy mi na Tobie, ale jeśli nie chcesz, nie będę Cię do niczego zmuszała. - powiedziała, a ja zatrzymałem się, stając na przeciwko niej.
- Ty przepraszasz? Przecież nie masz za co, to raczej ja powinienem..
- Kocham Cię Nathaniel. - powtórzyła, a ja chcąc się odwdzięczyć pocałowałem ją, łącząc nasze usta. Chciałem się odsunąć, jednak przyciągnęła mnie do siebie, pogłębiając pocałunek.
Odprowadziłem ją pod same drzwi. Była dwudziesta druga, a niebo przybrało barwy granatu.
- Wejdziesz ? - zapytała, jednak widząc moją minę, szybko dodała. - Nie ma moich rodziców.
- W takim razie z chęcią.- Otworzyła drzwi, wpuszczając mnie do środka. Zdjęliśmy buty, a niebiesowłosa od razu pociągnęła mnie w stronę salonu. Nie zapalając światła, dotarliśmy do kanapy. Popchnęła mnie na nią. Zatopiłem się w miękkim materiale. Poczułem jak kładzie się na mnie i składa pocałunki na mojej twarzy.
- Stęskniłam się za Tobą. - Jej dłonie powędrowały pod mój sweter, gdy dotknęły sutków zadrżałem mimo woli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz