środa, 4 kwietnia 2012

22.L'enseignement

   Nie będzie dzisiaj wstępu, przepraszam, ale pier..le ten onet, który jak zwykle nie chce mi nic zapisać, tylko pokazuje durny błąd!
   Przepraszam jeszcze raz, ale to już się robi na prawdę drażniące.
  Dziękuję za wszystkie komentarze i zapraszam na nowy rozdział, który mam nadzieję się Wam spodoba ;*

_____________________________________

   Przekręcałem się z boku na bok, dobiegały do mnie coraz to nowsze dźwięki, a czy bardziej stawałem się rozbudzony, tym bardziej bolała mnie głowa. Jeden z drażniących dźwięków, który roznosił się po pokoju, nie dawał za wygraną. Podniosłem się na rękach, nieprzytomnie rozglądając  po pościeli . W końcu znalazłem to, czego szukałem. Podniosłem telefon i odebrałem, ponownie opadając na pościel.
- Halo? – wychrypiałem do słuchawki.
- DLACZEGO NIE ODBIERASZ ODE MNIE TELEFONÓW !? – ból głowy sięgnął zenitu, zacisnąłem powieki. Pulsujące uczucie w skroniach, nie dawało za wygraną.
- Błagam… Ciszej.
- No pewnie ciszej, ciszej ! A jak ja się martwię, to masz to gdzieś. – Daren ściszył głos, zgodnie z moją prośbą.  – Gdzie Ty się podziewasz? Wyszedłeś z klubu,nawet mi nie powiedziałeś. Dzwoniłem do Ciebie, to nie odbierasz. Myślałem, że ten psychopata zabrał Cię do domu i nie wiadomo co Ci zrobił. – Zmarszczyłem czoło, próbując przypomnieć sobie, co się stało poprzedniej nocy. Poszliśmy do klubu, poznałem Rinę, tańczyliśmy, później…
- Oh, Victor. – powiedziałem na głos. Wspomnienia wróciły. Teraz jednak nie miałem ochoty myśleć o blondynie, bardziej nurtowała mnie osoba, której przy mnie nie było, a być powinna.
- No Victor, Victor ! A któż by inny? – westchnąłem i ponownie spróbowałem się podnieść.
- Daren. Nic nie zaszło, ale opowiem Ci później, źle się czuję. Muszę odpocząć. Później zadzwonię. Pa. – rozłączyłem się szybko, nie chcąc kontynuować rozmowy. Usiadłem na łóżku, rozglądając się po pokoju.
Heh, małe deja vu.
Niestety, tym razem nie było nic. Żadnej kartki, żadnego smsa, nieodebranego połączenia. Nic, co mogłoby wskazywać, że był tutaj.Przecież mnie odwiózł, pamiętałem to doskonale, więc dlaczego się do mnie nie odzywał? Wczoraj zachowywał się normalnie, chociaż… Biorąc pod uwagę fakt, w jakiej byłem kondycji, nie mogłem tego stwierdzić na sto procent.  Zrobiło mi się dziwnie, powiedziałbym, że tak trochę… smutno ? Tak, to chyba dobre określenie. Czułem smutek, jak gdybym został odtrącony, przez nieodpowiednią osobę. Może przesadzałem, w końcu to, że nie zostawił mi żadnej wiadomości, nie musi oznaczać jego niechęci do mnie.
  Wstałem z łóżka,głowa nadal nie przestawała mnie boleć. Nienawidzę kaca… jak ja cholernie tego nie znoszę! Nie miałem już siły zastanawiać się nad powodami, jakimi kierował się Milo. Teraz musiałem odpocząć. Marzyłem o gorącej kąpieli, o dobrym obiedzie i czymś zimnym do picia.
 
   *  *  *
  Szedłem przez zielone błonia szkoły, słońce oświetlało całą przestrzeń,  podkreślając przyjemne dla oka widoki.Wszedłem do szkoły, taszcząc ze sobą wielką teczkę z rysunkami. Było tu niezwykle cicho. Nie miałem się czemu dziwić, w końcu byłem jakieś dwadzieścia minut przed czasem. Zdarzało mi się to coraz częściej. Sam nie znałem powodów mojej nagłej obowiązkowości, powiedziałbym nawet - nadgorliwości. Gdy dotarłem już na samą górę, zostawiłem rzeczy  i rozłożyłem się na kanapie, stojącej pod ścianą.
  Wyjąłem telefon i napisałem sms'a do Darena, z pytaniem kiedy będzie. Zupełnie zapomniałem, że miałem się do niego odezwać. Wolałem z nim teraz porozmawiać i wytłumaczyć, co się ze mną działo przez ten weekend. Wiadomość przyszła po chwili, alarmując mnie donośnym brzęczeniem.
  Daren
Zaraz właściwie.
  Schowałem komórkę i wtuliłem się w poduszkę, czekając na przyjaciela. Zamknąłem oczy, wsłuchując się w głuchą ciszę,jaka mnie otaczała.

- Jestem. – usłyszałem nad sobą.  Przestraszony poderwałem się do siadu. Serce zabiło mi szybko, a mój wzrok powędrował w stronę chłopaka, który stał obok i przyglądał mi się.
- Chyba przysnąłem. – przyznałem się, klepiąc miejsce obok siebie. Daren przysiadł się, a na jego twarzy malował się nikły uśmiech.
- Cieszę się , że Cię w końcu widzę. – powiedział. Przygryzłem wargę i spojrzałem na niego przepraszająco. Zrobiło mi się trochę głupio, nawet nie pomyślałem, że moje zniknięcie mogłoby go zmartwić. Czasami zachowywałem się jak dziecko, które nie słucha się nikogo i robi wszystko na przekór.
- Przepraszam. – westchnąłem. – Ten cały Victor zaczął się do mnie dobierać, a ja po prostu nie miałem na to ochoty i musiałem stamtąd wyjść jak najszybciej. – czarnowłosy prychnął i pokręcił głowa, bawiąc się swoją bransoletką.
- Wiedziałem , że tak będzie. Ten idiota zawsze się do kogoś musi dobierać.  – Przypomniałem sobie o słowach Riny, o tym jak wspominała o Victorze i Darenie, a raczej delikatnie napomknęła o ich relacjach. Nie byłem jednak pewny czy poruszanie tego tematu w szkole, jest dobrym pomysłem. Sądząc jednak po minie chłopaka, który, za każdym razem, krzywił się słysząc imię „Victor”, rozmowa o nim mogła poczekać.
- Oh już nie ważne. Ważne, że jestem idiotą i narażam Cię na opiekowanie się takim gówniarzem.- zmieniłem temat, a on zaśmiał się cicho i poczochrał moje włosy. – Eeeej ! Naruszasz mój perfekcyjny nieład ! –zaskomlałem, przygładzając je nieco.
- Nie jesteś idiotą Słonko.
- Jestem.
- Nie.
- Jestem. – droczyłem się z nim, jednak obydwaj mieliśmy coraz większe uśmiechy na twarzy. Jego dłonie powędrowały do moich żeber , a najgorsza z zemst rozpoczęła się w szybkim tempie.
- AHAHHAHAHA. B-błagam ! Nnnie! – łaskotał mnie, zacząłem wierzgać nogami , próbując uwolnić się z jego uścisku. Ostatnio brakowało mi naszych zabaw, rozmów, zwykłego przebywania ze sobą, które zawsze dawało mi wiele szczęścia.
   Z trudem usiadłem na jego kolanach i przytrzymałem mu nadgarstki, aby moja męczarnia dobiegła końca.
- I co teraz mój drogi !? – zapytałem z iście zwycięską miną. Wystawił język , nadal szeroko się uśmiechając i szarpnął rękoma. Tym razem byłem silniejszy i całe szczęście. Nie wyobrażałem sobie kolejnej porcji łaskotek.
- Ehem. – w sali rozbrzmiał męski głos. Zeskoczyłem z Darena, prawie spadając na podłogę. Odwróciłem się w stronę wejścia , w drzwiach ujrzałem Milo wraz z moja byłą dziewczyną.
  Moją głowę nawiedziły czarne myśli, które znacznie pogorszyły mój humor. Co oni tu robili razem ? Przecież Elly nigdy nie przychodzi przed czasem. Jeśli już, to albo przychodzi spóźniona, albo w ogóle się nie pojawia. Tymczasem, jak gdyby nigdy nic, widzę ich przed sobą. Milo stoi z grobową miną, a Elly z nieco spłoszoną i przygląda mi się, jakbym to ja zrobił coś niewłaściwego.
- Co Wy tu robicie ? – zadałem niezbyt mądre pytanie.Dziewczyna uniosła brew.
- Eeee, przyszliśmy? – odparła  i poszła rozkładać swoje rzeczy.
- To ja.. pójdę na zajęcia. – Daren wstał i czym prędzej czmychnął na dół. Mrożący wzrok Milo podążył za nim, odprowadzając go do samych drzwi. W końcu spojrzał na mnie, nadal stojąc w tym samym miejscu. Skuliłem się w sobie, nie wiedząc co mam powiedzieć. Wstałem w końcu i zacząłem wypakowywać swoje rzeczy, nie mając nic lepszego do roboty.

  Chyba nigdy w życiu nie byłem na gorszym malarstwie! Już nawet to z Beatte nie było tak okropne,jak te w dniu dzisiejszym ! Milo przez całe zajęcia chodził po całej sali,dając wszystkim wskazówki, które miały pomóc, w jak najlepszym wykonaniu zdania.Wszystko byłoby w porządku, gdybym nie był osobą, u której pojawiał się najczęściej. Nie narzekałbym, gdyby jego małe odwiedziny przy sztaludze, miały inny charakter. Niestety, za każdym razem gdy patrzył na mój rysunek, wszystko mu nie pasowało. A to kompozycja była nie taka, jakiej by oczekiwał, a to postać była nieodpowiednia. Kazał mi poprawiać każdy, najmniejszy szczegół. Byłem zmęczony i brudny, od ciągłego ścierania i ponownego szkicowania. Do tego byłem na niego zły. Naprawdę byłem zły. Nigdy nie liczyłem na ulgi z jego strony, ale nie miał mnie też prawa tak traktować. Co ja mu znowu zrobiłem , że ewidentnie się na mnie odgrywał?!
   Pod koniec zajęć, zebrałem swoje rzeczy i poszedłem umyć ręce. Musiałem z nim w końcu szczerze porozmawiać, nie mogłem tego tak zostawić. Ostatnio za dużo rzeczy było dla mnie niewiadomą, a limit niewiedzy z czasem się wyczerpywał. Opuściłem łazienkę i rozejrzałem się po sali, niestety nie ujrzałem Milo. Niewiele myśląc, wybiegłem z pomieszczenia, mając nadzieje, że jeszcze go dogonię. Pokonałem schody w szybkim tempie i czym prędzej popędziłem na błonia. Wielka teczka, co i raz obijała mi się o nogi, wcale nie ułatwiając poszukiwań. W końcu go zobaczyłem, szedł do samochodu. Ponownie zacząłem swój maraton biegowy i po chwili, zdyszany, złapałem go za ramię. Odwrócił się, patrząc na mnie zaskoczony, a ja łapałem pośpiesznie oddech. Miałem wrażenie, że za chwilę wypluję płuca. W duchu skarciłem się za to, że nigdy nie chciałem trenować z Darenem.
- Po… poczekaj…- wysapałem, a gdy byłem już pewny, że mi nie ucieknie, puściłem jego ramię. – Chciałem z Tobą porozmawiać. – uspokoiłem się trochę i wyprostowałem .
- O Czym? – zapytał , a jego wyraz twarzy był tak drażniąco obojętny, że miałem ochotę mu przyłożyć. Czułem się, jakbym był wnerwiającym dzieciakiem, który zawraca mu głowę i lata zanim, niczym zakochana nastolatka.
  Nie wiedziałem co mam mu powiedzieć. Zapytać się o Elly? Czy może o to, dlaczego ze mną nie został? Albo skąd wtedy wracał? W końcu wybrałem to pierwsze.
- Przyszliście dzisiaj z Elly razem?
- Tak, spotkałem ją jak jechałem do szkoły i ją podwiozłem. –wyjaśnił, wzruszając ramionami, jak gdyby podwożenie mojej byłej dziewczyny,było czymś normalnym.
- Aha i uważasz, że to w porządku? – nie znosiłem, gdy przybierał taki wyraz twarzy, zupełnie obojętny, jakby na niczym mu nie zależało.
- A dlaczego miałoby nie być ? – nie chciałem się z nim kłócić i z całych sił powstrzymywałem się przed tym. Jego zachowanie zdecydowanie nic nie ułatwiało.
- No wiesz, podwożenie mojej byłej dziewczyny, raczej nie należy do Twoich obowiązków. Trochę to dziwne, że nagle stałeś się dla niej taki uprzejmy. – skrzywiłem się na samą myśl, że prawdopodobnie robił to wszystko tylko po to, aby zrobić mi na złość. Westchnął przeciągle i skierował się do samochodu. – Nie skończyliśmy rozmawiać !- krzyknąłem za nim, a on przystanął przy drzwiach samochodu.
- Wsiadaj, podwiozę Cię. – powiedział i nie czekając na mnie wsiadł do samochodu, trzaskając donośnie drzwiami. Zagotowało się we mnie, ale nie miałem wyboru. Jeśli chciałem z nim porozmawiać i wyjaśnić pewne kwestie,musiałem wsiąść i pozwolić się podwieźć.
  Z moich planów nic nie wyszło. Przez całą drogę nie miałem odwagi się odezwać. Jechaliśmy w stronę mojego domu, wsłuchując się w piosenki grane, przez jedną ze stacji radiowych. W głowie układałem scenariusz naszej rozmowy, który ciągle ulegał zmianie. Po chwili byliśmy już na miejscu, a ja nadal siedziałem, nie ruszając się z miejsca.
- Jesteśmy. – powiedział w końcu, jakby chcąc zakomunikować mi, że już powinienem wychodzić.
- Wejdź. – patrzyłem przed siebie z zaciętą miną, czekając aż się zgodzi.
- Nie powinienem… -  spojrzałem na niego z niezrozumieniem.
  Jak to nie powinien? Skory byłbym uwierzyć, gdyby powiedział, ze nie mógł, że jest zajęty, ale to, że nie powinien? Na Boga nie przeszkadzało mu, jak pieprzył się ze mną po kątach, a opiera się przed zwykłym odwiedzeniem mnie? To jest dopiero niedorzeczność !
  Biegał wzrokiem gdzieś za oknem, nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Irytacja rosła we mnie, mimo to odetchnąłem głęboko i wyciągnąłem rękę w stronę jego twarzy,odwracając go w swoim kierunku. Czując pod palcami aksamitną skórę, prawie westchnąłem. Tak dawno go nie dotykałem, nie czułem jego bliskości. Gdy spojrzałem wprost w jego oczy, cała złość i irytacja wyparowały ze mnie niczym kamfora. Zagryzłem wargę, głaszcząc blady policzek wierchem dłoni i delektując się każdą sekundą naszej bliskości.
- Proszę, nie chcę się kłócić. – wyszeptałem w końcu. Ujął moją dłoń i pocałował jej wnętrze.
- Dobrze, chodźmy. – powiedział, prawie podskoczyłem, czując rozpierające mnie szczęście. Czułem się, jakbym oszalał. W jednej sekundzie miałem ochotę go zabić, w drugiej zaś, mógł być dla mnie najcudowniejszą osobą na świecie, z którą pragnąłem spędzać każdą chwilę mojego życia.
 Weszliśmy do domu.Zaprowadziłem go do kuchni i nalałem nam soku. Zajrzałem do lodówki, czując jak mój brzuch domaga się jedzenia. W takich momentach żałowałem, że nie potrafię gotować. Spojrzałem w stronę chłopaka, który rozsiadł się przy stole obserwując mnie bacznie. Zagryzłem wargę i zamknąłem lodówkę. Wpadłem na pewien pomysł i miałem nadzieję, ze uda mi się go zrealizować.
- Milooo… - podszedłem do niego i bez większych pohamować usiadłem mu na kolanach. Poczułem jak jego mięśnie lekko się spinają, po chwili jednak objął mnie w pasie, podciągając bliżej siebie.
- Hmmm ? – wymruczał, wprost do mojego ucha , po czym je ucałował. Moje ciało przeszedł dreszcz, mimo to musiałem się opanować, nie chcąc zapomnieć, co, tak na prawdę, chciałem zrobić.
- Bo Ty… pamiętasz może, jak obiecałeś mi, że kiedyś mi coś ugotujesz? – zapytałem, przeczesując jego luźno puszczone pasemka włosów.Pokiwał głową, a jego ręka gładziła moje plecy. – Wiesz… bo mam pełną lodówkę… i ja nie za bardzo wiem, jak się za to zabrać… i może wiesz.. . – zaczerwieniłem się nieco, wtulając w zagłębienie jego szyi. – Ugoooootuuujesz nam obiad? – niemal zaskomlałem, nie odrywając się od niego. Poczułem jak zatrząsnął się i usłyszałem jego śmiech. Odsunąłem się,patrząc na jego twarz. Wyglądał niezwykle, gdy tak się uśmiechał. Był taki rozpromieniony. Jego oczy świeciły wtedy, niczym małe świetliki, a poliki unosiły się nieznacznie.
- Rozumiem, że tylko po to mnie tak czarujesz. – pokręcił głową rozbawiony.
- Oczywiście, że nie ! – zaprzeczyłem od razu. – Do innych rzeczy też mi jesteś potrzebny. – Założyłem ręce za jego głowę i ucałowałem wyjątkowo kuszące usta. Odwzajemnił pocałunek, wzdychając cicho. Miałem ochotę kontynuować tę subtelną pieszczotę, jednak mój brzuch, ponownie dał o sobie znać.
- Oho, faktycznie trzeba zrobić ten obiad. – odsunął mnie od siebie i wstał. – Ale mi pomagasz ! - pokiwałem głową, uśmiechając się do niego szeroko.
  Proces przygotowania obiadu był całkiem zabawny, a przyglądanie się, jak Milo paraduje w fartuszku mojej mamy, jeszcze bardziej mnie rozbawiało, a zarazem było bardzo rozczulające. Musiałem przyznać, że był dobrym kucharzem. To z jaką prędkością i sprawnością kroił warzywa, czy nacinał mięso, było imponujące. Ja sam przypatrywałem się tylko jego pracy, od czasu do czasu coś mu podając. Oczywiście próbowałem mu pomagać w inny sposób, jak chociażby kroić marchewkę, ale po tym, jak przeciąłem sobie palec, a on musiał mnie opatrywać,zrezygnował z nauki i postanowił, że sam się wszystkim zajmie.
  Taki sposób spędzania z nim czasu, bardzo mi odpowiadał. Nie rozmawialiśmy o drażniących nas tematach, skupialiśmy się na poznaniu siebie wzajemnie. Wypytywałem go o szczegóły z jego życia, o jego studia, o to, jak wygląda jego praca. Ten chłopak był niezwykły. W weekendy studiował reklamę i marketing, w poniedziałki i wtorki prowadził zajęcia w naszej szkole. Poza tym kierował swoją firmą, projektował i szył ubrania, które później sprzedawał w internecie.Przyznał się jednak, że marzy mu się prawdziwa praca projektanta mody. Przedstawianie swoich projektów na najlepszych wybiegach świata i praca z uznanymi osobistościami.
Zaczynałem go podziwiać za wytrwałość, za to, że dąży do celu, szczególnie, że robił to całkiem sam. Jego rodzice w niczym mu nie pomagali. Nie dawali mu na nic pieniędzy, od kiedy wysłali go do szkoły, a on poświęcił się modelingowi, przestali się nim interesować. Widziałem, że to dla niego drażliwy temat, dlatego nie chciałem go dłużej drążyć, mając cichą nadzieję, że kiedyś sam zdecyduje mi się o tym opowiedzieć.
  Gdy zasiedliśmy razem przy stole, a do moich nozdrzy dobiegł piękny zapach kurczaka w sosie miodowym i warzywach, z buraczkami na gorąco i ziemniakami smażonymi,  ślinka mi prawie pociekła. Milo był naprawdę wspaniały,pomimo tego , że ugotował to wszystko, nakrył do stołu. Ustawił nawet świece i wino. Czułem się wyjątkowo, a zarazem było mi wstyd, że ja nigdy mu takiego obiadu nie ugotuję. Nałożyłem na talerz dużą porcje i od razu zacząłem jeść,czując potworny głód. Jedzenie rozpływało się w ustach. Nawet nie pomyślałbym ,że coś takiego można utworzyć z produktów, które znajdowały się w mojej lodówce.
   Jedliśmy, wciąż ze sobą rozmawiając. Lubiłem, gdy Milo był taki, jak teraz. Otwarty, uśmiechnięty, taki… dostępny. Pomijając kilka kwestii, rozumieliśmy się doskonale. Wciąż mieliśmy jakiś temat do rozmów, co cieszyło mnie jeszcze bardziej.
  Po zjedzonym obiedzie, posprzątaliśmy ze stołu i pozmywaliśmy naczynia. W końcu nie czułem się w tym domu samotnie, nie był już taki cichy jak zawsze, kiedy do niego wracałem. Pomyślałem nawet przez chwilę, że miło by było wracać do domu i mieć przy sobie kogoś takiego, jak granatowowłosy. Mieć świadomość, że ktoś na ciebie czeka, że jesteś komuś potrzebny. Możesz z kimś porozmawiać, wyżalić się w każdej chwili i po prostu czuć obecność tej drugiej osoby.
- O czym myślisz? – dotarło do moich uszu. Przeniosłem swój wzrok na chłopaka i uśmiechnąłem się jedynie. Odłożyłem talerz, który przed chwilą wycierałem i podszedłem do Milo, wtulając się w jego klatkę. Objął mnie w pasie. W jego ramionach zacząłem odnajdywać swój prywatny dom. Nie wiedziałem jeszcze, czy był to odpowiedni kierunek, w którym powinienem podążać.
- O niczym ważnym. – westchnąłem w końcu i pociągnąłem go w stronę salonu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz