Poniedziałki to dla
mnie najgorszy dzień tygodnia. Długie godziny rysunku i malarstwa,
które wprost uwielbiam, na prawdę.. kocham ! Szczególnie jak mi mówią ,
że jestem niezrównoważony psychicznie, bo podoba mi się sztuka
Bruegel'a. Nie moja wina , że to jeden z malarzy, który zwrócił moją
uwagę. Specyficzność jego obrazów, jest na tyle wyrazista, że nie sposób
się nią nie zainteresować. Oczywiście Beatte uważa inaczej i to zawsze
ja jestem tym, który odstaje od społeczeństwa. Najlepiej wysłała by mnie
do psychiatry, owinęła kaftanem i nigdy w życiu nie wypuściła z
czterech, białych ścian psychiatryka. Ale ja się nie dam , o nie, co to,
to nie !
- O dzień dobry, mój drogi Nathanielu!- usłyszałem jej drażniący głos, dźwięcznie dudniący za moimi plecami.
-
Dzieeeeeń doooobry! - odwróciłem się do niej, z ogromnym uśmiechem na
ustach. - Jeszcze pani nie urodziła ? Niedługo Pani nie da rady pędzla
podnieść, a co dopiero prowadzić lekcję! - poczułem, jak Elly uderzyła
mnie w głowę, stanęła obok i robiła wszystko, żeby nauczycielka mnie nie
zabiła. Odwróciłem się z powrotem, powracając do rozpakowywania się.
Słyszałem jak profesor Beatte coś mówi, ale za bardzo się nad tym nie
skupiałem. Wszyscy rozstawili już sztalugi, moja musiała stać przy jej
biurku, niestety... ale sam sobie na to zasłużyłem. Mówiłem już , że
czasami mam za długi język, a to była moja kara za "pyskowanie"- jak to
kiedyś określiła.
-... i to już dzisiaj, od dzisiaj nie macie ze mną
zajęć. - usłyszałem kawałek zdania, wypowiedziany przez ciężarną. Z
przejęcia, aż podskoczyłem, zrzucając wszystkie farby, wylewając wodę i przewracając
deskę od sztalugi. Narobiłem takiego huku, że na pewno pół szkoły mnie
słyszało. Jednak nie przejmując się tym za bardzo, krzyknąłem, może i
trochę za głośno, ale nie to teraz się dla mnie liczyło..
- SŁUCHAM..... SŁUCHAM !? JAK TO?! JUŻ PANI IDZIE NA ZWOLNIENIÓWKĘ-PORODÓWKĘ !? - część
osób roześmiała się dyskretnie, a Elly jedynie zasłoniła oczy, w geście
rezygnacji i nieco zsunęła się z krzesła. Kobieta, gdyby mogła zabijać
wzrokiem, to pewnie już bym leżał martwy. Powstrzymała się jednak od
wszelakich mordów i powoli, spokojnie, powiedziała.
- Nathaniel.
Wiem, że bardzo tego żałujesz... Ja również uwielbiałam z Tobą pracować,
niestety czas odejść i... TAK NIE MACIE OD DZISIAJ ZE MNĄ ZAJĘĆ !
Trzeba było słuchać od początku, to znałbyś dokładne informację.
Tymczasem , żegnam Was. Pan Milo powinien się zjawić w ciągu kilku
minut. Mam nadzieję, że dobrze będzie się Wam współpracowało. - Stałem
na przeciwko niej, patrząc jak pośpiesznie się pakuje i odchodzi. Jaki
Milo ? Zaraz... zaraz.. facet ?! No nie! Pewnie dostaniemy starego
pryka, wielkiego pasjonata sztuki i on to dopiero da mi popalić. Nie..
Ja zmieniam szkołę, poważnie, ja tu zwariuję.
- Nathaniel ! Jeśli
cokolwiek zrobisz temu nowemu nauczycielowi, to ja Cię zabiję.
Dostaniesz takie kopy , że przez tydzień nie wstaniesz ! Jak to nie
wystarczy, to połamie Ci wszystkie gnaty, żebyś spędził kilka miesięcy w
szpitalu i zaczął używać tego, co znajduje się pod Twoją czupryną !
Obojętne czy będzie stary, czy koślawy, gruby, czy chudy, masz być miły !
Miły kurwa ! - Elly stała na przeciwko mnie, grożąc palcem. W zasadzie
nie musiałaby nic mówić, gdyż jej wzrok wyrażał wszystko, co chciała mi
przekazać. Grupa zaśmiała się, widząc niebieskowłosą, grożącą mi
zaciekle. Robiąc słodką minę, przytuliłem ją, patrząc w jej zielone
oczy.
- Kochanie. Czy ja kiedykolwiek byłem niemiły?- Ona jedynie przewróciła oczami, odpychając mnie od siebie.
- Uuuu Nath ! Kotka Ci się wściekła! - Brendon, zarechotał głośno, bujając się na drewnianym krześle.
-
Spierdalaj. - odpowiedziałem grzecznie. Nigdy go nie lubiłem, zawsze
zastanawiało mnie co on tu robi. W końcu był tylko głupim osiłkiem,
który zawsze szukał pretekstu do dokuczania mi.
- Oooo... Nieładnie,
nieładnie. - Usłyszałem obcy głos za moimi plecami, co lekko mnie
wystraszyło, wzdrygnąłem się i szybko odwróciłem. Zobaczyłem młodego
chłopaka, nieco wyższego ode mnie. Miał czarno-granatowe, postrzępione
włosy, bladą cerę i stalowe oczy, które odbijały promienie słoneczne, w
tym momencie, silnie go oświetlające. Moje oczy szybko go zlustrowały,
miał na sobie białe, obcisłe spodnie i czarną koszulę, której rękawy
podwinął do łokci. Na nadgarstkach zawiązane były liczne rzemyki i
bransoletki. Uśmiechał się do mnie, nadal stojąc bez ruchu.
- A co Ci do tego? - wypaliłem nagle, niewiele myśląc. - spojrzał na mnie, unosząc brwi, w geście zdziwienia.
-
Co mi do tego ? - powtórzył moje pytanie. Oparłem dłoń na biodrze,
patrząc na niego wyzywająco i czekając na odpowiedź. - To , że od
dzisiaj jestem Twoim nauczycielem, witaj. - Powiedział i wyminął mnie.
Rozszerzyłem oczy, sam zdzielając się w czoło. No i spaliłem się u
kolejnego profesora, jestem kretynem. Ale.... jak, ja się pytam.. jak on
może być nauczycielem?! Przecież może mieć zaledwie dwadzieścia trzy
lata ! Jak nie mniej !
Granatowowłosy położył dziennik na biurku,
rozejrzał się po sali, każdemu z nas krótko się przyglądając. Gdy
doszedł do mnie, przełknąłem ślinę, wpatrując się w jego metaliczne
tęczówki , jednak nie wytrzymałem długo. Nie mogłem, odwróciłem wzrok,
zaciskając usta w cienką linię. On, ku mojemu zdziwieniu, zaśmiał się
krótko, po czym usiadł na blacie biurka.
- Cześć wszystkim, nazywam
się Milo Iviello. - Gdy zaczął mówić, znowu na niego spojrzałem. Skinął
delikatnie głową, uśmiechając się na chwilę.- Jak pewnie już wiecie,
zastępuję Panią Beatte. Nie potrafię Wam powiedzieć na jak długo, jednak
mam nadzieję, że będzie nam się miło współpracowało.- Zatrzymał się na
chwilę, cały czas machając nogami w powietrzu. Przeczesał włosy palcami,
na chwilę opuszczając wzrok, aby zaraz go podnieść. Gdy to zrobił,
jedyne o czym pomyślałem, to - podrywacz i nie myliłem się. Patrząc na
reakcję dziewczyn, podobał im się. Zwróciłem wzrok w stronę Elly, nawet
ona wpatrzona była w niego, jak w obrazek.- Od razu zaznaczę, że nie
jestem żadnym profesorem, dlatego proszę, nie zwracajcie się tak do
mnie. Rok temu skończyłem tę szkołę, więc można powiedzieć, że jestem
Waszym rówieśnikiem. Mówcie mi Milo, po prostu Milo. - Patrzyłem na
niego, w głowie licząc jego wiek. Wychodzi na to , że jest trzy lata
starszy ode mnie... Ja mam dziewiętnaście, a on, a on dwadzieścia dwa.
Jezu i on ma zamiar nas uczyć ?! - Jednak chcę zaznaczyć, że nie
przyszedłem tutaj, abyście się obijali. To, że chce się z Wami
spoufalić, nie oznacza, że będziecie się opieprzać. Jesteście w tej
szkole po to, aby coś z niej wynieść i od każdego będę wymagał ciężkiej
pacy i oddania cząstki siebie, abyśmy mogli stworzyć coś pięknego. Jasne
? - Gdy jego wzrok spoczął na mnie, skrzyżowałem ręce na piersi. Tym
razem nie dam się speszyć. Nie pójdzie Ci ze mną tak łatwo... chłopcze.
Usłyszałem pomruki kolegów, godzące się na warunki stalowego. On nadal
mierzył mnie wzrokiem, po czym ponownie się zaśmiał i wstał z biurka. -
Czy ktoś ma jakieś pytania ? - Jego czubki palców u rąk, połączyły się
ze sobą, stukając delikatnie. W sali zapanowała cisza, nikt się nie
odzywał. Ja sam stałem wpatrując się w jego sylwetkę, która
przestępowała z nogi, na nogę. Czyżby się stresował ? Odwrócił się na
chwilę , tak, że ujrzałem długi kucyk, spływający po jego plecach.
Związany był granatową, małą kokardką. Na sam ten widok, uśmiechnąłem
się do siebie. - Ok, widzę , że nie macie. - znowu przeczesał włosy.
Jeśli to nie flirt, to nawyk, albo ma wszy. Dobra, o czym ja myślę,
cofnij. - W takim razie, sprawdzę listę. - Wziął dziennik do ręki,
otwierając odpowiednią stronę. Naskrobał w nim coś, po czym, po kolei,
zaczął odczytywać nazwiska.
- Alan Barks.
- Jestem. - Milo uniósł głowę, kiwając mu lekko.
-
Witaj. - uśmiechnął się przyjaźnie. Czytając kolejne nazwisko. -
Victoria Balley. - Wysoka blondynka, z która prawie nigdy nie
rozmawiałem, uśmiechnęła się do niego jednoznacznie, trzepocząc swoimi
rzęsami i machając energicznie dłonią. Niektóre dziewczyny mnie
powalają. Czasami zastanawia mnie, czy są aż tak głupie, czy naiwnie i
nie znają tego świata. - Widzę koleżanka, bardzo pogodna, no dobrze,
przejdźmy dalej. - Patrząc na jej minę, myślałem , że wybuchnę śmiechem.
Widziałem go od jakiś piętnastu minut, a czułem , że ten chłopak nie
raz rozłoży mnie na łopatki, nawet zaczynałem go lubić.
- Clarise
Charpentier. - Bez zająknięcia się, przeczytał nazwisko naszej
francuskiej koleżanki. Nieco mnie to zaintrygowało, gdyż jego akcent
wydawał się być perfekcyjny, a imię i nazwisko wskazywałoby na to , że
jest... włochem ?
- Jestem. - Uśmiechnęła się pogodnie. Była bardzo
miłą dziewczyną, nigdy mnie nie drażniła swoim zachowaniem. Urodziła się
we Francji, jednak jej rodzice przyjechali do Stanów, w celach
zarobkowych. Miała wtedy zaledwie osiem lat, dlatego władała biegle
swoim językiem ojczystym, jak i amerykańskim.
- Widzę, że mamy
koleżankę z Francji, miło mi Cię poznać, to jeden z moich ulubionych
krajów. - Przyłożył dłoń do klatki piersiowej, opuszczając powoli głowę,
jak gdyby kłaniając się jej. Nie wiem co ten koleś robi, ale zaczarował
wszystkie dziewczyny w przeciągu chwili, jak i, patrząc na twarze
facetów, zdobył ich poparcie.
- W takim razie bardzo mi miło. - Odparła, lekko się czerwieniąc.
Czekając
na swoja kolej, oparłem się o niewielką skrzynię, na której zawsze
siedziałem, co niezmiernie irytowało Panią Beatte. Kiedyś nawet
powiedziała, że jeśli nie przestane na niej siadać, wyniesie mi ją i
spali na rodzinnym ognisku. Jak widać, nie udało jej się to , a moja
kochana skrzynia nadal stoi.
- Brendon Colonell. - odczytał kolejne nazwisko, ponownie siadając na biurku.
- Obecny. - odezwał się mój niedorobiony prześladowca. Gdy tylko go usłyszałem, przewróciłem oczami.
-
O, ten który miał spierdalać. Witaj. - Granatowowłosy powiedział to,
jakby nie zwracał uwagi na większe znaczenie tych słów. Musiałem zakryć
sobie usta, aby nie zaśmiać się, widząc naburmuszoną minę osiłka. Już
uwielbiam stalowego. Spróbowałem się uspokoić, gdy usłyszałem, że wyczytał
Elly.
- Elly Crack. - Moja dziewczyna odpowiedziała jednym
skinieniem głowy, jednak jej wzrok mówił mi wszystko. Kobiecy,
uwodzicielski, jednak nie wulgarny, seksowny i nienachalny. Nakręciła
kosmyk włosów na palec, opierając się wygodniej na krześle, na którym
siedziała. Gdy założyła nogę na nogę, nie wytrzymałem i ponownie
przewróciłem oczami. Przy nim i ja nabawię się nowego nawyku, w końcu
moje gałki będą robiły obrót trzystu sześćdziesięciu stopni, za każdym
razem, jak go zobaczę. Byłem pewien , że Milo zbyje ją jak inne, jednak
ponownie mnie zadziwił. Przekrzywił lekko głowę, powoli przyglądając się
jej. Wprost czułem jak bada każdy kawałek jej ciała, co nieco mnie
rozdrażniło. - Witaj Elly. - przez jego męski głos, jeszcze bardziej się
zagotowałem. A na domiar złego Elly była w siódmym niebie. Czy ja
wspominałem cokolwiek o tym , że go lubię? Pomyłka ! Już go nie znoszę !
Podrywacz pieprzony!- Gdy skończył przyglądać się mojej dziewczynie, no
właśnie mojej... wrócił do listy.
- Nathaniel Darkone.
- Jestem. -odparłem krótko, nie chcąc wdawać się z nim w żadne konwersację. Milo jednak widocznie nie chciał dać za wygraną.
-
Jednak się doczekałem, to Ty, a więc Nathaniel... Nathaniel Darkone.
Ciekawy, tajemniczy i jak myślę nie do zniesienia. - mierzył mnie
wzrokiem, jego dłoń znów powędrowała do granatowej czupryny. Co on ma z
tymi włosami !? Zaczesał spadający kosmyk za ucho, przyglądając mi się
badawczo.
- Do zniesienia. Dla wybranych. - odparłem , bacznie mu
się przyglądając. Widocznie nie spodziewał się takiej odpowiedzi, gdyż
uniósł brwi, stukając palcami w dziennik.
- Czy pozwolisz mi być
Twoim wybranym ? - Ja nie spodziewałem się za to takiego pytania.
Poruszyłem się, odchrząkując.
- Wybranych, nie można
ogłaszać, ich się czuję. - odparłem, brnąc w tą dziwną rozmowę.
Widziałem uśmiech na jego ustach. Nie potrafiłem jednak zrozumieć jego
gry, był miły? Podrywał? Flirtował ? Dziewczyny do niego wzdychały, to
jedyna rzecz, którą wiedziałem na pewno.
Robi się ciekawie
OdpowiedzUsuń