czwartek, 5 kwietnia 2012

2. L'enseignement


     Poniedziałki to dla mnie najgorszy dzień tygodnia. Długie godziny rysunku i malarstwa, które wprost uwielbiam, na prawdę.. kocham ! Szczególnie jak mi mówią , że jestem niezrównoważony psychicznie, bo podoba mi się sztuka Bruegel'a. Nie moja wina , że to jeden z malarzy, który zwrócił moją uwagę. Specyficzność jego obrazów, jest na tyle wyrazista, że nie sposób się nią nie zainteresować. Oczywiście Beatte uważa inaczej i to zawsze ja jestem tym, który odstaje od społeczeństwa. Najlepiej wysłała by mnie do psychiatry, owinęła kaftanem i nigdy w życiu nie wypuściła z czterech, białych ścian psychiatryka. Ale ja się nie dam , o nie, co to, to nie !
- O dzień dobry, mój drogi Nathanielu!- usłyszałem jej drażniący głos, dźwięcznie dudniący za moimi plecami.
- Dzieeeeeń doooobry! - odwróciłem się do niej, z ogromnym uśmiechem na ustach. - Jeszcze pani nie urodziła ? Niedługo Pani nie da rady pędzla podnieść, a co dopiero prowadzić lekcję! - poczułem, jak Elly uderzyła mnie w głowę, stanęła obok i robiła wszystko, żeby nauczycielka mnie nie zabiła. Odwróciłem się z powrotem, powracając do rozpakowywania się. Słyszałem jak profesor Beatte coś mówi, ale za bardzo się nad tym nie skupiałem. Wszyscy rozstawili już sztalugi, moja musiała stać przy jej biurku, niestety... ale sam sobie na to zasłużyłem. Mówiłem już , że czasami mam za długi język, a to była moja kara za "pyskowanie"- jak to kiedyś określiła.
-... i to już dzisiaj, od dzisiaj nie macie ze mną zajęć. - usłyszałem kawałek zdania, wypowiedziany przez ciężarną. Z przejęcia, aż podskoczyłem, zrzucając wszystkie farby, wylewając wodę i przewracając deskę od sztalugi. Narobiłem takiego huku, że na pewno pół szkoły mnie słyszało. Jednak nie przejmując się tym za bardzo, krzyknąłem, może i trochę za głośno, ale nie to teraz się dla mnie liczyło..
- SŁUCHAM..... SŁUCHAM !? JAK TO?! JUŻ PANI IDZIE NA ZWOLNIENIÓWKĘ-PORODÓWKĘ !? - część osób roześmiała się dyskretnie, a Elly jedynie zasłoniła oczy, w geście rezygnacji i nieco zsunęła się z krzesła. Kobieta, gdyby mogła zabijać wzrokiem, to pewnie już bym leżał martwy. Powstrzymała się jednak od wszelakich mordów i powoli, spokojnie, powiedziała.
- Nathaniel. Wiem, że bardzo tego żałujesz... Ja również uwielbiałam z Tobą pracować, niestety czas odejść i... TAK NIE MACIE OD DZISIAJ ZE MNĄ ZAJĘĆ ! Trzeba było słuchać od początku, to znałbyś dokładne informację. Tymczasem , żegnam Was. Pan Milo powinien się zjawić w ciągu kilku minut. Mam nadzieję, że dobrze będzie się Wam współpracowało. - Stałem na przeciwko niej, patrząc jak pośpiesznie się pakuje i odchodzi. Jaki Milo ? Zaraz... zaraz.. facet ?! No nie! Pewnie dostaniemy starego pryka, wielkiego pasjonata sztuki i on to dopiero da mi popalić. Nie.. Ja zmieniam szkołę, poważnie, ja tu zwariuję.
- Nathaniel ! Jeśli cokolwiek zrobisz temu nowemu nauczycielowi, to ja Cię zabiję. Dostaniesz takie kopy , że przez tydzień nie wstaniesz ! Jak to nie wystarczy, to połamie Ci wszystkie gnaty, żebyś spędził kilka miesięcy w szpitalu i zaczął używać tego, co znajduje się pod Twoją czupryną ! Obojętne czy będzie stary, czy koślawy, gruby, czy chudy, masz być miły ! Miły kurwa ! - Elly stała na przeciwko mnie, grożąc palcem. W zasadzie nie musiałaby nic mówić, gdyż jej wzrok wyrażał wszystko, co chciała mi przekazać. Grupa zaśmiała się, widząc niebieskowłosą, grożącą mi zaciekle. Robiąc słodką minę, przytuliłem ją, patrząc w jej zielone oczy.
- Kochanie. Czy ja kiedykolwiek byłem niemiły?- Ona jedynie przewróciła oczami, odpychając mnie od siebie.
- Uuuu Nath ! Kotka Ci się wściekła! - Brendon, zarechotał głośno, bujając się na drewnianym krześle.
- Spierdalaj. - odpowiedziałem grzecznie. Nigdy go nie lubiłem, zawsze zastanawiało mnie co on tu robi. W końcu był tylko głupim osiłkiem, który zawsze szukał pretekstu do dokuczania mi.
- Oooo... Nieładnie, nieładnie. - Usłyszałem obcy głos za moimi plecami, co lekko mnie wystraszyło, wzdrygnąłem się i szybko odwróciłem. Zobaczyłem młodego chłopaka, nieco wyższego ode mnie. Miał czarno-granatowe, postrzępione włosy, bladą cerę i stalowe oczy, które odbijały promienie słoneczne, w tym momencie, silnie go oświetlające. Moje oczy szybko go zlustrowały, miał na sobie białe, obcisłe spodnie i czarną koszulę, której rękawy podwinął do łokci. Na nadgarstkach zawiązane były liczne rzemyki i bransoletki. Uśmiechał się do mnie, nadal stojąc bez ruchu.
- A co Ci do tego? - wypaliłem nagle, niewiele myśląc. - spojrzał na mnie, unosząc brwi, w geście zdziwienia.
- Co mi do tego ? - powtórzył moje pytanie. Oparłem dłoń na biodrze, patrząc na niego wyzywająco i czekając na odpowiedź. - To , że od dzisiaj jestem Twoim nauczycielem, witaj. - Powiedział i wyminął mnie. Rozszerzyłem oczy, sam zdzielając się w czoło. No i spaliłem się u kolejnego profesora, jestem kretynem. Ale.... jak, ja się pytam.. jak on może być nauczycielem?! Przecież może mieć zaledwie dwadzieścia trzy lata ! Jak nie mniej !
 Granatowowłosy położył dziennik na biurku, rozejrzał się po sali, każdemu z nas krótko się przyglądając. Gdy doszedł do mnie, przełknąłem ślinę, wpatrując się w jego metaliczne tęczówki , jednak nie wytrzymałem długo. Nie mogłem, odwróciłem wzrok, zaciskając usta w cienką linię. On, ku mojemu zdziwieniu, zaśmiał się krótko, po czym usiadł na blacie biurka.
- Cześć wszystkim, nazywam się Milo Iviello. - Gdy zaczął mówić, znowu na niego spojrzałem. Skinął delikatnie głową, uśmiechając się na chwilę.- Jak pewnie już wiecie, zastępuję Panią Beatte. Nie potrafię Wam powiedzieć na jak długo, jednak mam nadzieję, że będzie nam się miło współpracowało.- Zatrzymał się na chwilę, cały czas machając nogami w powietrzu. Przeczesał włosy palcami, na chwilę opuszczając wzrok, aby zaraz go podnieść. Gdy to zrobił, jedyne o czym pomyślałem, to - podrywacz i nie myliłem się. Patrząc na reakcję dziewczyn, podobał im się. Zwróciłem wzrok w stronę Elly, nawet ona wpatrzona była w niego, jak w obrazek.- Od razu zaznaczę, że nie jestem żadnym profesorem, dlatego proszę, nie zwracajcie się tak do mnie. Rok temu skończyłem tę szkołę, więc można powiedzieć, że jestem Waszym rówieśnikiem. Mówcie mi Milo, po prostu Milo. - Patrzyłem na niego, w głowie licząc jego wiek. Wychodzi na to , że jest trzy lata starszy ode mnie... Ja mam dziewiętnaście, a on, a on dwadzieścia dwa. Jezu i on ma zamiar nas uczyć ?! - Jednak chcę zaznaczyć, że nie przyszedłem tutaj, abyście się obijali. To, że chce się z Wami spoufalić, nie oznacza, że będziecie się opieprzać. Jesteście w tej szkole po to, aby coś z niej wynieść i od każdego będę wymagał ciężkiej pacy i oddania cząstki siebie, abyśmy mogli stworzyć coś pięknego. Jasne ? - Gdy jego wzrok spoczął na mnie, skrzyżowałem ręce na piersi. Tym razem nie dam się speszyć. Nie pójdzie Ci ze mną tak łatwo... chłopcze. Usłyszałem pomruki kolegów, godzące się na warunki stalowego. On nadal mierzył mnie wzrokiem, po czym ponownie się zaśmiał i wstał z biurka. - Czy ktoś ma jakieś pytania ? - Jego czubki palców u rąk, połączyły się ze sobą, stukając delikatnie. W sali zapanowała cisza, nikt się nie odzywał. Ja sam stałem wpatrując się w jego sylwetkę, która przestępowała z nogi, na nogę. Czyżby się stresował ? Odwrócił się na chwilę , tak, że ujrzałem długi kucyk, spływający po jego plecach. Związany był granatową, małą kokardką. Na sam ten widok, uśmiechnąłem się do siebie. - Ok, widzę , że nie macie. - znowu przeczesał włosy. Jeśli to nie flirt, to nawyk, albo ma wszy. Dobra, o czym ja myślę, cofnij. - W takim razie, sprawdzę listę. - Wziął dziennik do ręki, otwierając odpowiednią stronę. Naskrobał w nim coś, po czym, po kolei, zaczął odczytywać nazwiska.
- Alan Barks.
- Jestem. - Milo uniósł głowę, kiwając mu lekko.
- Witaj. - uśmiechnął się przyjaźnie. Czytając kolejne nazwisko. - Victoria Balley. - Wysoka blondynka, z która prawie nigdy nie rozmawiałem, uśmiechnęła się do niego jednoznacznie, trzepocząc swoimi rzęsami i machając energicznie dłonią. Niektóre dziewczyny mnie powalają. Czasami zastanawia mnie, czy są aż tak głupie, czy naiwnie i nie znają tego świata. - Widzę koleżanka, bardzo pogodna, no dobrze, przejdźmy dalej. - Patrząc na jej minę, myślałem , że wybuchnę śmiechem. Widziałem go od jakiś piętnastu minut, a czułem , że ten chłopak nie raz rozłoży mnie na łopatki, nawet zaczynałem go lubić.
- Clarise Charpentier. - Bez zająknięcia się, przeczytał nazwisko naszej francuskiej koleżanki. Nieco mnie to zaintrygowało, gdyż jego akcent wydawał się być perfekcyjny, a imię i nazwisko wskazywałoby na to , że jest... włochem ?
- Jestem. - Uśmiechnęła się pogodnie. Była bardzo miłą dziewczyną, nigdy mnie nie drażniła swoim zachowaniem. Urodziła się we Francji, jednak jej rodzice przyjechali do  Stanów, w celach zarobkowych. Miała wtedy zaledwie osiem lat, dlatego władała biegle swoim językiem ojczystym, jak i amerykańskim.
- Widzę, że mamy koleżankę z Francji, miło mi Cię poznać, to jeden z moich ulubionych krajów. - Przyłożył dłoń do klatki piersiowej, opuszczając powoli głowę, jak gdyby kłaniając się jej. Nie wiem co ten koleś robi, ale zaczarował wszystkie dziewczyny w przeciągu chwili, jak i, patrząc na twarze facetów, zdobył ich poparcie.
- W takim razie bardzo mi miło. - Odparła, lekko się czerwieniąc.
Czekając na swoja kolej, oparłem się o niewielką skrzynię, na której zawsze siedziałem, co niezmiernie irytowało Panią Beatte. Kiedyś nawet powiedziała, że jeśli nie przestane na niej siadać, wyniesie mi ją i spali na rodzinnym ognisku. Jak widać, nie udało jej się to , a moja kochana skrzynia nadal stoi.
- Brendon Colonell. - odczytał kolejne nazwisko, ponownie siadając na biurku.
- Obecny. - odezwał się mój niedorobiony prześladowca. Gdy tylko go usłyszałem, przewróciłem oczami.
- O, ten który miał spierdalać. Witaj. - Granatowowłosy powiedział to, jakby nie zwracał uwagi na większe znaczenie tych słów. Musiałem zakryć sobie usta, aby nie zaśmiać się, widząc naburmuszoną minę osiłka. Już uwielbiam stalowego. Spróbowałem się uspokoić, gdy usłyszałem, że wyczytał Elly.
- Elly Crack. - Moja dziewczyna odpowiedziała jednym skinieniem głowy, jednak jej wzrok mówił mi wszystko. Kobiecy, uwodzicielski, jednak nie wulgarny, seksowny i nienachalny. Nakręciła kosmyk włosów na palec, opierając się wygodniej na krześle, na którym siedziała. Gdy założyła nogę na nogę, nie wytrzymałem i ponownie przewróciłem oczami. Przy nim i ja nabawię się nowego nawyku, w końcu moje gałki będą robiły obrót trzystu sześćdziesięciu stopni, za każdym razem, jak go zobaczę. Byłem pewien , że Milo zbyje ją jak inne, jednak ponownie mnie zadziwił. Przekrzywił lekko głowę, powoli przyglądając się jej. Wprost czułem jak bada każdy kawałek jej ciała, co nieco mnie rozdrażniło. - Witaj Elly. - przez jego męski głos, jeszcze bardziej się zagotowałem. A na domiar złego Elly była w siódmym niebie. Czy ja wspominałem cokolwiek o tym , że go lubię? Pomyłka ! Już go nie znoszę ! Podrywacz pieprzony!- Gdy skończył przyglądać się mojej dziewczynie, no właśnie mojej... wrócił do listy.
- Nathaniel Darkone.
- Jestem. -odparłem krótko, nie chcąc wdawać się z nim w żadne konwersację. Milo jednak widocznie nie chciał dać za wygraną.
- Jednak się doczekałem, to Ty, a więc Nathaniel... Nathaniel Darkone. Ciekawy, tajemniczy i jak myślę nie do zniesienia. - mierzył mnie wzrokiem, jego dłoń znów powędrowała do granatowej czupryny. Co on ma z tymi włosami !? Zaczesał spadający kosmyk za ucho, przyglądając mi się badawczo.
- Do zniesienia. Dla wybranych. - odparłem , bacznie mu się przyglądając. Widocznie nie spodziewał się takiej odpowiedzi, gdyż uniósł brwi, stukając palcami w dziennik.
- Czy pozwolisz mi być Twoim wybranym ? - Ja nie spodziewałem się za to takiego pytania. Poruszyłem się, odchrząkując.
- Wybranych, nie można ogłaszać, ich się czuję. - odparłem, brnąc w tą dziwną rozmowę. Widziałem uśmiech na jego ustach. Nie potrafiłem jednak zrozumieć jego gry, był miły? Podrywał? Flirtował ? Dziewczyny do niego wzdychały, to jedyna rzecz, którą wiedziałem na pewno.

1 komentarz: