czwartek, 28 lutego 2013

21.L'enseignement


  Witam, witam. Nadchodzi nowa notka, z którą miałam małe problemy. Tak, wszyscy kochamy onet... Miała być dłuższa, ale z powodu, że połowa mi się skasowała i musiałam ją pisać ponownie, zakończyłam w takim, a nie innym momencie. Do tego część jest napisana inną czcionką, a część inną. Nie mogę tego zmienić, z góry przepraszam.
   Cieszę się bardzo, że czytacie wstępy, nigdy nie oprę się , żeby jakiegoś nie napisać ; P.
Niezmiernie drażni mnie fakt, że jestem chora i najchętniej nie wychodziłabym z łóżka, ale są też plusy, otóż w końcu coś napisałam.
   Przechodzę chyba kryzys, bo coraz mniej podobają mi się te rozdziały i coraz ciężej mi się je piszę, miejmy nadzieję, ze to etap przejściowy.

  Koi - Nie martw się nie posłuchałam ludzi, wszystko jest zaplanowane. Wszystko po to, aby pokazać całkowite zagubienie Nath'a. Reszta wyjaśni się później ; ). Co do ilości rozdziałów. Nie jesteśmy nawet w połowie. Myślę , że najlepszym wyjściem, będzie rozdzielenie opowiadania na dwie części. Wtedy w przerwie między pierwszą, a drugą , skończyłabym NTB. Nawet jeśli tak zrobię, to myślę, że z tą częścią jeszcze trochę się pomęczymy ; ). Oczywiście, że Twój komentarz mnie nie uraził, nie lubię ślepego słodzenia, wolę prawdę :*
  
 Witaj sweet-love-yaoi , dziękuję za adres bloga ; ).

 
Pewna część została napisana celowo i z premedytacją. Osoby, które przeczytają tę notkę, będą wiedziały, że to o nie chodzi. Tym samym dedykuję ten rozdział moim Sisters i dziękuję, że tak pięknie komentują moje wypociny. :P Love ya i serduszking <3

   Zapraszam ; )
_______________________________________________________________
  

 
- Mamoooo, na prawdę wszystko jest w porządku. - Od kiedy moja rodzicielka wróciła do domu, na każdym kroku musiałem ją zapewniać, że oby na pewno nic mi nie jest. Na prawdę czułem się doskonale, jak gdyby zdarzenie z przed kilku dni, wcale nie miało miejsca. Usiadłem na krześle w kuchni, czekając na obiad. Wspólne posiłki nie były w naszej rodzinie normą, a ja czułem się niemal dziwnie, za każdym razem, jak zasiadaliśmy przy wspólnym stole.
 
Przyjemne zapachy unosiły się w pomieszczeniu. Przez ostatnie dni poczułem, że w końcu odpoczywam. Przestałem narzekać na nudę i zacząłem cieszyć się wolnym czasem, mimo że, spędzałem go sam. Milo nadal się do mnie nie odzywał, a ja bałem się zrobić pierwszy krok. Ciężko było mi przyznać się przed sobą, że tęsknie za nim niemiłosiernie. Chciałbym go w końcu zobaczyć, porozmawiać z nim i wtulić się w jego klatkę piersiową, kiedy to czułem się tak bezpiecznie.
- O czym tak myślisz ? - mama stanęła na przeciwko mnie, z garnkiem w reku, w którym energicznie coś mieszała. Spojrzałem na nią i wzruszyłem ramionami. - Coś się stało? - dopytywała się.
- Nie.. nic. - odparłem, wygodniej usadzając się na krześle.
- Może tęsknisz za Elly, co? - uśmiechnęła się ponownie, a ja mimowolnie przewróciłem oczami. Ona chyba nigdy nie da sobie z tym spokoju. Ciągle tylko Elly, Elly, Elly. Czasami miałem nawet ochotę powiedzieć jej, że moje upodobania seksualne nieco się zmieniły w ostatnim czasie. Wtedy, przed moimi oczami, stawał obraz, jak mama upuszcza garnek, robi się
sino- zielona i krzyczy, żeby tata do niej natychmiast przyszedł. Później wywiązuje się wielka awantura, a ja zostaje wyrzucony na bruk. Jednak wolałabym tego uniknąć, dlatego żyję w kłamstwie.
- Mamo, nie kocham Elly, tak jak Ty byś tego chciała i nie będę jej kochał. Przyjaźnimy się i cieszy mnie to, dlatego przestań już o niej mówić.
- A może masz kogoś innego ? - zapytała. Przysięgam, ta kobieta nigdy nie daje za wygraną.
- Możliwe, że nad tym pracuję. - powiedziałem, zanim zdążyłem się zastanowić. Widząc jej minę, która wskazywała na wielką radość, skarciłem się w myślach, za mój długi język.
- Ojej ! Może zaprosisz ją kiedyś do nas !? Chciałabym poznać Twoją nową dziewczynę ! - jej entuzjazm przyprawił mnie o dreszcze. Gdyby tylko wiedziała...
- Mamo! - ukryłem twarz w dłoniach. - Przestań. - wymamrotałem. Już chyba wolałem jak ich nie było, miałem chociaż święty spokój.
- Synku, ja się po prostu cieszę Twoim szczęściem, nie ta, to inna. - Albo inny, dodałem w myślach.

- Kiedy będzie ten obiad ? - westchnąłem z rezygnacją, chcąc jak najszybciej zmienić temat.

  *  *  *

  Rodzice, nadal martwiąc się o moje zdrowie, dali mi cały weekend wolny. Nie ukrywam, że bardzo mnie to ucieszyło. Przerwa od papierów, Barbary i całej tej firmy, dobrze mi zrobi. Nie chcąc już dłużej zalegać w domu, postanowiłem wyciągnąć Darena na imprezę. Już dawno nigdzie nie byłem, a trochę rozrywki, każdemu dobrze zrobi. Namawianie go na to wyjście, nie było tak proste, jak mogłoby się wydawać. Musiałem się sporo napracować , żebym teraz mógł iść z nim ramie w ramię, po nowojorskiej ulicy.

- Możesz mi chociaż powiedzieć, gdzie idziemy ? - Westchnąłem. Przez odcinek drogi jaki przebyliśmy, zachowywał się niczym Osioł ze Shreka. Cały czas pytał tylko "Daleko jeszcze?", "Dokąd idziemy?", "Daleko jeszcze?". Miałem ochotę zdzielić go w ten zgrabny tyłek, żeby chociaż przez chwilę mieć spokój.
- Do Splash. - Powiedziałem ze zrezygnowaniem. Daren zatrzymał się nagle i parsknął śmiechem. Spojrzałem się na niego, unosząc jedną z brwi. On nadal uśmiechał się szeroko, mierząc mnie wzrokiem.
- Co się śmiejesz ?
- Ty wiesz co to za klub? - zapytał.
- No tak, to gay club. - wyjaśniłem, wzruszając ramionami. - Czas się pogodzić ze swoją seksualnością, nie sądzisz? - Specjalnie szukałem takiego klubu w internecie. Nigdy nie byłem w takim miejscu, miałem ochotę na spróbowanie czegoś nowego. Co prawda przez ostatnie kilka miesięcy osiemdziesiąt procent rzeczy, które robiłem, była dla mnie nowa. Widocznie stałem się pasjonatem nowości, a do tego , zaczynało mi się to podobać.
- Okeeej... Zobaczymy czy Ci się spodoba. - ruszyliśmy.
- A Ty tam byłeś ?
- Nie raz. To jeden z moich ulubionych klubów. Do tego nie będzie problemów z alkoholem, znam właściciela. - mrugnął ,a ja coraz bardziej uświadamiałem sobie, że wcale tak dużo o nim nie wiem. Kiedyś miałem go za odludka, który jest tak zamknięty w sobie, że jedyną osobą, z którą rozmawia, jestem ja. Rzeczywistość jest brutalna, a on dawał mi tego świadectwo. Daren nie był tylko moim Darenem. Miał swoje życie... Życie, o którym ja nie miałem zielonego pojęcia. Mimo to, cieszyłem się, że postanowił powiedzieć mi prawdę o swojej orientacji. Szkoda, że zdecydował się na to tak późno, ale i tak byłem mu wdzięczny za zaufanie.
  Mniej więcej godzinę zajęło nam dojście do klubu. W końcu, zatrzymaliśmy się przed niedużymi drzwiami, przy których stało trzech ochroniarzy, którzy brakiem masy mięśniowej nie grzeszyli. Miejsce nie było szczególnie oznaczone, gdyby nie numer budynku i trzech uroczych panów, nie zorientowałbym się, że to tu jest wejście.
- Siema. - zagadnął największy z nich. Jego twarz poorana była śladami po ospie i wągrach. Nie sprawiał miłego wrażenia, ale mój przyjaciel widocznie się tym nie przejmował.
- Cześć. - odparł i uścisnął mu dłoń.
- Dawno Cię tu nie było.
- Można powiedzieć, że przystopowałem z imprezami. - Daren przystopował z imprezami? Czy ja dobrze słyszałem ? Daren i imprezy? Zdecydowanie nie wiem o nim wszystkiego i przypuszczam, że jeszcze nie raz mnie zaskoczy.
- Związany? - ochroniarz spojrzał na mnie i zacmokał kilka razy. Wszyscy, łącznie z czarnowłosym spojrzeli na mnie. Poczułem się jak obiekt na wystawie, z tą różnicą, że byłem żywy, a ich wzrok nieco mnie krępował.
- Niee. Przyjaciel. - zagryzłem wargę i miałem nadzieję, że w końcu wejdziemy. Miałem ochotę po kryjomu szturchnąć Darena, dając mu znać, że chce już stąd zniknąć. Na szczęście bramkarz mnie wyprzedził.
- Dobra wchodźcie, bo mały się niecierpliwi. - skrzywiłem się, słysząc to określenie, jednak ruszyłem przodem, chcąc jak najszybciej znaleźć się w środku.
   Weszliśmy w ciemny korytarz, z oddali słychać było dudniące dźwięki muzyki. Nie czując się zbyt pewnie, złapałem przyjaciela za rękę. Po pokonaniu niewielkiego odcinka drogi, stanęliśmy przed niewielkim napisem "Szatnia". Oddaliśmy rzeczy i ponownie ruszyliśmy ciemnym korytarzem.
- Lubią ciemność i ciasnotę. - zaśmiałem się cicho.
- Spokojnie, zaraz się to zmieni. - Tak też się stało. Gdy przedostaliśmy się na drugą stronę ciężkiej kotary, miejsce nabrało barw. Liczne światła i lasery mieszały się ze sobą, tworząc zgraną harmonię. Głośna muzyka dźwięczała w uszach, a parkiet niemal w całości zapełniony był gośćmi. Większość z nich stanowili mężczyźni, niektórzy nieśmiali, delikatnie podrygujący do rytmu, a inni zupełnie odmienni, roznegliżowani i emanujący seksapilem. Rozglądałem się, zauważając coraz to nowsze szczegóły. Weszliśmy w głąb, moje oczy rozszerzyły się do sporych rozmiarów, a usta uchyliły w bezwarunkowym odruchu. Na okrągłych podwyższeniach, tańczyli prawie nadzy mężczyźni, wijąc się i wdzięcząc do zgromadzonych pod nimi ludźmi. Ich gładkie, nagie torsy skrywały sporych rozmiarów mięśnie, które spinały się przy każdym ruchu.
  Poczułem jak ktoś dotyka mojego podbródka. Otrząsnąłem się z chwilowego letargu i spojrzałem nieprzytomnie na Darena, który przymknął moją, nadal otwartą, buzię.
- Wiedziałem, że tak zareagujesz. Ale buźkę zamknij, radzę. - zaśmiał się i złapał moją dłoń, ciągnąc nas w stronę baru, gdzie usiedliśmy. Moje oczy nadal błądziły, wyłapując z tłumu, coraz to ciekawsze postacie. Starałem się nie patrzeć na tancerzy. Co prawda, stawałem się coraz bardziej otwarty na nowe doświadczenia i taki widok, był miły dla oka, jednakże nie miałem odwagi przyglądać się im w miejscu publicznym.
   Zamawialiśmy drink po drinku, a ja czułem się coraz weselszy i mniej skrępowany. Z Darenem cały czas ktoś przelotnie się witał, a mnie obserwowano, nie odważając się jednak podejść. Przyglądałem się wszystkim i wszystkiemu, nie dowierzając, że zainicjowałem przyjście tutaj. Nie powiedziałbym, że to miejsce nie przypadło mi do gustu, ale widok tylu homoseksualnych par, była dla mnie niemałym szokiem. Ich wzajemny dotyk, uściski i pocałunki. Uśmiechałem się co i raz, widząc jaką radością promieniują osoby mnie otaczające. Upiłem łyk zimnego drinka, świat w mojej głowie zawirował.
- Daaaareeeen ! - jakaś długowłosa blondynka krzyknęła głośno, od razu spojrzałem w jej stronę. Podbiegła do chłopaka i rzuciła się mu na szyję. - Ale dawno Cię nie widziałam!
- No tak, jakoś przestałem tu chodzić. Dzisiaj wpadłem z przyjacielem. - Dziewczyna spojrzała na mnie, przymrużając oczy.
- Ahhh więc nasz piękny nowy jest Twoim przyjacielem. No, no. Połowa klubu Ci się przygląda. - zacmokała i rzuciła mi się na szyję, a ja nawet nie zdążyłem nic powiedzieć, gdy oderwała się ode mnie i podała dłoń, przedstawiając się.
- Rina.
- Nath. - uścisnąłem jej dłoń. Sprawiała wrażenie bardzo sympatycznej, ale nieco szalonej dziewczyny. Jej duże, ciemne oczy ściągały uwagę. Musiałem przyznać, że była bardzo ładna, jednak nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby ją podrywać. Widocznie mój biseksualizm staje się silnie wyparty, a moje upodobania skłaniają się w stronę mężczyzn.
- A więc połowa klubu powiadasz? - zagadnąłem ją, upiła łyk piwa Darena i kiwnęła żwawo głowa.
- A no. Nawet Victor ma na Ciebie oko. - Daren kaszlnął cicho i odstawił swoje piwo.
- Weź o nim nie wspominaj. - Dziewczyna zaśmiała się pogodnie i zamrugała do czarnowłosego.
- Oj nie mów, że już Ci się nie podoba nasza gwiazda. - chłopak skrzywił się i przewrócił oczami. Patrzyłem na ich wymianę zdań, zupełnie nic nie rozumiejąc. Rina, jakby czytając w moich myślach, wyjaśniła mi kim owy Victor jest.
- Wiesz, Victor to nasza Splashowa gwiazda. Daren się w nim kiedyś podkochiwał, no ale niestety.... - westchnęła teatralnie, wnosząc ręce ku górze. - Victorek tylko raz się w kogoś spuszcza.
- Spieprzaj Rina. - warknięcie obok mnie utrzymało mnie w przekonaniu, że to świeża sprawa, a znając Darena, nie będzie chciał ciągnąć tej rozmowy.
- Okej, okej, słuchajcie. Chcę zatańczyć! - zmieniłem temat i zeskoczyłem z wysokiego stołka barowego, zachwiałem się trochę. Sam nie wiedziałem czy to wpływ alkoholu, czy może tego, że tak długo siedziałem.
- Wooohoo ! Idziemy na parkiet! - głośny krzyk Riny rozniósł się wokół nas. Siłą przepchnęliśmy się na środek sali. Zacząłem kołysać biodrami w rytm muzyki , co i raz uśmiechając się do Darena i Riny, która wirowała między nami. Ta chwila przypomniała mi, jak w czasach liceum lubiłem chodzić na imprezy. Taniec wyzwalał ze mnie duże pokłady energii, która od pewnego czasu skumulowała się we mnie. Od kiedy poznałem Elly i związałem się z nią, tworząc stały związek, przestaliśmy oddawać się takim przyjemnością. Sam nie potrafiłem wytłumaczyć dlaczego tak się stało. Zarówna ona jak i ja, mieliśmy podobne upodobania i nic nie stało na przeszkodzie, żeby czasami wyjść z domu i trochę się rozerwać. Mimo to, nie wychodziliśmy, a dopiero teraz czułem, jak bardzo mi tego brakowało.
  Jedna z piosenek skończyła się, a z głośników wydobyły się pierwsze dźwięki Moves Like Jagger, całą salę wypełniły wzmożone okrzyki. Rina podskakiwała obok nas, śpiewając w niebogłosy. Jej entuzjazm w połączeniu z tą piosenką, wpłynął na mnie silnie, aż w końcu sam zacząłem wariować, kręcąc biodrami i śpiewając najgłośniej, jak się dało.

Take me by the tongue, And I'll know You
Kiss Me 'till You're drunk, And I'll show You
All the moves like jagger
I've got the moves like Jagger
I've got the moooooves like Jagger
I don't need to try, to control You
look into my eyes, and I'll own You
with them moves like Jagger
I've got the moves like Jagger
I've got the moooooves like Jagger

  Pomimo naszych donośnych głosów, nie przebiliśmy się przez siłę ogromnych głośników, jednak nie przeszkodziło nam to w kontynuacji. Zbliżyłem się do Darena, tak abyśmy niemal stykali się czołami i zacząłem śpiewać.
- You wanna know, How to make me smile
Take control,
Own Me just for the night - Zaśmiał się i ułożył dłonie na moich biodrach, nie oddalając się ani na centymetr.
- And if I share my secret,
You're gonna have to keep it
Nobody else can see this,
So watch and learn,
I won't show You twice
Head to toe, oooh baby rub me right - Pokręcił głową, a jego oczy na chwilę podążyły ku górze, aby za chwilę znów spotkać się z moimi.
- But if I share my secret, You're gonna have to keep it
Nobody else can see this ! - zarzuciłem mu ręce na szyję. Nasze ciała splotły się w rytmicznym tańcu.
- Take me by the tongue, And I'll know You. - wydobyło się z jego ust, a brwi uniosły się kilka razy energicznie do góry. Nie mogłem powstrzymać się przed gromkim śmiechem, który i tak został zagłuszony. Spojrzałem na jego rozpromienioną twarz, a moja silna wola odeszła w niepamięć. Przyciągnąłem go do siebie i złączyłem nasze usta w żarliwym pocałunku. Naparłem na niego, nie przestając wić się w rytm muzyki. Poczułem jak jego dłonie sunął wzdłuż moich pleców. Na moje poliki wkradł się zdradziecki rumieniec, który palił niemiłosiernie.Wszystko przez jego język, który tak gorliwie oddawał pocałunek. Gdy piosenka się skończyła, oderwał się ode mnie z cichym cmoknięciem, a na naszych ustach zawitał szeroki uśmiech.
- No, no, a podobno to tylko przyjaciel! - krzyknęła mi do do ucha Rina, która cały czas tańczyła blisko nas.
- Bo tak jest. Powiedzmy, że mam kogoś.- odparłem i pociągnąłem ich w stronę baru. Na parkiecie było bardzo duszno, a moja luźna bluzka, prawie że przykleiła mi się do pleców. Zamówiliśmy kolejne drinki, nie chciałem nawet myśleć, jak będę czuł się jutro. Cieszyło mnie jedynie to, że nie muszę iść do pracy, a do tego rodzice znowu wyjechali, więc nie będą musieli oglądać mnie w stanie nieważkości.
  Zobaczyłem, jak w naszym kierunku zmierza nieznany mi mężczyzna. Był wysoki i szczupły. W ręku trzymał papierosa, a jego zmierzwione włosy, przykrywały nieco oczy. Stanął na przeciwko mnie i wypuścił z ust dym, który owiał moją twarz. Przymknąłem oczy, nie chcąc, aby biały obłok dostał się do nich.
- Witaj. - jego głos rozbrzmiał tuż przy mojej twarzy.
- Victor, ogarnij się i nie strasz młodego. - Rina szturchnęła go w ramie, a on nawet na nią nie spojrzał, jednak odsunął się trochę.
- Rina, chciałem tylko zatańczyć. - odparł, nadal mierząc mnie wzrokiem. Daren prychnął donośnie, a na twarzy przybysza pojawił się nikły uśmiech.
- Victor. - podał mi dłoń, uścisnąłem ją.
- Nathaniel. - Musiałem przyznać, że był przystojny, ale poza wyglądem kryło się w nim coś więcej, coś czego nie dało odkryć się na pierwszy rzut oka, było niepokojące i nasuwające na myśl wiele pytań.
- To jak będzie, zatańczysz?
- Czemu nie. - zaśmiałem się, ponownie schodząc z krzesła, potknąłem się, a Rina uratowała mnie przed upadkiem.
- Woah, młody! Nie pijesz już. - prychnąłem w odpowiedzi i podałem dłoń Victorovi, kierując się z nim na parkiet.
- Victor, on kogoś ma! Pamiętaj ! - Krzyknął za nami Daren. Nie wiedzieć czemu, odkrzyknąłem:
- Nie mam Daren, nie mam...
 
Blondyn przyciągnął mnie od razu do siebie, nie pozostawiając odrobiny przestrzeni między nami. Przylgnąłem do niego, nie mając wyboru i zacząłem poruszać się w takt muzyki. Był dobrym tancerzem, od razu dało się to wyczuć. Jego ciało falowało i wyginało się pod każdym możliwym kątem. Położył dłonie na moich lędźwiach i zaczął je delikatnie masować. Pod wpływem chwili zarzuciłem nogę na jego biodro i wygiąłem się do tyłu. Jedna z jego dłoni, znaczyła szlak na moim wypiętym torsie. Powróciłem do pionu, śmiejąc się. W mojej głowie zawirowało, dlatego wtuliłem się w zagłębienie jego szyi.
- Patrzę na Ciebie już od kilku godzin. - moje ucho owiał gorący oddech blondyna.
- Co Ty nie powiesz. - spojrzałem na niego i zagryzłem wargę, lustrując jego twarz.
- Yhm. - zaczął pchać mnie lekko w tył, aż w końcu moje łydki dotknęły czegoś miękkiego, co okazało się kanapą, na która upadłem. Victor przyglądał mi się chwilę, a następnie usiadł okrakiem na moich udach. Po raz kolejny tego wieczoru zaśmiałem się głośno
. Jednoznaczność jego gestów, zwalała mnie z nóg. Trącił mój nos swoim, po czym cmoknął moje usta. Westchnąłem mimowolnie, widocznie odebrał to jako zaproszenie, gdyż ponownie mnie pocałował. Tym razem bardziej zachłannie. Jego usta były zupełne inne niż te Darena, a także tak różne od ust Milo, które zawsze czarowały swoim chłodem, moje ulubione… lekko nawilżone, tak uroczo zaróżowione po naszych pocałunkach. Jego zapach, który za każdym razem władał moim umysłem. Ten uśmiech, uwydatniający zaostrzone kły, które dodawały mu drapieżności. Długie, postrzępione włosy, w których uwielbiałem zatapiać palce…
   Poczułem dłonie wkradające się pod moją bluzkę.
- Będzie nam cudownie. –  Jego słowa potrząsnęły mną na tyle, że odepchnąłem go od siebie. Przyjemny obraz  Milo, zastąpiła zdezorientowana twarz Victora.
- Nie.. –powiedziałem i spróbowałem wstać.
- C-co? A…ale jak to ? – zapytał, nadal siedząc na moich udach.
- Ttak to. Odsuuuuń sien. – warknąłem lekko sepleniąc i zmierzyłem go mrożącym spojrzeniem.  Otworzył usta, ale nie powiedział nic. Wstał ze mnie i pozwolił mi odejść. Widocznie był w zbyt dużym szoku. Czyżbym był pierwszym, który mu odmówił?
   Zataczając się, doszedłem do drzwi i czym prędzej opuściłem lokal. Nie miałem nawet ochoty iść po Darena, czy tez żegnać się z Riną. W głowie nadal dudniła mi muzyka, a myśli kołowały, nie pozwalając się zatrzymać. Przeszedłem na drugą stronę ulicy i rozejrzałem się mało przytomnie. Gdy w końcu rozpoznałem drogę, ruszyłem w kierunku domu.Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na zegarek. Była druga w nocy. Zaczynało się robić zimno. W duchu przeklinałem się za to, że nie wziąłem swojej bluzy z szatni. Miałem na sobie jedynie cienkie, całkiem podziurawione rurki i bluzkę na ramiączka, sięgającą połowy ud, która odsłaniała całe ramiona i część żeber.Objąłem się rękoma i potknąłem o wystający kawałek chodnika. Na szczęście utrzymałem równowagę i ruszyłem w dalszą drogę. Czasami powinienem się karać za swoje decyzje. Szczególnie za te, które były wyjątkowo bezmyślne. Usłyszałem jak obok mnie zwalnia samochód. Zacisnąłem zęby, błagając w duchu, żebym znowu nie zrobił niczego głupiego.
- Hej kotku.– damski głos zadźwięczał mi w uszach. Odetchnąłem z ulgą, dziękując niebiosom, że to nie banda pijanych facetów.
- Hej. –odparłem, nie patrząc na nią. Wolałem skupić się na prostej drodze, co nie było wcale takie proste.
- Może Cię podwieźć słodki, widzę, że prosto z imprezy.  – zaszczebiotała,  a kilka innych głosów się zaśmiało. Oh czyżby banda szalonych klubowiczek?
- Nie, dzięki. – opatuliłem się szczelniej rękoma.
- Oj kocie, no nie daj się prosić. – zaśmiała się.
- Nie serio, nie. – Miałem nadzieję, że w końcu dadzą mi spokój i odjadą. Nie czułem się już tak bardzo pijany. Świeże i zimne powietrze nieco mnie otrzeźwiło, jednak w głowie pozostał nieznośny szum i małe zawirowania.
- Oh, jak chcesz. – Samochód ruszył z piskiem opon, a ja mogłem poczuć się bezpieczny. Niemal jęknąłem , jak pomyślałem ile drogi do domu jeszcze mi zostało. Ruszyłem przed siebie, mając nadzieję, ze żadna przygoda mnie już nie spotka.  Jak na złość, ponownie ktoś zaczął zwalniać. Przyspieszyłem, drżąc z zimna.Gdy usłyszałem charakterystyczne odsuwanie szyby, zaczęło mi się zbierać na płacz.
- Nath? – serce zabiło mi szybciej, odwróciłem głowę w stronę samochodu. Milo patrzył na mnie zdziwiony, jakby niedowierzając , że ja, to aby na pewno ja.
- Co Ty tu robisz? – zapytałem cicho, nie mając siły na nic bardziej produktywnego.
- To raczej ja powinien zapytać o to Ciebie… Wsiadaj. Zawiozę Cię do domu.– odwróciłem się i zacząłem iść przed siebie.
- Dzięki, poradzę sobie. – Nie pierwszy i nie ostatni raz pokazałem swoje zdolności masochistyczne. Na leczenie było już za późno. Wolałem dręczyć się i męczyć, żyjąc w swojej skórze i podejmować decyzję, za które każdy najchętniej by mnie trzepnął w głowę.
- Przestań i wsiądź natychmiast. Zmarzniesz.
- Nie bo mnie nie znosisz.
Zatrzymał samochód i wysiadł z niego, nagle znajdując się tuż przy mnie. Zarzucił na mnie swoją bluzę. Spojrzałem na niego i niemal zagryzłem wargę. Zdecydowanie nie powinienem się do niego zbliżać. Odetchnąłem głęboko,gdy dotknął ręką mojej twarzy.
- O czym Ty mówisz... Jak mógłbym Cię nie znosić? - zapytał i zaczął wodzić dłonią po moim poliku, który znacznie się zaczerwienił.
- Mam Cię zanieść, czy sam wsiądziesz? – zapytał, nie mogąc znieść jego spojrzenia,spuściłem wzrok i bez słowa obszedłem samochód, wsiadając od strony pasażera.Milo dołączył do mnie. Zapalił silnik i ruszyliśmy.
  Jechaliśmy w ciszy, nie zamieniając ze sobą ani jednego słowa. Zaczęło mi się robić bardzo gorąco. Za gorąco, jak na panujące tutaj warunki. Zrzuciłem z ramion jego bluzę i przytuliłem się do chłodnej szyby. Gdy to nie pomogło, otworzyłem usta i zacząłem wdychać powietrze.  Zamknąłem oczy, mając nadzieję, że poczuje się lepiej. Niestety naszły mnie mdłości. Samochód cały czas zakręcał, a ja miałem ochotę z niego wyskoczyć i położyć się na chłodnym,stabilnym asfalcie.
- Stój. Rzygać będę… - wymamrotałem. Na szczęście Milo mnie usłyszał,stanął gwałtownie, a ja zdążyłem tylko otworzyć drzwi. Cała mieszanka drinków znalazła się na betonie. Silne szarpanie ogarnęło moje ciało, kolejna porcja alkoholu pojawiła się na wolności. Dłoń granatowowłosego gładziła uspokajająco moje plecy. Odetchnąłem kilka razy i wyprostowałem się.
- Trzymaj. – usłyszałem obok siebie, a przed oczami ukazała mi się butelka wody i chusteczki. Ten człowiek był Aniołem. Przepłukałem usta i obmyłem twarz. Zamknąłem drzwi samochodu i zapiąłem pasy.
- Dziękuję. - uśmiechnąłem się do niego blado, a on odwzajemnił uśmiech, ściskając moją dłoń. Zamknąłem oczy i niemal od razu pogrążyłem się we śnie. Powinienem dziękować światu za Anioła, który stanął na mojej drodze.

Rina


 

Victor
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz