środa, 4 września 2013

16.L'enseignement


 
Kochani, bez zbędnych wstępów, zapraszam na nową notkę. Wyszła całkiem długa i mam nadzieję, że się Wam spodoba. Pozdrawiam i zapraszam do czytania ; ) !

 Witam Yaoistka^^

 Dziękuję za komentarze ; ).
______________________________________________


- Synku, w poniedziałek po szkole, jedziesz do babci. Ostatnio dzwoniła i pytała o Ciebie. Nie miałam za bardzo czasu z nią porozmawiać, ale tęskni. - niedzielne popołudnie niezmiernie mi się dłużyło. Siedziałem za biurkiem, od czasu do czasu wykonując polecenia mamy, albo pomagając Barbarze. Tak, wiem.. to dziwne. Ja i pomoc Barbarze..
Kiwnąłem głową, na znak, że zrozumiałem.
- Jedziesz z Elly ? - zapytała jeszcze, a ja podniosłem wzrok z nad laptopa.
- Nie... pojadę sam. - odparłem. Nie powiedziałem jeszcze , że nie jestem już z Elly, zresztą nie miałem powodów , żeby zwierzać się rodzicom, mieli ważniejsze rzeczy na głowie. Mama pokiwała głową, po czym wróciła do pracy. Westchnąłem, nie wiedząc co ze sobą począć. Wszystko już zrobiłem, dlatego podłączyłem słuchawki do laptopa i włączyłem mojego nowego idola.
Głos Sally'ego docierał do każdego zakamarka mojego ciała. Roznosił się, niczym najmilsza melodia, dla mojego ucha.
Niestety chwila upojenia nie mogła trwać długo, gdyż ktoś z wielkim hukiem otworzył drzwi i wpadł do środka. Zdjąłem słuchawki i pytająco popatrzyłem na blondynkę.
- Słoooonkooo, zastąpisz mnie na chwilkę ? Jest wyprzedaż w sklepie na przeciwko, a ja już upatrzyłam sobie taką sukienkę... - spojrzałem na Barbarę spode łba. - Prooooszę! - zawyła, a jej jęk odbił się nieprzyjemnie od ścian.
- Niech Ci będzie, tylko przestań wyć. - przewróciłem oczami. Wstałem i poszliśmy razem na jej stanowisko. Oczywiście nie mogła mnie, niby przypadkowo, dotknąć. Barbara urzędowała przy samym wejściu. To przez nią musieli przedrzeć się klienci. Ona odbierała najważniejsze telefony i kierowała mniej ważnymi osobami. W końcu była sekretarką, vel prawą ręką mojego ojca. Ciekawe co jeszcze z tą ręką robiła... Wolałem o tym nie myśleć, gdyż moje wnętrzności by tego nie wytrzymały.
- Dobrze, tu masz telefon. Odbierasz wszystkie, tylko nie odchodź za daleko, bo Twój ojciec mnie zabije, jak pominiesz coś ważnego. Jeśli ktoś przyjdzie, pytasz do kogo, po co, czy był umówiony. Jeśli wszystko się zgodzi, kierujesz klienta w odpowiednie miejsce. - instruowała mnie, a ja już zasiadłem w wygodnym fotelu. Powiem , że całkiem ładnie tu miała, czysto i schludnie. Może nie chciałbym się zamienić, gdyż nie był to pokój zamknięty, a otwarta przestrzeń, niczym recepcja, ale nie wypadało narzekać.
- Barbara... idziesz na chwilę, nie wyjeżdżasz na miesiąc... poradzę sobie. - uśmiechnęła się szeroko i pogłaskała mnie po głowie. Odtrąciłem jej rękę i spojrzałem z chęcią mordu. Nie znosiłem jak mnie dotykała, chociażby jednym palcem. Czułem wtedy, że zaraz coś wywinie, a jej głowa, niby przypadkiem, znajdzie się między moimi nogami.
- Dobrze, dobrze. To ja lecę. Do zobaczenia. - pożegnała się i jak huragan wybiegła z biura.
Rozejrzałem się wokół siebie.
- Cholera. - dopiero teraz zauważyłem, że zostawiłem na biurku laptopa. Miałem jednak nadzieję, że zakupy Barbary nie potrwają długo.
 Minęła godzina od jej wyjścia. Odebrałem kilka mało ważnych telefonów, pokierowałem jakiegoś starszego pana do toalety i zrobiłem kawę jednej z pań z działu księgowości. Czułem się jak rasowa sekretarka i zaczęło mnie to nudzić. Taka praca nie była dla mnie życiowym powołaniem.  Rozsiadłem się znowu w fotelu, mając nadzieję, że przez chwilę nic nie będę musiał robić, niestety się myliłem. Drzwi wejściowe otworzyły się, a do środka weszła osoba, której bym się nie spodziewał. Nie, nie, nie to nie może być on, nie on... Nie na pewno to nie jest on.
Podszedł do mnie bezszelestnie i przywitał się skinieniem głowy.
- Dz-dzień dobry. - wstałem pośpiesznie, strącając z biurka kubek z kawa. - Cholera ! - podniosłem go szybko, a on patrzył na mnie, wzrokiem, który nie wyrażał żadnych emocji.
- Przyszedłem do Pana Darkone. - jego aksamitny głos dotarł do moich uszu. Tak.. to musiał być on. Był całkiem wysoki, chyba taki jak Daren. Miał długie fioletowawo - granatowe włosy, spięte w kucyk. Nienagannie ubrany, modnie, ale i elegancko. Wyglądał tak, jak na zdjęciach. Serce zabiło mi szybciej. Dopiero po chwili zorientowałem się, że stoję i gapię się na niego niczym ciele w malowane wrota. - Mam Ci dać autograf, jako przepustkę, czy w końcu się ruszysz i mnie wpuścisz ?- warknął nieprzyjemnie, a ja szerzej otworzyłem oczy. Tego się nie spodziewałem.
- T-tak.. t-ttak już. - zająknąłem się, przez co przeklnąłem w duchu. Na pewno wziął mnie za super ofermę... świetnie ! Wziąłem głęboki oddech i spróbowałem się pozbierać. - Był Pan umówiony ? - zapytałem już pewniej. Nie byłem przecież ciamajdą, więc dlaczego się tak zachowywałem ?
- Oczywiście , że byłem umówiony. A przez Ciebie za chwilę się spóźnię... - jego znudzony głos zaczynał mnie drażnić.
- W takim razie, proszę. Prosto i drzwi na końcu. Gabinet mojego ojca. - Uśmiechnąłem się przyjemnie, a w głębi duszy fascynacja nim, minęła mi w sekundę. Widocznie był zwykłym palantem. Spojrzał na mnie, swoim zimnym wzrokiem. prychnął, krzywiąc się nieco i skierował we wskazanym kierunku.
- Idiota. - skwitowałem. Po chwili , przypomniałem sobie, że zapomniałem uwzględnić go w księdze dzisiejszych klientów, dlatego otworzyłem ją i czarnym flamastrem napisałem : SALLI COEN.

  *  *  *
  Poniedziałek jak zwykle rozpoczynał się zajęciami z Milo. Przyszedłem do szkoły, nawet się nie spóźniłem. Połowa sali była już zapełniona. Rozłożyłem rzeczy na swoim miejscu i nie widząc jeszcze nauczyciela, zrobiłem sobie kawę z automatu i poszedłem do łazienki. Dotarłem na jej sam koniec i prawie że podskoczyłem ze strachu.
- Jezu ! - krzyknąłem, łapiąc się za serce.
- Prawie trafiłeś. - granatowowłosy uśmiechną się blado, tak zupełnie nie po swojemu. Spojrzałem na niego pytająco, on jedynie uciekł wzrokiem i zaciągnął się papierosem. Oparłem się o ścianę, na przeciwko niego.
- Stało się coś ? - zapytałem niepewnie, a on pokręcił jedynie głowa. zacisnąłem wargi. Był tak zupełnie niepodobny do siebie. Odległy i jakby.. smutny ? - Yhm.. Okej. - nie wiedziałem co mam zrobić, czy wyjść, czy zostać i spokojne dopić kawę. Czułem się niezręcznie. Zupełnie nie wiedziałem jak mam się zachować. Biegałem wzrokiem po ścianach i sączyłem gorącą kawę. On stał nieruchomo, od czasu do czasu, wypuszczając dym.
- Milo.. jesteś chory.. ? A może zmęczony ? - nie mogłem wytrzymać tej ciszy, po prostu nie byłbym sobą, gdybym stał tak i nic nie mówił, wiedząc , że coś mu się stało. Ponownie uśmiechnął się blado, nawet na mnie nie patrząc.
- Trochę tak... - miał zachrypnięty głos, wyglądał jak kupka nieszczęścia. Miałem wielką ochotę go przytulić, ale nie zebrałem się na odwagę.
- Trochę tak..? - pytałem ostrożnie, powoli, nie chcąc go wystraszyć.
- Trochę źle się czuje. - powiedział już pewniej. Pokiwałem głowa i wyrzuciłem pusty kubeczek, otuliłem się rękoma, mój sweter odsłaniający całe ramiona, nie był wcale taki ciepły. Chciałem już iść, ale jego głos mnie zatrzymał.
- Poczekaj.. mamy jeszcze jakieś dziesięć minut.
- Hmmm ? - zdziwiony, spojrzałem na niego. Uniósł wzrok, wyglądał na prawdę marnie.
- Nie chcę być tu sam. Zostań.. Proszę. - moje serce szybciej zabiło, a włosy na ciele nieco się zjeżyły. Jestem idiotą ! Co się ze mną dzieje ?! Powinienem wyjść, zwyczajnie wyjść ! Ale nie potrafię.. On wygląda na takiego smutnego... Podszedłem do niego powoli i wtuliłem się w jego klatkę piersiową, zadrgał. Widocznie nie spodziewał się takiego ruchu z mojej strony. Po chwili objął mnie i przycisnął do siebie. Był taki ciepły, a jego zapach... Uwielbiałem go, gdybym tylko wiedział na czym polegają nasze relację... Oddychał miarowo, jedną ręką przeczesując moje włosy.
- Wiesz...  jadę dzisiaj do babci po szkolę. Jeśli.. miałbyś trochę czasu.. to znaczy jeśli chcesz... może wybierzesz się ze mną ? - Mocniej wtuliłem twarz w jego bluzę. Bałem się. Bałem się tego , że mi odmówi i wyśmieje mnie. W końcu nie jestem dla niego tak ważną osobą, żeby jeździł ze mną do mojej rodziny.
- Pewnie , że chcę.
- Hymmm. - Rozszerzyłem oczy w zdziwieniu. Niemożliwe, że się zgodził, niemożliwe.. niemożliwe! Poczułem jak unosi mój podbródek. Spojrzałem na niego zaskoczony. Uśmiechnął się i pogładził mnie po policzku. Na mojej twarzy od razu pojawiły się pokaźnych rozmiarów wypieki. To nie było sprawiedliwe, że za każdym razem jak był blisko, czy mnie dotykał, moje ciało dawało tak pokaźne znaki !
- Dlaczego jesteś taki zdziwiony ?
- Eeeem. Wiesz.. Nie sądziłem , że się zgodzisz... Bo no... - plątałem się, chcąc spuścić głowę, jednak mi na to nie pozwolił.
- Eh. Chyba sam nie wiesz, jak chwile spędzone z Tobą mnie uszczęśliwiają... - powiedział, po czym złożył na moich ustach pocałunek. Subtelny, delikatny, taki, który nie miał nic wspólnego z  pożądaniem. Dawał ciepło, bezpieczeństwo... Przymknąłem oczy i lekko uchyliłem wargi, poczułem jego język. Nie śpieszył się, całował mnie powoli, leniwie. Serce waliło mi jak młotem, a twarz paliła niemiłosiernie. Dlaczego on musiał tak dobrze całować?! Zakończył pocałunek lekkim cmoknięciem. Dziękowałem niebiosom, że mnie nie puścił bo inaczej bym chyba upadł.
- Wiesz, mógłbym tu siedzieć z Tobą przed całe wieki.. ale chyba musimy iść na zajęcia. - jego głos wyrwał mnie z odębienia.
- T-tak, t-tak...
 Po tym co się stało, miałem jeszcze większy mętlik w głowie niż dotychczas. Do tej pory Milo zachowywał się jak typowy samiec. W skrócie, wszystko kierowało się w stronę tego, że chciał mnie przelecieć. W zasadzie to już to zrobił... Ale każde nasze zbliżenie, polegało na obmacywaniu mnie i namiętnym całowaniu. Nie żebym narzekał... nie , nie. Chodzi o to , że dopóki tak było, w miarę mogłem sobie wytłumaczyć jego intencję. Ale teraz.. Zwyczajnie w świecie mnie pocałował. Tak delikatnie.. Nie chcąc nic w zamian. Bez podtekstów... To jak mnie przytulał.. Może zwariowałem, oszalałem przez niego, ale wyczułem w tym głuchą potrzebę bliskości.. Zwyczajnego bycia w przy kimś, kontaktu. Oparcia się na kimś, ludzkiego ciepła. Coś musiało się stać. Na pewno , przecież dotychczas tak mnie nie traktował..
 Kiedy uświadomiłem sobie, że dotychczas byłem jego małą seks zabawką, zrobiło mi się nieco przykro. Nie chciałem do tego dopuścić. Jest pierwszym facetem, z którym się przespałem i nie powinien mnie tak traktować. Chciałem , znaczyć dla niego coś więcej. Chciałem, żeby pomimo ciała widział we mnie duszę.
 Gdy zajęcia dobiegły końca, zadzwoniłem do mamy i powiedziałem, że jadę do babci z kolegą. Inaczej przyjechałaby po mnie i mnie zawiozła, czego nie chciałem. Wolałem jechać z Milo.
- Musimy po drodze wstąpić do sklepu. - powiedział, gdy kierowaliśmy się do jego samochodu.
- Hmm ? Po co ? - zdziwiłem się i zająłem miejsce pasażera.
- No jak to ? Nie chcę odwiedzać Twojej babci z pustymi rekami.. - wyglądał lepiej niż rano, co prawda nie powrócił całkowicie do swojego stanu , ale nie był już zoombiakiem.
- Nie musisz nic kupować, daj spokój...
- Ale chcę. - odpalił samochód i wyruszyliśmy.
- To miłe z Twojej strony. Elly zawsze zapominała o tym , a mi głupio było za każdym razem ja upominać.
- Hmm.. A dlaczego teraz z nią nie pojedziesz do babci ? - Zupełnie zapomniałem, że on nic nie wiedział o moim zerwaniu.
- Eee, bo już nie jesteśmy razem. - Może to dziwnie zabrzmiało. W końcu z Milo też nie byłem, a jednak zabierałem go właśnie do babci. Oderwał na chwilę wzrok od drogi i spojrzał na mnie zdziwiony. Może mi się wydawało, ale zanim odwrócił wzrok z powrotem, ujrzałem znikomy uśmiech.
- Czy to z mojej winy ? - zaczynało robić się niebezpiecznie, chyba wolałem jak mało mówił i się do mnie przytulał.
- N-nie... To znaczy... To n-nie tak... O , SKRĘĆ TUTAJ, SKLEP ! - krzyknąłem, a gdy tylko zaparkował, wyskoczyłem z samochody jak oparzony i pobiegłem w stronę sklepu. Kilka osób spojrzało na mnie jak na nienormalnego, ale nie obchodziło mnie to za bardzo. Miałem tylko nadzieję, że jak znowu znajdziemy się w samochodzie, nie będzie chciał wznowić tego tematu.
 Kupił wino, czekoladki i bukiet kwiatów. Mówiłem , że przesadza ale wcale mnie nie słuchał, dlatego przestałem oponować. W samochodzie panowała niezręczna cisza, stukałem palcami o kolano, nie wiedząc co zrobić z rękami. W końcu sięgnąłem w kierunku radia, które włączyłem. Z głośników wydobyły się słowa piosenki :

I want you to want me.
I need you to need me.
I’d love you to love me.
I’m begging you to beg me.
http://www.youtube.com/watch?v=K0iO5OM5I4c

Nie to nie była odpowiednia piosenka, na ten moment... Czym prędzej przełączyłem stację.


It's more than a feeling (more than a feeling)
http://www.youtube.com/watch?v=SSR6ZzjDZ94

O nie, nie!

Don't wanna close my eyes
I don't wanna fall asleep
Cause I'd miss you babe
And I don't wanna miss a thing
http://www.youtube.com/watch?v=Ss0kFNUP4P4

To tym bardziej !!!

I love you
I have loved you all along
And I miss you
http://www.youtube.com/watch?v=qqU9-0uuGAU

To chyba jakiś żart !!! Prychnąłem zdenerwowany i wyłączyłem radio. Czy na prawdę nic innego w nim nie może lecieć ?!
- Mam tu gdzieś płytę z wiejskim country jeśli chcesz. - Jego ironia i spory uśmiech nie były w tym momencie potrzebne, na prawdę. Prychnąłem ponownie i zacząłem gapić się na krajobrazy, które dokładnie już znałem. Do moich uszu ponownie dobiegł dźwięk radia.

One my knees, I’ll ask
Last chance for one last dance
‘Cause with you, I’d withstand
All of hell to hold your hand
I’d give it all
I’d give for us
Give anything but I won’t give up
‘Cause you know,
you know, you know

 Nie musiał tego włączać, nie musiał...

 * * *
- Nathi !!! Kochanie ! Jak ja się za Tobą stęskniłam ! - babcia wyskoczyła na mnie jak zwykle, tuląc do siebie. Wyściskała mnie tak, że nie czułem swoich kończyn, ale mimo to uśmiechałem się pogodnie. Kochałem ją , jak nikogo z mojej rodziny. gdy tylko staruszka mnie puściła, przedstawiłem jej drugiego gościa.
- Babciu. To jest Milo. Mój.. kolega. - zawahałem się nieco, patrząc na niego. W zasadzie co miałem powiedzieć ? Mój nauczyciel? Facet, który mnie przeleciał, a mi się podobało? Ten, który tak wspaniale całuje, że miękną mi kolona ? Mój prywatny Bóg ? Mój.. mój..
- Oh, jaki Ty jesteś przystojny ! Piękny z Ciebie mężczyzna kochanieńki! - babcia wyściskała go równie czule, jak i mnie. Niestety sięgała mu jedynie do klatki piersiowej, nawet ja byłem od niej wyższy. Trochę.. Milo odwzajemnił uścisk i tak uroczo się uśmiechnął, że znowu poczułem małe ukłucie w sercu. Potrząsnąłem głową, nie chciałem myśleć o takich rzeczach teraz.  Babcia zaprosiła nas do środka i od razu ugościła herbatą i ciastem. Nie odbyło się bez narzekania na upominki od Milo. Oczywiście była mu wdzięczna, ale przypuszczam , ze zrobiło jej się nieco głupio. Po prostu nie była przyzwyczajona , że mój... osoba z którą przybywałem tak ją traktowała.
- Kochani, ja dokończę obiad, potrwa to jakieś pół godzinki. Jeśli chcecie, to lećcie się przejść. Nathi, pokaż koledze okolicę. - babcia krzątała się po kuchni, wstawiając garnki na gaz, a my siedzieliśmy przy stole, dokańczając herbatę. - Milo, na pewno Ci się spodoba. Pine Hill to bardzo malownicze miasteczko.
- Tak, gdy jechaliśmy co nieco zobaczyłem. Muszę przyznać , że jest tu na prawdę pięknie. Nawet myślałem nad tym , żeby przyjechać tu kiedyś z Nathem na dłużej, oczywiście jeśli tylko Pani będzie chciała. - skłonił lekko głowę, a babcia rozpromieniła się jeszcze bardziej. Cholerny Pan Idealny. Dlaczego musiał robić wszystko z taką gracją ?! Spojrzałem na niego w osłupieniu. Dlaczego chciał tu ze mną przyjeżdżać na dłużej?
- Oh ! Pewnie ! To będzie dla mnie najprzyjemniejsza rzecz pod słońcem ! Nathi nie za często mnie odwiedza, a szczególnie z tak miłymi gośćmi. Na górze mamy trzy sypialnie, więc się pomieścimy. Zresztą, Nathi nie lubi w moim domu spać sam, to nawet moglibyście zając jeden pokój. Jeśli nie miałbyś nic...
- Baaaabciu ! Babciu!- przerwałem, czując , że za chwilę zaraz spłonę, nie ułatwiało mi tego nieustające spojrzenie Milo. - My już pójdziemy... T-tak, przejdziemy się. - wstałem raptownie od stołu.
- Ale przecież ciekawy temat się.. -
- Na dwór. - Warknąłem na Milo, który widocznie nieźle się bawił, gdyż uśmiech nie schodził mu z twarzy. - Wrócimy niedługo.
- Dobrze, dobrze moje dzieci. Nie spieszcie się. - Czasami mi się wydaje , że babcia widzi więcej, niż ja sam..
Wyciągnąłem go czym prędzej na zewnątrz. Nawet nie wzięliśmy kurtek. Ciągnąłem go za rękę nic nie mówią. Doszliśmy do parku, a ja nie zwolniłem marszu.
- Hej, hej. - poczułem jak stanął i pociągnął mnie mocno do siebie. Zachwiałem się i wpadłem na niego. Obrócił mnie w swoją stronę , a gdy nasze spojrzenia się spotkały , serce znowu zaczęło bić mi szybciej. - Zwolnij, mieliśmy iść na spacer, a nie na bieg przełajowy. - zaśmiał się i znowu to zrobił. Pocałował mnie. Tak zwyczajnie. Moje serce oszalało. Gdy przestał, wtuliłem się w niego, odwzajemnił uścisk i ucałował mnie w czubek głowy. Dzisiaj dawał mi stokroć więcej czułości, niż przez ten cały czas, odkąd go poznałem. Nie oddalając się ode mnie, pokierował nas w stronę ławki. Usiadł, a gdy chciałem zrobić to samo, znów przyciągnął mnie do siebie, tak że wylądowałem na jego kolanach. Zaskoczony tym faktem, chciałem wstać, ale nie pozwolił mi.
- A jak ktoś nas zobaczy ? - w końcu byliśmy w parku, może teraz nie było nikogo, ale za chwilę ktoś mógł się zjawić.
- Tak bardzo się tego wstydzisz ? - wyszeptał. Jego oczy zawładnęły mną , kiedy tylko pierwszy raz je ujrzałem. Stalowe, takie zimne i niedostępne, teraz patrzyły na mnie wyrażając prośbę. Pokręciłem przecząco głową i znów do niego przylgnąłem. Niemal słyszałem jego miarowe bicie serce. Czułem jak unosi się jego klatka. Wdychałem zniewalający zapach. Nie był to zapach perfum czy dezodorantu, ale jego zapach. Taki kuszący.. piękny.
- Ty tak poważnie mówiłeś z tym przyjazdem tutaj ? - zacząłem.
- Tak, a dlaczego miałbym mówić niepoważnie?
- Nie wiem... po prostu to dziwne, że chcesz ze mną tu być.. przecież nie musisz. - westchnął, jedna z jego dłoni wodziła po moim boku uspokajająco.
- Nie muszę, ale chcę.
- Dlaczego ?
- Co ? - chyba nie zrozumiał mojego pytania, a ja miałem zamiar zacząć poważniejszą rozmowę. W końcu nie mogłem żyć w niepewności.
- Dlaczego chcesz tu ze mną być ?
- Oh, mówiłem Ci już, że uwielbiam spędzać z Tobą czas...
- Nie Milo. - usiadłem, odrywając się od niego, jednak nie zszedłem z jego kolan. Lubiłem kiedy był blisko... - Powiedz mi szczerze. Dlaczego to wszystko robisz ? Czego ode mnie chcesz ? - patrzyłem w głębie jego oczu, która przeszywała mnie na wskroś. Nie zamierzałem jednak zrezygnować . Nie teraz.
- Dlaczego zerwałeś z Elly ? - zmienił temat ,a ja niemal warknąłem.
- Nie o tym rozmawiamy.
- Właśnie, że o tym, ale Ty boisz się odpowiedzieć.
- Niczego się nie boję. - zaprzeczyłem, unosząc oczy ku niebu.
- Więc mi odpowiedz. Czy... - ucałował moje gołe ramię. Niemal od razu dreszcz przeszedł moje ciało. -... zrobiłeś to z mojego powodu ? - Nie licząc który raz tego dnia, spłonąłem rumieńcem i odwróciłem wzrok. - Widzisz.. Ty też nie odpowiadasz na moje pytania.
- Nawet jeśli, to co ? - zapytałem niby obojętnie, a w duszy drżałem niczym osika.
- Nawet jeśli co ? - dopytywał się. Byłem niemal pewny , że wie o co mi chodzi i tylko się ze mną drażni. Zagryzłem wargę i odczekałem chwilę, bijąc się z myślami.
- Nawet jeśli zerwałem z Elly dla Ciebie... To co z tego? - ponowiłem pytanie, nerwowo poprawiając włosy.
- Czy to znaczy , że coś do mnie czujesz ? - jego głos dudnił mi w uszach. Dlaczego takie tematy nie sprawiały mu żadnego problemu ?! Rozmawiał ze mną niczym o pogodzie !!!
- Milo.. proszę.. - jęknąłem i schowałem twarz w dłoniach.
- Odpowiedz, przecież to zwykłe pyt... - nie wytrzymałem i wpiłem się w jego usta. Ne mogłem dłużej znieść tego głębokiego głosu i pytań, na które nie chciałem odpowiadać. Zaskoczyło go to, czułem , że przez chwilę nie widział co ma zrobić. Pierwszy raz tak ostentacyjnie go pocałowałem. Gdy rozchylił wargi, wkradłem się językiem i pogłębiłem pocałunek. Jedną z dłoni położyłem na policzku, a druga z tyłu jego głowy. Był taki cudowny. Jego wargi, jego język i dłonie, które sunęły po moim udach. W takich chwilach jak ta, nie liczyło się nic wokół nas. Nie obchodzili mnie teraz przechodnie, jeśli jacyś się pojawili. Nie obchodziły mnie godziny i chłód na dworze. Usiadłem na nim okrakiem, chcąc się wygodniej usadowić. Gorąco jakie biło od jego ciała , uderzało we mnie ze zdwojoną siłą. Mruczał tak, że mój puls wzrastał z każdą chwilą. Jego dłoń wkradła się pod mój sweter, gładząc gołe plecy, a języki wirowały w szalonym tańcu. Jęknąłem, gdy drugą dłonią złapał mnie za pośladek. Przy nim było mi tak wspaniale, że zapominałem o rzeczywistości. A podobno to jemu chodzi jedno po głowie... W końcu oderwałem się od niego, dysząc ciężko. Obydwaj się uspokajaliśmy. Wodził nosem po mojej twarzy, miał zamknięte oczy. Poprzez rumieńce na jego twarzy, wyglądał jeszcze rozkoszniej.
- A teraz, chodźmy na obiad. - powiedziałem, po czym wstałem i biorąc go za rękę, zaciągnąłem do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz