środa, 4 kwietnia 2012

6. L'enseignement


 
     Może jestem idiotą, ale w pewnych sytuacjach nie potrafię odmawiać. Elly jest uroczą dziewczyną i widać potrafi wywierać na mnie wpływ. Prędzej czy później i tak zawsze osiągnie swój cel. Nie mogło być inaczej i tym razem. Niewiele myśląc, zgodziłem się na obiad u jej rodziców. Wiem, zapierałem się, kłóciłem. Jest w niej jednak coś, co każe mi to zrobić. Obowiązek ? Możliwe. Od pół godziny szykowałem się do wyjścia. Stałem przed lustrem, po raz kolejny poprawiając fryzurę. Garnitur nie wchodził w grę, nie był w moim stylu. Założyłem na siebie wąskie, granatowe jeansy i białą koszulkę, którą przykryłem marynarką. Spojrzałem w lustro, efekt był zadowalający. Wyszedłem z pokoju, zbiegłem po schodach i opuściłem dom, jadąc w kierunku mojego własnego piekła.

    Zadzwoniłem, stojąc pod dużymi, dębowymi drzwiami. Nie czekałem długo , Elly z promiennym uśmiechem przywitała mnie w wejściu. Miała na sobie granatową sukienkę i czarne szpilki. Coś często ostatnio chodziła w sukienkach. Nigdy za nimi szczególnie nie przepadała, widocznie potrzebowała jakiejś zmiany.
- O hej kochanie. - pocałowała mnie na przywitanie. - Widzę , że dobraliśmy się kolorystycznie. - zaśmiała się, ciągnąc mnie w stronę salonu. W końcu ich zobaczyłem, czekali na mnie. Miny jak zwykle mieli te same. Ci ludzie chyba nigdy nie zmieniają wyrazu twarzy !
- Dzień doby. -przywitałem się.
- Witaj Nathanielu. Usiądź proszę. Pani Grenda za chwilę poda obiad. - Pan domu wskazał mi miejsce przy stole. Wszyscy do niego zasiedliśmy, a miła starsza kobieta przyniosła różnorakie dania, które sama ugotowała. Grenda pracowała u państwa Crack, z tego co wiem, od kilkunastu lat i była jedyną miłą osobą w tym domu. Nie licząc oczywiście mojej dziewczyny. Elly miała duży ładnie urządzony dom. Widać, że jej rodzice dobrze zarabiali. Zresztą tak jak i moi. Jednak nie czułem się tu komfortowo. Dusiła mnie ta sztywna atmosfera. To nie to, co u Daren'a, którego rodziców bardzo lubiłem, a oni lubili mnie. Tutaj czułem się jak intruz. Nałożyłem na talerz kawałki kurczaka w słodkim sosie i kilka ziemniaków. Niebieskowłosa siedziała obok mnie, kilka razy nawet dotknęła mojego kolana, chcąc dodać mi otuchy.
- Nathaniel. Więc jak Ci się układa w szkole ? - No i zaczęły się pytania. Przełknąłem ślinę, patrząc w stronę Pani Katherine, matki Elly. Była wysoką, szczupłą blondynką. Po kilku zmarszczkach, widać było , że nie jest młodą kobietą, jednak bardzo dobrze się trzymała. Zawsze elegancka, pachnąca, przystrojona drogą biżuterią i uczesana w najlepszych salonach. Nic innego, jak sztywna bizneswomen.
- Wszystko w porządku. Radzę sobie dobrze. Nie mam większych problemów z nauką.- odparłem, upijając trochę wody niegazowanej. Myślałem, że za chwilę się rozlecę. Ręce mi się trzęsły, a w gardle czułem pustynię. Dlatego nie cierpiałem takich spotkań !
- A masz jakieś dalsze plany ? - tym razem odezwał się Pan Peter. Mężczyzna o kruczoczarnych włosach, bardzo wysoki i umięśniony.
- Tak , oczywiście. Chciałbym zostać projektantem, otworzyć własne atelier... - nie dokończyłem, gdyż mi przerwał.
- A studia ?
- Myślałem o nich... Prawdopodobnie zdecyduję się na reklamę i marketing.
- Bardzo cieszy mnie to , że wybierasz się na studia. W końcu Wasza szkoła nie daje żadnych perspektyw na dalsze życie. Taka zabawa, nie przynosi żadnych zysków . - kiedy matka Elly mówiła, miałem ochotę ją rozszarpać. Kolejny urzędowiec zasrany, który nie ma pojęcia o sztuce i uważa, że studia są w życiu najważniejsze. Nie znosiłem takich ludzi. A jej podwójne, a nawet potrójnie ! Przełknąłem jednak kęs mięsa i czekałem na kolejny atak pytań.
- A czy myślałeś już o przyszłości z moją córką ? - padło pytanie, którego bym się nie spodziewał. Zakrztusiłem się kawałkiem ziemniaka. Chciałem delikatnie odchrząknąć, jednak mi się to nie udało i zacząłem kasłać. Usłyszałem głos Elly i poczułem klepanie na plecach.
- Mamo ! Przestań ! Jeszcze nie czas na takie rzeczy !
- Elly, muszę wiedzieć z kimś się spotykasz i jakie ma plany z Tobą związane. - uspokoiłem się trochę, mała reanimacja Elly i zimna woda pomogły.
- Mamo ! Przestań. Nie zadawaj mu takich pytań.
- Uważam , że jesteśmy jeszcze za młodzi na jakiekolwiek decyzję. - odparłem, składając sztućce na talerz. Mina rodziców Elly dała mi do zrozumienia, że taka odpowiedź ich nie satysfakcjonuje , jednak nie miałem zamiaru jej rozszerzać.
-Przepraszam, możemy iść już na górę? - niebieskowłosa również złożyła sztućce, za co byłem jej bardzo wdzięczny. Już dłużej tu nie wytrzymam.
- Tak , oczywiście. - jej matka wstała od stołu, a w jej ślady poszedł ojciec.
- Dziękuję Państwu za zaproszenie. Obiad był pyszny. - podziękowałem, chcąc jako tako się zachować. W końcu obiecałem Elly , że z nią pójdę, więc nie chciałem wyjść na chama bez wychowania.
- My dziękujemy , że nas odwiedziłeś Nathaniel. - na całe szczęście szybko poszliśmy na górę. W pokoju niebieskowłosej odetchnąłem z ulgą. Rzuciłem się na łóżko, a na głowie położyłem jeden z jaśków.
- Myślałem , że tam umrę.. - powiedziałem, wzdychając. Poczułem jak Elly kładzie się na mnie i zdejmuję małą poduszkę z mojej głowy.
- Kocham Cię za to, że wytrzymałeś i za wszystko, mój, mój, mój. - Pocałowała mnie, a ja oddałem pocałunek, gdy go pogłębiła, a jej dłonie zaczęły badać mój tors, odsunąłem ją od siebie.
- Twoi rodzice są w domu.
- A ja zamknęłam drzwi, daj spokój. - powiedziała, powracając do całowania mnie. Ona jest niewyżyta seksualnie, naprawdę.


  *  *  *

 W szkole ponownie zachowywaliśmy się jak para. Widziałem zazdrosne spojrzenia facetów, którzy pochłaniali Elly wzrokiem. Ona jednak patrzyła tylko na mnie, kochała mnie. Wiedziałem o tym. Jednak nadal nie wiedziałem, co ja czułem. Wpierałem sobie, że kocham ją całym sercem i może tak było. Zobaczyłem ją na korytarzu, roześmianą i promienną. Rozmawiała z koleżankami. Podszedłem do niej i przytuliłem się od tyłu.
- Kochanie. - powiedziałem, widziałem miny jej koleżanek. Spłonęły rumieńcem, gdy do nich mrugnąłem. Śmieszyły mnie takie sytuację. Nigdy nie pojmę dziewczyn i ich zachowań. Odwróciła się w moją stronę i przytuliła do mnie.
- Zabieram ją Wam dziewczyny, do zobaczenia. - Odciągnąłem Elly od znajomych i złapałem za rękę , idąc w stronę gdzie mieliśmy rysunek. - Rysunek. Czyli na górę kochanie. - szła obok, rozglądając się na boki.
- Jesteś dla mnie ostatnio taki kochany, że aż nie chce mi się z Tobą rozstawać nawet na krok. - Pocałowała mnie w policzek, a ja uśmiechnąłem się lekko. Doszliśmy do sali, w której odbywały się zajęcia z Milo. Na miejscu było kilka osób, szykowali sztalugi. Ja jak zwykle poszedłem na swoje miejsce, zaraz przy biurku granatowowłosego. Położyłem swoje rzeczy na drewnianej skrzyni i przysunąłem sztalugę.
- Kochanie, stanę dzisiaj z drugiej strony, chce mieć inną perspektywę.
- W porządku. - odparłem, patrząc na dziewczynę, która przenosi wszystko na drugi koniec sali. - Widziałem jak Milo podnosi głowę z nad jakiegoś zeszytu, spojrzał na mnie, lekko mrużąc oczy.
- Hej. - przywitałem się, siadając na skrzyni.
- Cześć. - odparł, odwrócił wzrok patrząc na Elly, po czym znowu powrócił do mnie, a następnie zatopił się w białych kartkach zeszytu. Gdy wszyscy już przyszli, rozpoczęliśmy rysowanie. Nie wiem dlaczego, ale nic mi nie szło. Nie mogłem osiągnąć tego co chciałem. Ołówki, kartka, gumka, temperówka, wszystko było przeciwko mnie. Zezłoszczony odłożyłem wszystko i usiadłem na skrzyni, wpatrując się w szkic. Nie podobał mi się. Spuściłem wzrok, wpatrując się w szarawe kafelki. Poczułem jak ktoś staje obok mnie, podniosłem głowę i zobaczyłem nauczyciela.
- Co jest ? - zapytał, patrząc na moje nieudane dzieło.
- Nic. Nic mi nie wychodzi ! - powiedziałem zezłoszczony. Zaśmiał się cicho.
- Nath... widocznie coś Cię trapi. Widziałem Twoje prace. Posuń się. - usiadł obok, badając mnie wzrokiem . - Coś się stało ?
- Nie, nic, po prostu mam ciężkie dni. - westchnąłem, nie patrząc na niego.
- Powiedziałbym, że jesteś całkiem szczęśliwy. - odwróciłem głowę w jego stronę, robiąc minę, która miała świadczyć o tym, że go nie zrozumiałem.
- Chodź. - powiedział i wstał ze skrzyni.
- Gdzie ? - zapytałem, jednak podążyłem za nim, nie uzyskując odpowiedzi. Wszedł do łazienki, zamknąłem drzwi za nami, a on wyciągnął paczkę papierosów.
- Palisz ? - zapytał. Podpalił cienką rurkę i wyciągnął paczkę w moją stronę.
- Palę. - odparłem, chcąc się poczęstować .
- To nie pal. - nim zdążyłem to zrobić, zabrał rękę i wsadził pudełko do kieszeni.
- Milo ! -krzyknąłem, zaśmiał się wypuszczając dym z różowawych ust.
- Nie pal. To niezdrowe. - oparł się o kafelki, krzyżując ze sobą nogi. Łazienka była całkiem przestronna. Długi korytarz, w którym znajdowały się kabiny, zakręcał, tworząc całkiem spore miejsce dla palaczy. Oczywiście nieoficjalne.
- W porządku, idę po swoje. - odwróciłem się na pięcie, jednak pociągnął mnie za nadgarstek, odwracając w swoją stronę. Poczułem chłód jego dłoni na swoim ciele, spojrzałem w  stalowe tęczówki, przeszywające niczym gorący metal. Przeszły mnie ciarki, lekko szarpnąłem rękę, aby uwolnić się z jego uścisku. Staliśmy blisko siebie , mierząc się wzrokiem.
- Daj spokój. - Powiedział w końcu. - Chodź. - złapał mnie za dekolt bluzki, przyciągając do siebie. - Otwórz buzię.- Gdy usłyszałem jego głęboki głos, tak blisko mnie, moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości, a dziwne mrowienie rozeszło się po całym moim ciele. Rozkoszowałem się jego zapachem. Gdy nie zareagowałem, zamienił nas miejscami tak, ze to teraz ja dotykałem ściany. Zaśmiał się. Widząc jego białe zęby, zacząłem mierzyć wzrokiem całą jego twarz. W końcu znowu się odezwał.- Chcesz palić, to pal, ale z moich ust. - słyszałem co mówił, wszystko do mnie docierało, jednak nie odsunąłem się. Czułem nieznany paraliż w całym ciele i nie wiedziałem co mam zrobić. Moje myśli odpłynęły daleko, w nieznane mi miejsca. Wciągnąłem powietrze, zapatrzony na mężczyznę, który zaciągnął się dymem, po czym zbliżył do mnie. Uchyliłem nieco wargi, a gdy poczułem na nich chłodne usta mimowolnie westchnąłem. Powoli wpuścił dym, a ja z chęcią go przyjąłem. Zamknąłem oczy, czułem że nadal się ode mnie nie odsunął . Biała poświata wydostała się z mojego nosa. Uchyliłem powieki, widząc granatowowłosego blisko mnie, nadal się uśmiechał.
- Wyglądałeś teraz jak mały smoczek.- zaśmiał się, a ja spłonąłem rumieńcem. Poczułem się jak kretyn, jednak cała sytuacja bardzo mnie intrygowała.- Nawet nie wiesz, co chciałbym teraz zrobić. - położył dłoń na moim biodrze, a drugą oparł tuż obok mojej głowy. Nie panowałem przy nim nad swoim ciałem. Czułem, jakby oblewały mnie płomienie, dłonie zacisnąłem w pięści , gdyż drżały niczym osiki.
- Milo.. Co Ty..- wykrztusiłem. Wodził nosem po mojej twarzy. Nasze torsy były złączone, a ja myślałem, że za chwilę oszaleję i uduszę się własnym powietrzem.
- Cii.- szepnął, zamknąłem oczy. - Otwórz, chce na nie patrzeć. Jesteś śliczny kiedy się wstydzisz. - zamrugałem kilka razy, nie wierzyłem w słowa, które wypowiadał. Co mu się do cholery stało. Zdrowy rozsądek kazał mi go odepchnąć, jednak było jeszcze coś innego.. Coś co wcale się nie zapierało i wygrywało z rozsądkiem.


  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz